Wdzięk, styl, szyk, smak

"Hallo Szpicbródka, czyli ostatni występ króla kasiarzy" - reż. W. Kościelniak - Teatr Syrena w Warszawie

O tym teatrze się nie pisze. Bo wiadomo - Syrena, a więc szmira i tandeta. Wojciech Malajkat jako szef sceny przy Litewskiej od czterech lat próbuje zmienić te skojarzenia. Czasem szykuje wolty karkołomne (wystawni "Skazani na Shawshank", ciężkie, acz fatalne "Przebudzenie"), za chwilę bierze łagodniejszy zakręt ("Lawrence & Holloman"). Dotąd jednak nie trafił w dziesiątkę. Aż do premiery "Hallo Szpicbródka".

Tytuł znany jest przede wszystkim z filmu Janusza Rzeszewskiego, ale reżyser Wojciech Kościelniak (autor znakomitej gdyńskiej "Lalki") sprawia, że szybko o nim zapominamy. Sięga w dawniejsze czasy, jego spektakl żywi się niemym kinem oraz przedwojennymi rewiami i wodewilami. Kościelniak odwołuje się do nich z sympatią i nostalgią, ale nie bez ironii. Wszystko tu jest wspaniale przerysowane, zabarwione groteską, złapane w farsowej stopklatce.

Mimo że nie było w Syrenie środków na grand spectacle, "Szpicbródka" sprawdza się także jako rozpędzone muzyką widowisko. Anna Terpiłowska jako Anita przełamuje wizerunek pierwszej naiwnej. Świetnie śpiewa i nie gorzej wygląda. Justyna Woźniak jest odpowiednio zepsuta jako diwa z podrzędnego teatrzyku. W roli Makosi (to ona śpiewa "Nogi roztańczone") widziałem Katarzynę Żak i było bardzo dobrze. Panowie też świetni, Piotr Polk zdaje się urodzony do tytułowej roli. "Hallo Szpicbródka" zostało zaprojektowane na hit i hitem się stanie. Rehabilituje teatr Syrena, udowadniając, że jednak najlepiej mu w szytych na własną miarę sukniach, tyle że od dobrego krawca. Zrobić dobrą muzyczną komedię jest trudniej, niż zamachnąć się na psychologiczną piłę. Tym razem przy Litewskiej udało się wszystko. "Hallo Szpicbródka" to rzecz wybitna. W swoim gatunku, lecz jednak.

Jacek Wakar, Polskie Radio
Wprost
15 stycznia 2013

Książka tygodnia

Białość
Wydawnictwo ArtRage
Jon Fosse

Trailer tygodnia