Wcielenia miłości

"Spać, by śnić" - 19. Konferencja Tańca Współczesnego i Festiwal Sztuki Tanecznej

Dwie historie, czworo ludzi, burza uczuć. Ot, słowa klucze, frazy podsumowujące projekt "Spać, by śnić". Spektakl ten powstał w wyniku współpracy Wydziału Teatru Tańca w Bytomiu i School for the Arts of Dance w Kibbutzim College w Tel-Avivie i został zaprezentowany ostatniego dnia XIX Międzynarodowej Konferencji tańca Współczesnego i Festiwalu Sztuki Tanecznej.

Trzynastominutowy spektakl stworzono pod szyldem projektu „scena-ekran” realizowanego w ramach zajęć z kompozycji. Na ekranie stanowiącym tło wyświetlał się zegar ukazujący czas trwania spektaklu. Zielone reflektory oświetlające z góry występujących wprowadzały nastrojową i pełną nadziei atmosferę. Choć dwie pary pojawiły się symultanicznie na scenie, nie grały jednocześnie, lecz funkcjonowały jakby w osobnych, acz nakładających się światach. Pierwszą z nich tworzyli Aviram Sa’ar i Roni Marsland, natomiast drugą- Jan Lorys i Agnieszka Jania.

Całość można podzielić na dwie części, dwie historie splecione wątkiem historii miłosnej łączącej głównych bohaterów. Pierwszą etiudę stanowiła opowieść o pewnej dziewczynie i chłopaku, którzy pałają do siebie niewinnym uczuciem. On z pełnym zaangażowaniem i pieczołowitością układa z metalowych części przypominających pociski las, natomiast jego wybranka wkraczając w prywatną przestrzeń lubego, burzy misterną konstrukcję, wprowadzając chaos do jego uporządkowanego życia.

To krótka historia, będąca urywkiem, obrazkiem z życia, której najciekawszym akcentem jest zasługująca na uwagę reżyseria świateł. Umiejętne operowanie zielonym oświetleniem, stworzyło romantyczną atmosferę intymnego zbliżenia i dialogu dwojga dusz splatających się w miłosnym uścisku. Efekt bliskości potęguje światło zapałki. Delikatne pocałunki i czułości oświetlane przez blask ognia palącej się zapałki są równie namacalne, jak i metaforyczne. Jej spalanie się może symbolizować nietrwałość uczucia, życia, rzeczy... Spalanie można traktować także jako wypalenie zawodowe, zmęczenie, przemijanie miłości. Jako nieustanne starania czynione, aby pielęgnować uczucie. Piękny kadr zostaje zdekonstruowany przez szybki zwrot akcji. Akcent przenosi się na pasek, stający się nowym centrum akcji. Para ćwiczy przeciąganie liny, którą wyobraża pasek, po czym mężczyzna zwinnym ruchem zapina pasek, obejmując nim także ukochaną. Rozpoczynają chocholi taniec oddając się ekstazie. Na pierwszy plan wysuwa się partnerowanie i akrobacje. To kolejny ciekawy moment w choreografii młodych tancerzy. Taniec wyzwala niekontrolowane uczucia, czyniąc zeń barnarzyńcę i kiedy on staje się bardziej agresywny, dziewczyna wyrywa się z jego objęć. Taniec kochanków zostaje przerwany. Jest to zarazem sygnał do przeniesienia akcji na drugą parę.

Wydaje się, że kolejna dwójka to pierwsza para, ukazana kilkanaście lat później. On równie zaaferowany jak niegdyś, nadal wytrwale układa las tworzony z klocków, natomiast ona przesypuje znajdujący się w walizce piasek, czyniąc ze swych rąk klepsydrę obrazującą upływający czas. Ich grze towarzyszy projekcja video, prezentująca drogę, podróż pociągiem i upływ czasu oraz listy, pamiątki z przeszłości będące niemymi świadkami historii ich prywatnej historii. Mężczyzna nosi zabytkowy hełm zwieńczony pióropuszem, wprowadzający widza w konsternację. Kobieta podchodzi do wybranka, inicjując walkę, której towarzyszy projekcja ukazująca tańczące w kręgu dzieci. Mężczyzna wykorzystuje naiwność kobiety, wykrada i rozrzuca jej zapałki, po czym biega dookoła niej, nadając ich życiu ponadczasowości, wplatając ich żywot w koło wiecznego istnienia. W przypływie złości rzuca w nią pudełkiem z zabawkami, na co ona reaguje ucieczką. Wówczas, przy dźwiękach piosenki Violetty Villas „Nie ma miłości bez zazdrości” na scenę wraca pierwsza para. Spotkanie par i ich współobecność, będąca zderzeniem przeszłości z teraźniejszością wieńczy krótki spektakl.

Całość nie zachwyca, a koniec nawet rozczarowuje. Po finale można czuć niedosyt. Wydaje się, że dwie splatające się ze sobą etiudy stanowią jedynie preludium do właściwej historii. Wstęp. Zbyt krótki, by nasycić zmysły percypujących widzów. Niestety, gdy światła gasną, tancerze opuszczają bezapelacyjnie scenę. A w głowie kołaczą się myśli: I już? Tak, po prostu? Za szybko…

Magdalena Mikrut-Majeranek
Dziennik Teatralny Katowice
10 lipca 2012

Książka tygodnia

Teatr, który nadchodzi
Wydawnictwo słowo/obraz terytoria Sp. z o.o.
Dariusz Kosiński

Trailer tygodnia

La Phazz
Julieta Gascón i Jose Antonio Puchades
W "La Phazz" udało się twórcom z "La ...