Walka męskiego z żeńskim

"Małe zbrodnie małżeńskie" - reż: Grzegorz Kempinsky - Teatr Śląski w Katowicach

W Teatrze Śląskim najwyraźniej lubią Erica-Emmanuela Schmitta. Po wystawieniu "Oskara i Pani Róży" w 2005 r. na afiszu teatru zagościła kolejna sztuka firmowana nazwiskiem francuskiego dramatopisarza - "Małe zbrodnie małżeńskie" w reżyserii Grzegorza Kempinsky\'ego. I całe szczęście, ponieważ dzięki temu repertuar katowickiej sceny wzbogacił się o znakomity spektakl, dobrze pomyślany i jeszcze lepiej zagrany

Widzowie od pierwszych minut spektaklu wchodzą w rolę podglądaczy (a właściwie zostają w niej celowo umieszczeni). Przenoszą się do mieszkania zwyczajnego francuskiego małżeństwa po trzydziestce, Lisy (Ewa Kutynia) oraz Gillesa (Marcin Szaforz). Sytuacja jednak nie jest typowa: mężczyzna cierpi na amnezję spowodowaną – jak z początku sądzi – upadkiem ze schodów. Czuła i kochająca żona stara się przypomnieć Gillesowi jego własną osobowość, wyjaśnić swoje miejsce w jego życiu. W pierwszej odsłonie sztuki w powietrzu unosi się wyraźnie wyczuwalny zapach słodyczy, troski, spokojnego przekonania, że nieszczęście wkrótce minie jak zły sen. Niestety, mgła złudzeń i oszustw rozwiewa się w błyskawicznym tempie – Gilles wcale nie przypomina ideału wykreowanego przez Lisę, a do tego nie ma pojęcia, że żył pod jednym dachem z nieudolną zabójczynią z problemem alkoholowym.  

„Małe zbrodnie małżeńskie” to połączenie lubianego przez szeroką publiczność kryminału z autentycznym dramatem psychologicznym. Akcja rozwija się powoli, lecz konsekwentnie, napięcie cały czas rośnie. Lisa i Gilles na oczach widzów zmieniają się z kochających się małżonków w dwoje walczących na śmierć i życie ludzi. Sami nie wiedzą, co ich opętało, ale z pewnością któraś z tych trywialnych przyczyn, które burzą stabilność związku tak, jak termity naruszają drewnianą konstrukcję domu. Może w ich relacje wkradła się nuda, może on poznał jakąś ładniejszą, mądrzejszą, z dużo niższego rocznika. Może ona nie potrafi sobie poradzić z nadciągającą starością albo pustką i chłodem domu.

Tę walkę „męskiego” z „żeńskim” Kempinsky zaaranżował wyjątkowo pomysłowo, właściwie dzięki prostym a trafionym zabiegom. Między kolejnymi częściami spektaklu na scenę wbiegają charakteryzatorzy i technicy, by pomóc bohaterom przygotować się do następnego starcia. Reżyser osiągnął skrzyżowanie zabiegów przed wyjściem na ring bokserski oraz kamery. Zmianę klimatu dyskretnie sygnalizuje zmieniane ubranie – Gilles zrzuca białą koszulę, a Lisa jasną sukienkę, by przywdziać czerwono-białe ubranie, być może symbolizujące miłość, nienawiść, zazdrość, rozpacz. Z klimatem spektaklu znakomicie współgra muzyka: Kempinsky zdecydował się na gęsty od emocji kawałek, gdzie występują w duecie śpiewająca kobieta i rapujący mężczyzna. Wrażenie robią co niektóre „smaczki”, na przykład sceny z wykorzystaniem luster albo walizek, napaść Lisy na męża i Gillesa na żonę. Reżyser zdecydował się również na elementy farsy, jednak zdołał odpowiednio wyważyć proporcje, dzięki czemu śmiech jeszcze bardziej uwydatnia tragizm sytuacji.

Oczywiście, spektakl nie wypadłby tak imponująco w swojej kameralności, gdyby nie doskonała gra aktorska. Ewa Kutynia oraz Marcin Szaforz znakomicie się dopełniali – ich kreacje nie miały w sobie nic papierowego ani sztucznego. Na scenie oddali całą gamę autentycznych emocji, znajomych przede wszystkim dla tych, którzy znają blaski i cienie wspólnego życia. Ewa Kutynia wzbudza szczególny zachwyt zwłaszcza pod koniec spektaklu, gdy daje upust niszczącym uczuciom – zmienia się wówczas w szalejącą kobietę, balansującą na granicy równowagi psychicznej. Prawdziwy popis destrukcyjnej ekspresji.

„Małe zbrodnie małżeńskie” to psychologiczna perełka, dopracowana do ostatniego szczegółu. W tym spektaklu nikt nie przedstawia zgrabnych, niezawodnych recept na szczęśliwe życie, nie stawia łatwych do przewidzenia diagnoz. Natomiast otwarte zakończenie sprawia, że sporo pytań zostaje zawieszonych w próżni. Eric-Emmanuel Schmitt skłania widzów do refleksji – nie tylko nad sztuką, ale przede wszystkim własnym życiem.

Monika Adamczyk
Dziennik Teatralny Katowice
5 kwietnia 2011

Książka tygodnia

Teatr, który nadchodzi
Wydawnictwo słowo/obraz terytoria Sp. z o.o.
Dariusz Kosiński

Trailer tygodnia

La Phazz
Julieta Gascón i Jose Antonio Puchades
W "La Phazz" udało się twórcom z "La ...