Wbiliśmy motykę w zadek księżyca

rozmowa z Robertem Florczakiem

Z Robertem Florczakiem rozmawia Piotr Wyszomirski

„Makbet Remix” był zdecydowanie wartością dodaną zakończonego niedawno XIV Festiwalu Szekspirowskiego.

Samodzielny debiut reżyserski jednego z najbardziej zasłużonych przedstawicieli trójmiejskiej bohemy artystycznej spotkał się z różnym przyjęciem, ale nie sposób nie zauważyć, że był wydarzeniem. Świeżo upieczonemu debiutantowi zadaliśmy kilka pytań.

Piotr Wyszomirski, Gazeta Świętojańska/WielkieMiasto.pl: Robert Florczak, legenda trójmiejskiej bohemy, człowiek instytucja, człowiek orkiestra i młody debiutant, podwójnie 55. Kilka słów na początek: kiedy powstał pomysł, jak długo trwała realizacja i najważniejsze persony, który włożyły najwięcej wysiłku w to przedsięwzięcie.


Robert Florczak*, reżyser spektaklu "Makber Remix": Pomysł powstał w zeszłym roku, tuż po Festiwalu Szekspirowskim .

PW: Oglądaliście pewnie The Wooster Group?

RF: Akurat nie obejrzeliśmy, ponieważ robiliśmy „Teatr w Oknie” i jako realizatorzy byliśmy uwięzieni w oknie i niestety, bardzo żałuję, że nie udało się zobaczyć nowojorczyków na żywo. Już od pewnego czasu chciałem zrealizować coś większego niż „Teatr w Oknie”. Zamarzył mi się duży dramat szekspirowski i pomyślałem o „Makbecie”. Pomysł wynikał z własnych przemyśleń i z tego, co leży wokół mnie. Tworząc, zawsze odwołuję się do siebie i do tego, co mnie otacza, czyli przyjaciół, znajomych, twórców. Myślę przede wszystkim obrazem. To jest mój debiut reżyserski w dramacie, ale robiliśmy kilkanaście razy scenografię do różnych przedstawień teatralnych. Pomyślałem, że skoro aktorzy potrafią zostać reżyserami, to ja jako scenograf mam prawo spróbować. W moich scenograficznych zmaganiach z teatrem  bardzo często byłem karcony przez reżyserów: że to zabije im spektakl, że to są rzeczy zbyt mocne do spektaklu, że traci na tym gra aktorska.

PW: I kiedy ten pomysł powstał? Zaraz po Festiwalu?

RF: To było w nieodległej historii po festiwalu, bodajże w grudniu złożyłem ten projekt Jerzemu Limonowi i się spodobało. Trochę trwało procedowanie tego pomysłu. Didaskalia pierwsze miałem gotowe w lutym albo w marcu. Wersję angielską dla Feliksa Kubina, kompozytora muzyki, przygotowałem w kwietniu, a na próby weszliśmy 11 dni przed spektaklem.

PW: Uzbierałeś swoisty dream team.

RF: Tak, miałem genialną ekipę, zarówno wspomniany Feliks, wspaniały kompan do pracy. Wielką rolę w przedsięwzięciu odegrał  Leszek Bzdyl, który objął tę taneczno-choreograficzną historię, miał wiele pomysłów. Leszkowi dorzuciłem Bożenkę Terman i Krzysztofa Leona Dziemaszkiewicza a on ich dziarsko przyjął. Wydaje mi się, że to zdarzenie było fajnym i mocnym akcentem. Kostiumy, wiadomo, Ala Gruca, moja małżonka, z którą zawsze współpracowaliśmy przy zdarzeniach teatralnych. Wizualizacje to Maciek Szupica, z którym od lat współpracowaliśmy i ekipa ludzi, którą on ma pod swoimi skrzydłami. Tworzenie animacji powierzyłem Ewie Juszkiewicz, bardzo zdolnej, wybitnej artystce i malarce, której niecały rok temu pisałem recenzję dyplomową na wydziale malarstwa. Małgosię Żerwe wybrałem na reżysera głosu; to genialny wybór: nie tylko wykorzystała wszystkie arkana nagrywania i radiowej historii , ale też sama, własnym sumptem, "załatwiła" głosy Żmijewskiego i Ferencego, które świetnie zaistniały.

PW: Krążą legendy o budżecie waszego spektaklu, mówią, że to niezwykle kosztowna produkcja.

RF: Być może, ja to traktuję w kategoriach: pierdoły saskie. Być może przedsięwzięcie, którego się podjąłem, było dosyć istotne, bo 6 projektorów i trochę techniki jak na przykład wideo maping, ale nikt z ludzi, którzy tam pracowali, nie miał stawek hollywoodzkich, ale raczej z  Braniewa Dolnego, jeżeli takie jest. Dla sztuki, dla przyjaciół wiele osób pracowało naprawdę wręcz po kosztach materiałowych. Chętnie wysłuchuję takich pierdół o tych gigantycznych, genialnych budżetach. Proszę nie mylić występu z produkcją. Jeżeli to był najdroższy punkt prtogramu, ale myśmy wyprodukowali spektakl i mam nadzieję, że będzie on oglądany.O swojej pracy nad muzyką, którą  skomponował specjalnie do tego spektaklu, Kubin powiedział, że nigdy się tak nie natyrał i nigdy tyle muzyki nie zrobił do jednego przedstawienia. Uczestnicy tego wydarzenia nie robili tego z chęci osiągnięcia krociowego zysku. "Technika" była też wynegocjowana, bo przy minimalnych stawkach. Jeżeli chce się uczestniczyć w świecie kultury współczesnej i robić spektakl, który dotyka techniki, to pewne koszty są nie do uniknięcia.

Budżet projektu "Makbet Remix"  wynosił  około 200 tys zł, przy czym dofinansowanie pochodziło zarówno ze środków Ministerstwa Kultury, jak również Miasta oraz od sponsorów prywatnych (Art Zone i Energa). Większość kosztów, to wizualizacje i sprzęt, a nie honoraria artystów. Spektakl po swojej prezentacji na Gdańskim festiwalu otrzymał już dwa zaproszenia od innych Europejskich Festiwali Szekspirowskich na Węgrzech i w Rumunii (informacja od organizatora).

PW: W animacjach mieszane są przeróżne inspiracje, od przeróżnych militariów poprzez gry komputerowe, fragmenty manifestacji prosolidarnościowych i chyba jedną migawkę z pogrzebu Lecha Kaczyńskiego. Czy to było świadome? Co tobie przyświecało robiąc taki koktajl Jezus Maryja?

RF: Świadome, jak najbardziej, czasem z językiem trochę wepchniętym w bok policzka. Moim przesłaniem było to, że człowiek albo prowadzi wojnę i morduje albo gra i w tych grach morduje. To zdobywanie władzy, które w historii Makbeta jest istotą, ja przełożyłem na grę, nie tylko o władzę, ale o wygraną. Wojny prowadzimy zazwyczaj po to, aby je wygrać kosztem dramatycznym albo hiper dramatycznym; gry mogą też nas na tyle pochłonąć. Wspomnę jeszcze o jednej, troche przypadkowej, ale ważnej inspiracji: na samym początku realizacji, w telewizji ukazała się wiadomość o parze z Korei Południowej, która zagłodziła własne dziecko na śmierć, grając w grę komputerową.

Chciałem pokazać ten zmysł wojny lub gry wojennej. To był leimotive tego przedstawienia: nie tyle władza, co chęć wygrywania jest w nas tym, co popycha nas czasem do rzeczy radykalnych, przykrych i upiornych.

PW: Słyszałem zarzuty, że stłumiłeś możliwości tancerzy. W twoim spektaklu grają nietuzinkowi artyści, którzy zdecydowanie mogliby pokazać więcej na scenie.

RF: Nie do końca się z tym zgadzam. To jest tak, że dla wrażliwego ucha i oka to nie musi być dźwięk grzmotu czy błyskawice, żeby poruszyć. Promocja spektaklu też była dosyć dziwaczna, bo nastawiano widza na teatr tańca, a nie takie było założenie. Założenie było takie, że każdy z teatrów jest równoprawny, teatr tańca, słowa, plastyki, obrazu - wszystkie stoją w jednej płaszczyźnie i żaden nie dominuje. To nie był spektakl stricte taneczny. Mieliśmy 11 dni prób, The Wooster Group, z tego, co wiem, próbowała pół roku. Wydaje  mi się, że w tym składzie, gdybyśmy mieli tych dni dwa razy więcej, na przykład 3 tygodnie sceniczne, to by się znacznie zmieniło. Technika zaczęła nam działać dosłownie na premierze. Można powiedzieć, że się porwaliśmy z motyką na księżyc, ale wbiliśmy tą motykę w zadek księżyca i łagodnie zamierzamy ją  tam  potrzymać.

PW: Jest to na pewno unikalny, nie tylko jak na nasze warunki, spektakl. Od początku wasza produkcja oraz idea ewoluują, czyli rozumiem, że jest szansa, że spektakl będzie dalej żyć ?

RF: Będzie na pewno ewaluować, bo my nie traktujemy tego jak truchło, które już w formalinę wsadziliśmy, tylko jako rzecz żywą. Sama końcówka dyskusyjna, wręcz moim założeniem pierwotnym było, aby na każdym spektaklu było inne zakończenie. Ta żywotność, i żywość, zmienność tej materii dla mnie nie jest problemem. Mamy zaproszenia na festiwale szekspirowskie na Węgrzech i w Rumunii, mam nadzieję na inne. Na pewno w gronie realizatorów i przyjaciół będziemy cały czas nad tym pracować i... bawić się tym. Mam nadzieję, że widzowie poczują te emocje, które  w nas drzemią.

PW: Zasmakowałeś w reżyserowaniu? Będą następne próby?

RF: Mam nadzieję, bardzo zasmakowałem i chciałbym kontynuować, ale w życiu jest różnie.

PW: Dziękuję bardzo za rozmowę.

RF: Dziękuję.

Piotr Wyszomirski
Gazeta Świetojanska1
20 sierpnia 2010

Książka tygodnia

Teatr, który nadchodzi
Wydawnictwo słowo/obraz terytoria Sp. z o.o.
Dariusz Kosiński

Trailer tygodnia

La Phazz
Julieta Gascón i Jose Antonio Puchades
W "La Phazz" udało się twórcom z "La ...