Wcale nie taki straszny, Mickiewicz w wersji <pop>

„Wypiór" - reż. Jacek Jabrzyk, na podstawie powieści Grzegorza Uzdańskiego - Teatr Syrena w Warszawie

Spektakl Jacka Jabrzyka nauczył mnie nieoczekiwanie dużo o trzynastozgłoskowcu. Na przykład tego, że można nim opowiedzieć o problemach w relacji, niekoniecznie szlacheckiej, że nadaje się też do wyrażenia wampirzych rozterek, że dobrze brzmi nawet, jak się go rapuje i że czasem potrafi stać się przezroczysty.

Muszę przyznać, że trochę bałam się Wypiora. Nie tylko dlatego, że ma w zwyczaju wyssanie krwi. Opowieść o kryzysie związku znerwicowanych millenialsów, Adam Mickiewicz jako wampir i musical w rytmie Pana Tadeusza wydały mi się trudne do połączenia w trakcie 110 minut spektaklu. Krótko mówiąc, bałam się, że Jacek Jabrzyk próbuje złapać za dużo srok za ogon. Okazało się jednak, że reżyser Teatru Syrena, potrafi nie tylko je złapać, ale i mocno trzymać.

Historia nie jest w zasadzie zaskakująca. Mickiewicz-wampir (Przemysław Glapiński) ma dokładnie takie problemy, jakich można by się spodziewać po Mickiewiczu-wampirze. Czasem brakuje mu krwi do wypicia, czasem wyjścia na słońce, a czasem rozlicza się ze swoimi wątpliwymi moralnie wyborami z przeszłości. Widzowie i widzki, słuchając go, mogą próbować rozliczyć się przy tej okazji mitem wieszcza narodowego, bo Mickiewicz nie jest Wypiorze Mickiewiczem, tylko Adamem - miłym (choć nieco upiornym), wampirzym staruszkiem. Trochę anachronicznym w swojej egzaltowanej ekspresji, trochę śmiesznym z peruką przypominającą swoją dawną fryzurę, trochę żałosnym w tym, że jednak ją nosi i smutnym w przywiązaniu do przeszłości. Grzegorz Uzdański, a za nim Jacek Jabrzyk, odkrył więc, że żeby spojrzeć na Mickiewicza nie jak na wieszcza, a człowieka, trzeba było zrobić z niego wampira.

I to wampira mieszkającego w szafie Marty (Natalia Kujawa) i Łukasza (Marek Grabiniok) i będącego powracającym tematem ich kłótni. Obserwując jednak relację tej hipsterskiej pary, nietrudno jest odkryć, że za wampirzymi kłami chowają się prawdziwe problemy, tak, jak w jednej ze scen, w wielkiej, pluszowej szczęce chowa się Natalia Kujawa. Bezskuteczną komunikację, nieprzepracowane kompleksy, obawy, niewypowiedziane potrzeby i brak wzajemnej wrażliwości, których nie chcą widzieć bohaterowie, widzowie i widzki dostrzegą nie tylko w słowach Grzegorza Uzdańskiego, ale też w choreografii Szymona Dobosika, bardzo dobrze zaplanowanej w nieklasycznie teatralnej przestrzeni.

Wypiór jest wystawiany w Bistro Syrena. Widownia tam składa się z ustawionych w kierunku niskiej sceny krzeseł, otoczonych przyklejoną do podłogi pomarańczową taśma, która, jak dowiadujemy się na początku przedstawienia, ma chronić publiczność przed spotkaniem z wampirem i zderzeniem z aktorem. Jest to zabezpieczenie uzasadnione, bo akcja rozgrywa się na całej przestrzeni wokół widowni.

Szczególnie ważne miejsce stanowi bar, który, oddzielony rzędami krzeseł od sceny, staje się jej przeciwstawną, równoważącą częścią, wyjątkowo użyteczną w scenach konfrontacji bohaterów, bo widzowie i widzki podczas rozmów-kłótni Marty i Łukasza zostają zmuszeni do obracania się na siedzeniach w tę i z powrotem, tak, jakby obserwowali od środka mecz tenisowy. Czuć nawet podobne napięcie będące wynikiem dynamiki Natalii Kujawy i Marka Grabinioka zsynchronizowanych w pokazywaniu kakofoniczności relacji swoich bohaterów.

O tym i innych problemach ludzi (i wampirów) w XXI wieku, Wypiór opowiada za pomocą popkulturowego kolażu. Jedna część scenografii Anny Marii Karczmarskiej wygląda jak pop-artowe rzeźby, druga, łącznie ze światłami, wystrój wnętrza dyskoteki, a w kompozycji Mariusza Obijalskiego słychać nawiązania do współczesnych hitów. Teksty pozostają jednak wierne oryginałowi Grzegorza Uzdańskiego, więc dochodzi do sytuacji, w której Marek Grabiniok śpiewa w stylu Billie Eilish o Tinderze trzynastozgłoskowcem, a fragmenty narracyjne rapują - ubrani, jak na porządnych raperów przystało, w za duże ciuchy, czapki z daszkiem i łańcuchy - Agnieszka Rose i Jacek Pluta.

Nie da się ukryć, że to dużo rzeczy jak na jedną, niewielką scenę w bistro. Jednak nadmiar zupełnie mi nie przeszkadzał. Przeciwnie, świetnie się w nim bawiłam, szczególnie oglądając wiele wcieleń Agnieszki Rose i Jacka Pluty, którzy zostali obsadzeni w chyba najszerszym możliwe spektrum ról. Aktor niezwykle przekonująco zagrał zarówno pacjenta szpitala psychiatrycznego, jak kota Eksa. Natomiast Agnieszka Rose, oprócz raperki-narratorki wystąpiła np. jako śpiewająca operowo dziewiętnastowieczna arystokratka, despotyczna matka i poruszająca się jak marionetka profesorka romantyzmu. Wszystkie postaci tego duetu aktorskiego wyglądają dokładnie tak, jakbyśmy je sobie wyobrazili. Twórcy uruchamiają te popkulturowe klisze, przypominając, żeby przypadkiem nie brać Wypiora zbytnio na poważnie.

Jacek Jabrzyk żartuje w tym nasyceniu bardzo celnie i świadomie, stale jednak pamięta o problemach bohaterów - utrzymuje ton, jaki nadał Wypiorowi Grzegorz Uzdański. Obaj artyści wybierają tradycyjne style (Uzdański - romantyczny, Jabrzyk - musicalowy) i trochę się z nich śmieją, jednocześnie wplatając współczesne kody tak, żeby im służyły. I, co najważniejsze, działały, bo oba Wypiory – ten czytany i oglądany - bardzo szybko i naturalnie wciągają w swój hipnotyzujący (jak wampir) rytm.

Uwaga - po wyjściu z teatru zaczyna się myśleć z średniówką po 7. sylabie.

Maria Nizio
Dziennik Teatralny Warszawa
2 kwietnia 2024
Portrety
Jacek Jabrzyk

Książka tygodnia

Wyklęty lud ziemi
Wydawnictwo Karakter
Fanon Frantz

Trailer tygodnia