Warszawski tygiel w rozkroku
„Rasputin" – reż. Michał Walczak – Teatr Rampa w Warszawie – 03.11.2024Po lutowej premierze spektaklu „Casanova. Warszawskie zauroczenie" Michał Walczak i Maciej Łubieński powracają z kolejną odsłoną muzycznego kabaretu „Pożar w burdelu", wrzucając widzów w kipiący krater targanej między Wschodem i Zachodem lewo- i prawobrzeżnej Warszawy, w wojenkę na polskiej scenie politycznej i Targówek jako studium przypadku, gdzie w mikroskali oglądamy pod krzywą lupą globalne bolączki społeczne. „Rasputin" ukazuje stolicę jako tygiel, gdzie w teraźniejszości przeszłość spotyka się z nowoczesnością, gdzie legendy łączą się z postępem technologicznym.
Od 2012 roku Michał Walczak, reżyser i dramatopisarz oraz Maciej Łubieński, historyk i dziennikarz, współtworząc kabaret literacki „Pożar w burdelu", komentują polityczną, społeczną i kulturalną sferę polskiej, a zwłaszcza warszawskiej rzeczywistości. Twórcy kabaretu postrzegają „Pożar w burdelu" jako hybrydę muzeum Warszawy, fabryki piosenek i obrazu miasta, a raczej jego krzywego odbicia. Poprzez satyrę, przerysowanie i wypaczenie, kabaret pozwala nabrać dystansu do codzienności i rozładować napięcie regularnie podtrzymywane przez mniej lub bardziej realne zagrożenia.
„Rasputin" wyraźnie wita z otwartymi ramionami, stawiając mocny akcent na rozwój kolektywu i inkluzywność. Dotychczasowy Burdeltata (kreowany przez Andrzeja Konopkę), męski i ostry wodzirej, tym razem pojawia się tylko na ekranie i przekazuje stery liczącemu się z emocjami Casanovie (w tej roli Filip Cembala), o czułym głosie i tanecznych ruchach, do którego aż chciałoby się przytulić. W duchu inkluzywności żegnamy monopol na wodzirejowanie i dzielimy pałeczkę z licznym kolektywem.
Przez lata działalności twórcy kabaretu stopniowo rozbudowują Burdelwersum, tworząc korowód powracających w kolejnych spektaklach postaci, do których dołączają nowe pokolenia. A wraz z rozwojem Burdelwersum, wzrasta publiczność, gdyż na widowiska „Pożaru w burdelu" przychodzą zarówno wierni widzowie, jak i nowi odbiorcy. I tak, w pląsach i śpiewach, malując w piosenkach i dialogach z trafną puentą obraz groteski naszych czasów, przez scenę przetaczają się znani członkowie Burdeltrupy, którym towarzyszą nowe twarze. Jest świat polityki z przedstawicielami sektora edukacji i kultury: Ministra Hanna Barbera Lewacka (Anna Mierzwa) i Zawisza Czarnek (Julian Mere). Są przedstawiciele ciała pedagogicznego integracyjno-sportowo-wyczynowej szkoły podstawowej nr 5324 na Targówku, z dyrektorką placówki na czele, mgr Marzeną Świrską-Wnerwińską (w tej roli tradycyjnie Agnieszka Makowska, przed którą, po obejrzeniu „Niepokoju nauczycielskiego", chyba bym dygnęła).
Kadra to mieszanka wybuchowa, która nie może nie sprawiać problemów. Dr Sandra Chandra (Kamila Boruta-Marszałek), psycholożka szkolna po kursie online, która po przejściu terapii wygląda tak, jakby nadal jej potrzebowała (czym wpisuje się we wszechobecną kulturę terapii). Profesor Max Hardkor (Maciej Łubieński), którego potajemne eksperymenty, prowadzone w bardzo prywatnym celu, stwarzają w Warszawie zagrożenie publiczne. Do ciała pedagogicznego dołącza jako nauczycielka WF-u, z rakietą tenisową w dłoni, Iga (Masza Wągrocka), która nie chce już być maszyną. Edmund Zgliszczak (Wojan Trocki), wydziedziczony syn Burdeltaty, także przytula się – dosłownie i w przenośni – w pokoju nauczycielskim. Solidarni w duchu walki o rozwój placówki, ochoczo składają wniosek o dofinansowanie w ramach KPO, by następnie rwać włosy z głów, gdy przychodzi do realizacji projektu, na który przyznano środki.
Szkoła nie ma racji bytu bez uczniów. Zatem widzimy Cyberprzemo (Przemysław Niedzielski), wrażliwe pacholę i szef młodzieżowego gangu w jednym, przeniesionego karnie z Wilanowa na Targówek. Jest Apo(stasia), łagodne dziewczę i przykładna uczennica, która dała się posiąść złu i głosem opętanej wieści zagładę na skutek katastrofy klimatycznej. Rolę Apo kreuje Agata Łabno, którą widziałam już na scenie w tak różnorodnych rolach, za każdym razem charakterystycznych i udanych, że zaczyna być dla mnie synonimem sukcesu.
A co ma do tego Rasputin? To wskrzeszone widmo, symbol zakorzenionych historycznie, ale i uzasadnionych obecną sytuacją obaw w związku z napiętymi relacjami Polski ze Wschodem. Brodata i odziana w czerń postać Rasputina (kreowana przez Michała Justę), przyciąga uwagę dosłownie górując nad resztą aktorów i potężnym głosem gasząc wszelki sprzeciw.
W opozycji do widma rosyjskich zabobonów z przełomu XIX i XX wieku, z powiewem znad oceanu przybywają Donald Trump (Marcin Januszkiewicz), którego dobre zamiary stanowią być może większe zagrożenie niż hipnotyzująca moc wskrzeszonego mistyka, oraz niosący postęp technologiczny przedstawiciel amerykańskiego młodego pokolenia – Starlink (Marek Zawadzki), syn Elona Muska.
Zresztą spoglądanie w kierunku nowoczesności i rozwoju technologii jest bardzo wyraźne w inscenizacji. Niejednokrotnie tło tworzą animowane grafiki i nie jest tajemnicą, że spektakl korzysta ze sztucznej inteligencji. Ze sceny bije bogactwo mediów i efektów wizualnych, które w połączeniu z grą świateł i rozbudowaną choreografią (Alisa Makarenko) utrzymują koncentrację widza na najwyższych obrotach. O ukierunkowaniu na innowacje świadczy też wybór obiektów kultury obecnych na mapie Warszawy, na których skupia się fabuła. To przede wszystkim nowo otwarte Muzeum Sztuki Nowoczesnej, którego bryła rzekomo jest niczym chmura delikatnie unosząca się nad ulicą (przywołując porównanie użyte przez Thomasa Phifera, autora projektu budynku), a także Centrum Nauki Kopernik, gdzie powstał Robot (Marek Zawadzki) – kolejny i wcale nie ostatni bohater fabuły – konsekwentnie przypominający Idze, że może i jest dziewczyną, ale maszyną też.
„Pożar w burdelu" to oczywiście nieodłącznie muzyka Wiktora Stokowskiego, należącego do starej gwardii twórców. Muzyka w „Rasputinie" porywa do włączenia się do śpiewu, do rytmicznego klaskania i tupania nóżką. Kabaret to także liczne interakcje z publicznością, te wyreżyserowane i te spontaniczne, to feeria barw i przepych kostiumów (Agata Stanula). Jak przystało na spektakl Teatru Rampa, scena wzbogacona jest o potwornie urokliwe lalki-kukiełki autorstwa Konrada Kony Czarkowskiego.
Mnogość postaci, wątków i efektów nie zaburza logiki fabuły. W krzywym zwierciadle widzimy, jak Warszawa stoi w rozkroku pomiędzy Wschodem a Zachodem, między zabobonami i rozpędzonym postępem technologicznym, jedną nogą w grobowcu Rasputina, a drugą niemalże w kosmosie.