Wariacje na temat

13. Festiwal Szekspirowski w Gdańsku

Zacznijmy bajkę. Bajka będzie dosłowna, dobitnie współczesna, brutalna. O dwóch cnotach i jednej wadzie. Miłości, przyjaźni, zazdrości. O mężczyznach i kobietach. Korelacji, przyciąganiu, oddaniu. Wreszcie o pozorach i kiczu. Bajka dla dorosłych, bajka bez happy endu.

Desdemona w tej historii jest piękną, młodą, blondwłosą dziewczyną-kocicą. Wydaje się naiwna i głupiutka, a w szpilkach i czarnej, błyszczącej, ledwo zakrywającej pośladki sukience przypomina dzisiejsze gwiazdy, gwiazdeczki. Jest seksowna i nieokiełznana, co zgrzytliwie kontrastuje z wiodącym sposobem ukazania jej postaci. Desdemona jest jeszcze dzieckiem. Czasem piśnie z radości, to znowuż tupnie nóżką. Dalej mamy Otella, mężczyznę dojrzałego, doświadczonego, starego. Weterana wojen i życia. Karykaturę młodości, zawieszonej niczym pstra ozdoba u jego boku. Skandalizującego różnicą wieku ojczulka i kochanka. Jago i Cassio zaś to najlepsi przyjaciele. Nierozłączni druhowie, kamraci połączeni braterstwem krwi. Siły łączącego ich uczucia nie jest w stanie nic naderwać. Świat nigdy nie słyszał o takiej przyjaźni. Jest jeszcze przeciętna, szara Emilia, jej jednorazowy grzech, upodlenie i wina. Jest Bianka, lokalna ladacznica, perła Cypru, silna, zdecydowana, z góry przegrana. Jest tragedia. Nie jedna, a kilka, równoczesnych, przenikających się, uzupełniających. Swoista wariacja na temat. Na temat czego właściwie?

Myślą przewodnią zdaje się być sam dramat człowieka, różne rodzaje miłości, różne obsesje, winy. Mistrz Szekspir zyskał żeńskiego kompana – twórczynie łódzkiego spektaklu Agatę Dudę-Gracz, która tekst Otella wzbogaciła własnymi sekwencjami, o ile wpisującymi się w całość, o tyle nieraz zbędnymi. Tak jak przemawiają do nas słowa Wielkiego Dramaturga, tak wplecione w całość dialogi autorskie nie zawsze przekonują. Może zresztą nie taka była ich rola. Bądź co bądź tekst został wzbogacony, wątki naświetlone, bajkę rozpoczęto.

Jak to w przypowieściach bywa sprzedano nam iście plastyczne tło wydarzeń. W scenografii, świetle, muzyce i psychologii postaci dominuje czerń i czerwień. Oba, wyraziste, mocne kolory zawierają w sobie wszystkie panujące na scenie namiętności. Sekwencje ruchomych obrazów, malowniczych scen, wręcz lirycznych fragmentów ścierają się z odsłoniętą, gołą ścianą teatru, z całą jej konstrukcja i mechanizmami. Oto na posągowym koniu przybywa majestatyczny Otello, oto doskonała scena sztormu, magiczna lekcja anatomii niczym u profesora Tulpa. Oto bal, zabawa, szaleństwo, elegancki płaszcz utkany z pluszaków – mitów dzieciństwa, szamotanina za jaskrawą płachtą, labirynt metalowych łańcuchów. Feeria interesujących pomysłów inscenizacyjnych. Im były ciekawsze, tym owa ściana dobitniej kontestowała ich zasadność. Z jednej strony stworzono nam malowniczą, zaskakującą, nadprzyrodzoną scenerię, z drugiej zbyt bezpośrednio zakwestionowano jej obecność. Luźne nawiązanie do wykorzystywanego przez autorkę teatru absurdu. Efekt teatralnej sztuczności, przypomnienie, co jest rzeczywistością, a co jedynie fikcją..

Reżyserka maluje nie tylko obrazem, ale i muzyką. Ponure, głośne, często wręcz psychodeliczne dźwięki czerni kontra kunsztowne, patetyczne, magiczne, tajemnicze nuty czerwieni. Całość iście dopasowana i przystająca. Muzyka, światło, przestrzeń. Losy jednych bohaterów i w ich cieniu koleje drugich. Wszyscy zamknięci w swoich zakratowanych klatkach, zamknięci w swoich historiach, błędach, pragnieniach i żądzach. W rzeczywistości spaczonej przez zawiść, pychę, zazdrość. Opowieść o tyle okrutna, że powstała na micie przyjaźni i miłości. O tyle dobitna, że naznaczona nienawiścią i mordem. Relacja o sile destrukcji, braku moralności i złu.

Łódzki „Otello” chce zachwycać – interesuje, chce urzekać – ciekawi, chce szokować – nudzi. Relacje między Cassiem a Biancą należą do najciekawszych w przedstawieniu. Zbudowane są na stosunku fizycznym, pożądaniu, burzliwym seksie. A jednak tylko dwie z wielu zaprezentowanych sekwencji tej cielesnej namiętności wypadły sensownie i były niezbędne. Pierwsza, między wspomnianą parą, na początku ich kontaktu – wybuch dzikiej, nieokrzesanej żądzy, miłość przeniesiona za barierę krat, zakazana, nieczysta. Oraz druga – przejmująca scena gwałtu na Biance – Biance prostytutce, Biance ofierze. Reszta zaś była tylko wykorzystaniem ogranego już motywu czy to w celu podkreślenia charakteru natury Cassia, czy to próbując tragedię przepleść z komizmem sytuacyjnym.
„Otello” Agaty Dudy-Gracz zdaje się być najmniej dramatem Otella. To raczej studium losów trzech różnych, acz upadłych kobiet. Desdemona jest infantylną trzpiotką, produktem swoich czasów, zabawką młodości. Jej bezgraniczna miłość i namiętność do starszego mężczyzny, to coś więcej niż przejście spod ojcowskiego płaszczyka w kolejne doświadczone, pewne ręce. Tkwi w tym pewien impuls, niezrozumiały determinant, zachcianka dojrzewania, hormonów, natury. Jest urocza i zawadiacka. Dzika w okazywaniu uczuć. Wcale nie przypomina cnotliwej żony. Może dlatego jej tragedia nie przeszywa dreszczem. Może jak Otello zbyt łatwo ulegamy pozorom, zewnętrznym czynnikom, powierzchownej ocenie. Kreacja Desdemony, bijącej infantylizmem, promieniującej naiwnością, nieco korespondującej z kiczem głupiej młodości z pierwszych stron gazet nabiera siły w momencie jej poniżenia. Wtedy to „jeszcze-dziecko” przeistacza się w owoc zazdrości Otella. Z rozpaczą i łzami na twarzy powtarza to „już-nie-dziecko” haniebną obelgę i zdaje się stawać tym, czym jest nazwana. Zwykłą wenecką dziwką. Choć umiera czysta, moc tych słów plami jej wargi i umysł.

Dalej mamy Emilię, poczciwą, kochającą. Kochającą miłością, która musiała się zakończyć zanim jeszcze na dobre się rozpoczęła. Pojawił się grzech, wraz z nim konsekwencje. Nie od razu, nie zaraz, ale później, potem. Natomiast miłość Bianki zaczęła się zbyt późno. Najpierw pożądała, potem pokochała. Ona, ladacznica, kurwa. Silna, acz skazana na porażkę.

Jago też był silny. Próbował pielęgnować w sobie uczucia wobec przyjaciela, nawet po ciosie, jaki go spotkał. Ale skrywane urazy, zazdrość, chęć władzy muszą kiedyś dojść do głosu. A gdy już doszły pociągnęły za sobą same tragiczne konsekwencje. Co się tyczy Otella, zbyt szybko stał się podatny i mały. On – wielki pan i wódz, nagle skulony przeżywa katusze własnych wyobrażeń, nasłuchuje szmerów chorej wyobraźni. Jego postać ewoluuje zbyt szybko i może dlatego pozostawia niedosyt.

Ponad dwugodzinny spektakl „Otello, wariacje na temat” przyciąga uwagę i angażuje zmysły. Niczym dobrze zapowiadająca się bajka wciąga, zaciekawia i intryguje. Kiedy okazuje się, że ta opowieść nie mówi o królewiczach, czarach i szczęściu jest już za późno. Tkwimy głęboko w tym ponurym, okrutnym świecie, gdzie żądze kierują czynami, gdzie wady dyktują zasady cnotom. I mimo nie zawsze przekonujących chwytów słuchamy i patrzymy z rosnącym napięciem. Aż bajka dobiega końca. Happy end nie nadszedł.

Kamila Kapiszka
Gazeta Festiwalowa 10/09
11 sierpnia 2009

Książka tygodnia

Teatr, który nadchodzi
Wydawnictwo słowo/obraz terytoria Sp. z o.o.
Dariusz Kosiński

Trailer tygodnia

La Phazz
Julieta Gascón i Jose Antonio Puchades
W "La Phazz" udało się twórcom z "La ...