Walentynki w Wenecji

"Noc w Wenecji" - reż: Artur Żymełka - Teatr Muzyczny w Łodzi

Dzień Zakochanych stał się doskonałą okazją do zaprezentowania pełnej miłosnych perypetii operetki "Noc w Wenecji" Johanna Staraussa - najnowsza premiera Teatru Muzycznego odbyła się w sali lustrzanej Muzeum Miasta Łodzi. Dzięki temu twórcy spektaklu pozbyli się kłopotu związanego z budową scenografii, a widzowie mieli wrażenie przepychu, bowiem ociekające złotem ściany, olbrzymie lustra oraz balkon sprawiły, że mieliśmy wrażenie udziału w monumentalnej inscenizacji.

Teatr Muzyczny w Łodzi powinien dostać specjalną nagrodę za oszczędność - to kolejna po „Wesołej wdówce” inscenizacja, w której twórcy wykorzystali naturalne warunki panujące w miejscu wystawiania spektaklu. Poprzednio był to ogród Pałacu Poznańskiego, tym razem sala Muzeum Miasta Łodzi, która przypomina miejsce, w jakim odbywają się najwyśmienitsze bale świata. Mimo, iż krzesła dla widzów ustawione były niezwykle ciasno, a spektakl ograniczał się do zaprezentowania kolejnych utworów operetkowych, niewiele osób powiedziałoby o tym spektaklu, że była to skromna inscenizacja. A jednak - oczy cieszyły jedynie piękne suknie i starannie ułożone fryzury kobiet, natomiast niezapomnianych wrażeń muzycznych tradycyjnie dostarczyli śpiewacy, chór oraz orkiestra pod batutą Lesława Sałackiego. Niezwykłe poczucie humoru, jakim Ziemowit Wojtczak obdarzył odgrywaną przez siebie postać wesołego kucharza Pappacody otwierającego przedstawienie, udzieliła się widzom, którzy żywo reagowali na wszystkie występy śpiewaków.

Choć jest to jedna z najbardziej znanych operetek świata, fabuły „Nocy w Wenecji” nie sposób opanować - nawet najwytrwalsi widzowie serialowych tasiemców mają szansę pogubić się w natłoku postaci, intryg, miłosnych podstępów i nieporozumień będących ich następstwem. Wszystkiemu winne jest pojawienie się Guido, księcia Urbino (Sylwester Kostecki), który słynie ze swych uwodzicielskich zdolności. Weneccy mężowie bynajmniej nie cieszą się z jego przyjazdu, kobiety natomiast z niecierpliwości zacierają ręce. Jednak nie tylko książę roztacza w krąg swój urok, sporym powodzeniem u płci pięknej cieszy się także cyrulik księcia Caramello (Szymon Jędruch), który podczas poprzedniego pobytu w mieście flirtował z rybaczką Anniną (Sylwia Strugińska), po czym beztrosko zapadł się pod ziemię - na kilkanaście miesięcy słuch o nim zaginął. Kobieta doskonale pamięta zniewagę, jednak jej złość nie trwa długo, uczucie okazuje się silniejsze. W wyniku licznych nieporozumień bohaterowie zamieniają się rolami oraz wpadają w przejściowe kłopoty, jednak ostatecznie wszystko dobrze się kończy. Historię wieńczy karnawałowy bal na placu św. Marka, podczas którego wszyscy doskonale się bawią.

Zaprezentowana inscenizacja była wersją koncertową znanej operetki, w związku z czym śpiew był dominującym środkiem wyrazu. Streszczenie każdego z trzech aktów prezentowała widzom Mieczysława Andrzejak, jednak sądząc po reakcjach publiczności niewielu nadążało za rozbudowaną fabułą, w związku z czym większość nastawiła się na słuchanie znanych utworów. Postaci wyłaniały się zza znajdujących się po obu stronach sceny drzwi lub też pojawiały się na balkonie, a nawet wychodziły spośród publiczności. Twórcy starali się zagarnąć jak największą przestrzeń i tym samym wciągnąć widzów do scenicznego świata. Pozytywnie oddziaływał też dobry humor dyrygenta, któremu zdarzało się wtrącić zabawną uwagę (postanowił nieco przyspieszyć poczynania aktorów, popędzając ich kolokwialnym lecz wzbudzającym uśmiech sympatii: „no to nawijajcie”), czy puścić oko do publiczności. Tego typu zachowania doskonale wpisały się w pogodny ton operetki, której głównym zadaniem jest wprawienie słuchaczy w dobry humor. To zdecydowanie udało się osiągnąć artystom Teatru Muzycznego.

Olga Ptak
Dziennik Teatralny Łódź
16 lutego 2010

Książka tygodnia

Teatr, który nadchodzi
Wydawnictwo słowo/obraz terytoria Sp. z o.o.
Dariusz Kosiński

Trailer tygodnia

La Phazz
Julieta Gascón i Jose Antonio Puchades
W "La Phazz" udało się twórcom z "La ...