Ważny spektakl

"Sprawa operacyjnego..."- reż. Z. Brzoza- Teatr Wybrzeże w Gdańsku

"Sprawa operacyjnego rozpoznania" to ważny spektakl. Z naszej pełnej martyrologii i mesjanizmu historii wyciąga przypadek prawie zapomniany - opozycyjnego ruchu Wolność i Pokój, któremu pod koniec lat 80. udało się bez ofiar śmiertelnych zrealizować swoje postulaty

Punktem wyjścia do pracy nad spektaklem były „Płomienie” Stanisława Brzozowskiego – dzieło dyskutowane przez pokolenia polskich intelektualistów, m.in. Karola Irzykowskiego czy Czesława Miłosza, a ostatnio przypomniane przez Krytykę Polityczną. Powieść opowiada o polskim szlachcicu, Michale Kaniowskim, który dołącza do rewolucyjnej grupy Narodna Wola, mającej na celu zabicie cara. Bohater działa jednak nie w imię wolności ojczyzny, ale przeciwstawia się krzywdzie słabszych i pozbawionych praw w feudalnym systemie – chłopów, robotników, kobiet, dzieci. Dziś „Płomienie” są jednak przede wszystkim inspirującym zapisem światopoglądowych sporów rewolucjonistów.

W spektaklu Zbigniewa Brzozy fragmenty z „Płomieni” tworzą jedynie lekko zarysowane tło, podczas gdy na pierwszym planie oglądamy sprawozdanie z działalności trójmiejskiego ośrodka nieformalnego ruchu społecznego Wolność i Pokój. WiP zawiązał się wokół pacyfistycznego protestu przeciwko przymusowi odbywania służby wojskowej, ale poruszał też inne tematy: prawa człowieka, ekologia, zniesienie kary śmierci, czy działania na rzecz pokoju. Jego główną zasadą było nieużywanie przemocy, niezależnie od okoliczności i otwarte głoszenie poglądów. W czasie krótkiej, kilkuletniej działalności (1985-89), członkom ruchu udało się wywalczyć realizację większości swoich postulatów. Doprowadzili do zmiany prawnych regulacji dotyczących służby zastępczej poborowych, zmiany roty przysięgi wojskowej, skutecznie protestowali przeciw budowie elektrowni atomowej w Żarnowcu, czy organizacji składowiska odpadów radioaktywnych w Międzyrzeczu. Ich działalność polegała na organizacji sittingów, głodówek, happeningów, pokojowych manifestacji i kolportażu ulotek.

Wobec tych wydarzeń sceny z „Płomieni” – zrealizowane w konwencji stylizowanego historycznie filmu – są tylko znakiem wywoławczym, przywołującym relacje i komentarze członków WiP-u. Rozgrywa się to przede wszystkim w warstwie formalnej przedstawienia, gdzie rzeczywistość teatralna miesza się z filmową. Stojący za zajmującym centrum sceny ekranem, podświetleni aktorzy odgrywają sceny dziejące się w filmie. Historia rewolucjonistów z Narodnej Woli nakłada się i przenika z historią wipowców. Reżyser i dramaturg (Wojtek Zrałek-Kossakowski) dbają jednak o to, by widz nie zmęczył się powtarzanym zabiegiem, burząc porządek formalny, przenosząc fragmenty z „Płomieni” na scenę, ilustrując opowieść materiałami archiwalnymi w postaci zdjęć i filmów. Całość jest zbudowana dynamicznie i czytelnie – świetnie rozpisana na sceny o różnej temperaturze i charakterze historia nabiera życia. Wybór młodych aktorów do odegrania członków WiP-u jeszcze potęguje wrażenie energii i witalności, które trudno znaleźć, kiedy słucha się wypowiedzi dawnych działaczy po latach. Nie sposób nie docenić pracy Roberta Ninkiewicza, który wciela się w kilka ról (m.in. kontrowersyjnego rewolucjonisty Nieczajewa, starego Fiediuszki czy jednego z wipowców), dla każdej znajdując inne środki wyrazu i budząc wraz z biegiem spektaklu coraz większy podziw.

Zestawienie losów Michała Kaniowskiego z losami WiP-u pokazuje przejście, wraz ze zmieniającymi się warunkami historycznymi, od charakterystycznego dla Polski traumatycznego doświadczenia buntu do bardziej „cywilizowanych” form opozycji. Wskazują zresztą na to twórcy spektaklu, podsumowując obie historie: „korzeń buntu mieliśmy taki sam, tylko czasy były inne”. Jednak, jak wynika z naszych narodowych dysput na temat patriotyzmu, nieustannie ocierających się o martyrologię, pamięć Polaków rzadko potrafi sięgnąć do mniej traumatycznych wzorców. Dlatego dobrze jest zobaczyć przypadek pozytywny, w którym walka podjęta w imię ideałów pozwala wypracować w sposób pozbawiony przemocy konkretne rozwiązania w rzeczywistości.

Z całością nieprzyjemnie zgrzyta tylko zakończenie – zanadto zbliża się klimatem do akademii ku czci. Zwłaszcza ostatnie zdanie, pojawiające się na ekranie, że WiP „powinien być wzorem postawy obywatelskiego nieposłuszeństwa”, zbyt nachalnie wciska dorosłych widzów do szkolnej ławy, z której znów słyszą, co powinni myśleć.

Agnieszka Kochanowska
Dwutygodnik
6 września 2011

Książka tygodnia

Białość
Wydawnictwo ArtRage
Jon Fosse

Trailer tygodnia