Wciąż głodny życia

Rozmowa z Jakubem Kornackim

Bycie artystą, który przyznaje się do chrześcijaństwa - to zdobywanie Kanaanu, to walka. To także dobijanie się o zwykły ludzki byt. Tacy artyści nie są wspierani przez instytucje kulturalne. Kiedyś Kościół otaczał mecenatem artystów, dziś ta jego funkcja jest, niestety, mocno zapominana.

Z Jakubem Kornackim, aktorem, reżyserem, liderem zespołu Kanaan, rozmawia Ewa Oset.

Ewa Oset: Bycie artystą to ogromne wyzwanie. To poszukiwanie źródła, jak czytamy w "Tryptyku rzymskim". Aby je znaleźć, trzeba iść do góry, pod prąd. Nie jest to łatwa droga. Z czym trzeba się zmierzyć?

Jakub Kornacki: - Na pewno ze strachem przed banałem, bo trudno w dzisiejszych czasach być artystą, który z jednej strony poszukuje piękna i prawdy, a z drugiej - nie popada w banał. Wielu artystów tworzy, poszukując w bardzo mrocznych obszarach - czy to intelektualnych, czy estetycznych. Mówi się, że są odważni, bezkompromisowi, nowocześni, a mnie się wydaje, że to jest właśnie koniunkturalizm, bo bardzo łatwo jest powiedzieć coś wywrotowego i nie popaść w banał. A powiedzieć coś, co będzie wracało do fundamentu naszego człowieczeństwa i przy tym nie popaść w banał - to dopiero trud dla artysty. I dlatego tak mało jest dzisiaj artystów, którzy mają odwagę przyznać się do chrześcijańskich korzeni. Z drugiej strony - dziennikarze zajmujący się kulturą bardzo dużo robią, aby artystów poszukujących piękna i prawdy wyrzucić poza nawias.

Dlaczego zrezygnował Pan z pracy aktora i założył zespół?

- Zanim znalazłem się w szkole teatralnej, znakomity aktor i mój mentor Roman Kruczkowski ostrzegał mnie, że teatr nie znosi konkurencji, nawet jeżeli tą konkurencją byłaby tylko moja rodzina. Ma taką tendencję, mówiąc metaforycznie, żeby ludzi pożerać, pochłaniać. No i przyszedł moment, kiedy trzeba było wybierać... Z drugiej strony czułem się też coraz konkretniej zapraszany przez Pana Boga, aby robić coś innego. Przychodziły piosenki, które traktowałem jak prezent od Niego. Od razu w całości... Choć nie mam wykształcenia muzycznego.

Postanowił Pan zatem zaprosić fachowców do współpracy...

- Pierwszym muzykiem, który uwierzył w ten materiał i nadał temu konkretny kształt, był Maciej Afanasjew, znakomity skrzypek, wykładowca Akademii Muzycznej w Bydgoszczy, który po tym, jak zaaranżowaliśmy pierwszy utwór, postanowił pokazać go kolegom z akademii. Wtedy pojawił się Grzegorz Nadolny, kontrabasista, później dołączył Cezary Paciorek. W pierwszym składzie jako gitarzysta grał Szymon Damięcki, obecnie zastępuje go Mateusz Otczyk. Mamy też perkusistów i znakomite wokalistki - Paulinę Grochowską i Oksanę Terefenko. Towarzyszy mi również moja żona Małgosia.

Nazwa zespołu nie jest przypadkowa?

- Kanaan to wielka Boża obietnica i Boże wyzwanie. Do Kanaanu nie wchodzi się jak po płatkach róży, ale właśnie trzeba iść pod wiatr, pod górę. I nie bać się morza, które jest po drodze. Kanaan to opis mojego powołania, mojej drogi życiowej. Bycie artystą, który przyznaje się do chrześcijaństwa - to zdobywanie Kanaanu, to walka. To także dobijanie się o zwykły ludzki byt. Tacy artyści nie są wspierani przez instytucje kulturalne. Kiedyś Kościół otaczał mecenatem artystów, dziś ta jego funkcja jest, niestety, mocno zapominana.

Teksty Pana piosenek są świadectwem...

- Na naszych spotkaniach, celowo nie używam słowa koncertach, sztuka jest pretekstem do spotkania z drugim człowiekiem. Mam szansę porozmawiać z ludźmi na tematy, które wymagają pewnej intymności, zaufania. 1 dlatego nasze spotkania są przestrzenią świadectwa. Ale tajemnicą dla mnie jest, czy bardziej przemawia do ludzi to, co śpiewam, czy to, co mówię przed piosenką.

Na Waszej najnowszej płycie "Trzy sny" znalazł się piękny utwór "Wojownik"- opowieść o marzeniach chłopca. Czy mały Kuba też marzył, by zostać wojownikiem?

- Każdy mały Kuba, Piotruś czy Michałek marzy o tym, żeby być prawdziwym facetem. Ta piosenka wyrasta m.in. z pewnej mojej złości na to, że w Kościele pokutuje nieprawdziwe myślenie o wzorze męskości. Pan Jezus nie zawsze był łagodny i pokorny. W Biblii jest ukazana scena, jak faryzeusze chcieli pochwycić Go na jakimś słowie, a On im odpowiedział tak, że nie mieli odwagi pytać o nic więcej. To Jezus jest tym najwspanialszym wzorem męskości. Jest inspiracją dla chłopaka, który zakochał się w dziewczynie i chce, aby i ona go pokochała. To Bóg stworzył męskość i zakorzenił w nas najbardziej pierwotne cechy - aby przewodzić i ochraniać, a w razie niebezpieczeństwa - oddać życie.

No właśnie, ma Pan dwoje dzieci. Czy trudno jest być tatą?

- To największe wyzwanie dla mężczyzny. Ale to wyzwanie, w którym choćbym się bardzo starał, prędzej czy później trzeba się zmierzyć z jakąś porażką. Z drugiej strony bycie tatą doprowadziło mnie do niesamowitego rozwoju zawodowego. Bo właśnie dlatego, że chciałem być bliżej moich dzieci, opowiadałem im bajki. Moja żona powiedziała kiedyś: - Musisz to spisać. I tak powstała książka "Ucho w opałach, czyli tajemnicze porwanie w Dolinie Kaczeńców".

O czym jest ta książka?

- To książka właśnie o marzeniach każdego chłopca - o ratowaniu świata. Tylko okazuje się, że największa siła nie tkwi w waleniu pięścią. Moją ulubioną książką dzieciństwa jest "Kubuś Puchatek". A. A. Milne napisał ją dla swojego syna. Wynika ona z prawdziwej miłości ojca do dziecka - dlatego jest tak fantastyczna. Postanowiłem więc napisać książkę dla moich dzieci o moich dzieciach. Książka ta zawiera, oczywiście, elementy baśniowości, przygody, niebezpieczeństwa. Wkrótce wchodzi do sprzedaży także audiobook z moim wykonaniem.

Wracając do Waszej najnowszej płyty - jeden z utworów poświęciliście matkom.

- Ta piosenka wiąże się z pewnym wspomnieniem. Wyjeżdżałem na studia do szkoły teatralnej. Stałem na przystanku z plecakiem, z głową pełną marzeń... Zobaczyłem z daleka, że na balkonie mojego mieszkania stoi mama. Bardzo długo nie przyjeżdżał autobus, a ona ciągle tam stała. Jechałem alejami i jechałem, a ona ciągle tam stała, aż zniknęła mi za zakrętem. Wtedy doznałem olśnienia - że coś straciłem. Przez całe liceum biegałem z zajęć na zajęcia, a nie miałem czasu zwyczajnie z nią porozmawiać.

Artysta w sposób szczególny obcuje z pięknem, które zachęca człowieka do odkrywania pełni życia, jak pisał Jan Paweł II w Liście do artystów. Poznał Pan już smak życia?

- Gdybym powiedział, że już poznałem, to by znaczyło, że mogę się kłaść i umierać. A ja jestem wciąż głodny życia, wciąż mi życie smakuje, wciąż jestem ciekaw, co będzie jutro, a nawet dzisiaj po południu. A przy tym Pan Bóg bardzo często mnie zaskakuje. Inaczej sobie niektóre rzeczy planuję, a inaczej wychodzi. Jeżeli przyjmuje się pewne rzeczy przez wiarę, to życie jest dużo bardziej fascynujące, bo można w tym odkrywać Boży zamysł, poczuć, że Bóg jest naprawdę obecny w moim życiu w sposób bardzo dotykalny.

***

Jakub Kornacki - Polski aktor filmowy i teatralny, także reżyser teatralny, solista Teatru Muzycznego w Gdyni, wykładowca Studium Wokalno-Aktorskiego przy teatrze, lider założonego w 2013 r. zespołu Kanaan. Artysta zaprasza do kontaktu wszystkich organizatorów wydarzeń kulturalnych w Polsce, których w roku jubileuszu 40. rocznicy wyboru Karola Wojtyły na papieża będzie sporo. Kontakt z managerem zespołu Kanaan: Katarzyna Leszczyńska tel. 602 636 405 managerkanaan@gmail.com

Taize - Europejskie Spotkanie Młodych w Bazylei właśnie trwa. Od 28 grudnia 2017 r. do 1 stycznia 2018 r. młodzież spotyka się w tym szwajcarskim mieście na zaproszenie wspólnoty Taize. Na relację ze spotkania zapraszamy do nr 2/2018.

Ewa Oset
Niedziela Tygodnik Katolicki
8 stycznia 2018
Portrety
Jakub Kornacki

Książka tygodnia

Teatr, który nadchodzi
Wydawnictwo słowo/obraz terytoria Sp. z o.o.
Dariusz Kosiński

Trailer tygodnia

La Phazz
Julieta Gascón i Jose Antonio Puchades
W "La Phazz" udało się twórcom z "La ...