We don't need another hero!

"Miasto pustych pianin" - reż. Lena Frankiewicz - Teatr im. Wojciecha Bogusławskiego w Kaliszu

Smokorosomak Erni (zdrobnienie od Arnold Szwarc) i Fibi Elwinger - "wojownicza jakaś księżniczka z księżyca" cierpiąca na amnezję, wkraczają na scenę z impetem. Niewiele wiedzą o "tym tu świecie przedstawionym", ale bardzo szybko zostają uwikłani w wydarzenia, które prowadzą do starcia ze złą czarownicą. W kaliskim "Mieście pustych pianin" (tekst i dramaturgia: Mateusz Pakuła, reżyseria: Lena Frankiewicz) kipiąca od absurdu akcja zawiązuje się i toczy z bezczelną nonszalancją i fascynującą dynamiką rozgrywaną przede wszystkim na płaszczyźnie dźwięku i języka.

Dwa pianina zamienione w ludzi spotykają Fibi i Erniego. Właśnie uciekły z niewoli u Sabriny - złej czarownicy, która torturowała je zmuszając do grania mało wyrafinowanych, popowych piosenek. W niewoli pozostały jednak jeszcze trzy inne pianina, które wojownicza księżniczka i jej "przydupas" vel. najlepszy przyjaciel postanawiają ocalić. Tymczasem Sabrina w różowym (ale bardzo seksownym) stroju w ogródku obok różowego campera wraz z trzema pianinami śpiewa piosenkę "Boys, boys, boys" - hymn swojego miasta-państwa a jednocześnie przebój autorstwa jej imienniczki. Wyzwoleńcza akcja Fibi komplikuje się, kiedy okazuje się, że wojownicza księżniczka jest córką czarownicy. Co więcej, Sabrina broniąc swojego królestwa uruchamia wielkiego pianinobota - urządzenia wydającego dźwięki niemożliwe do zniesienia. Na szczęście z pomocą Fibi i Erniemu przybywa pradawna grzybnia prawdy (w osobie dwóch muchomorów, które dotąd, nieco inaczej ubrane, pełniły funkcję siedzących z boku narratorów). Okazuje się, że Sabrina dysponuje wielką mocą, ale założyła na głowę magiczną koronę, która zasiała ostry róż w jej wyobraźni. Trzeba zatem pozbawić czarownicę artefaktu a następnie zrestartować pianinobota wydobywając z pianin piękne dźwięki. Krótka akcja bohaterska prowadzi do spektakularnego happy endu. Ale wcześniej na scenie wdrożone zostają skomplikowane środki wizualno-dźwiękowe od mocnych wzmacniaczy po ostre stroboskopy.

Spektakl Pakuły i Frankiewicz uruchamia a jednocześnie dekonstruuje klasyczne narracje baśniowe, poprzez dokonywanie nieustannego przemieszczenia i kompromitacji znanych motywów. Na przykład Erni reprezentuje postać, która musi przekonać się o własnej odwadze bohaterskim czynem. Ale w "Mieście pustych pianin" jest obdarzony sporą dawką nadświadomości, która pozwala mu stwierdzić: "wcale nie jestem żadnym smokorosomakiem tylko zwykłym facecikiem który przebrał się za nie wiadomo co, co mocne jest może w gębie [...] stanowię w tej opowieści metaforę zagubionej męskości". Jego wypowiedź odsłania jednocześnie drugi ważny temat spektaklu - oglądane pod lupą schematy fabularne ujawniają swój patriarchalny potencjał. Dlatego baśniowego rozpoznania w przedstawieniu dokonają kobiety - Fibi i Sabrina, a nie postaci męskie. A ponieważ na scenie chętnie żongluje się znanymi motywami i cytatami, anagnoryzm będzie nawiązywał do "Gwiezdnych wojen" George'a Lucasa.

Dekonstrukcja i przemieszczenie motywów i schematów baśniowych dokonuje się w tonie autoironicznego buffo - nawet sam prześmiewczy ruch jest z miejsca ujawniany i rozbrajany jako strategia lekturowa. Jest to możliwe dzięki znakomitym aktorom (na szczególne wyróżnienie zasługują: Natasza Aleksandrowitch, Maja Wachowska i Dawid Lipiński), doskonale operującym tekstem Pakuły. Są bardziej performerami niż wykonawcami w roli, bawią się scenicznymi sytuacjami, a działania opierają w dużej mierze na fizycznej sprawności i umiejętności utrzymania szybkiego tempa przedstawienia. Drugą obok aktorstwa największą zaletą spektaklu jest język wystawianego dramatu - niezwykle zabawny, świetnie montujący potoczne zwroty, rymy i baśniowe słowa-klucze.

"Miasto pustych pianin" jest jednocześnie "specjalnie spreparowaną złotą legendą miejską". Imię i nazwisko Fibi Elinger to anagram od nazwiska Fibiger, które nosił założyciel kaliskiej Fabryki Fortepianów i Pianin (później znanej jako Fabryka Calisia). Słynna na całą Europę fabryka istniała w latach 1878-2007, zatem na tyle długo, że świetnie nadaje się na fundament miejskiej mitologii. Legenda, którą ustanawiają Pakuła i Lenartowicz jest jednak o tyle nietypowa, że jest legendą matriarchalną, powstającą w oparciu o kobiecą siłę i energię. Po odczarowaniu Sabriny, jej spór z córką zostaje zażegnany. Fibi wypomina jednak matce, że kiedy ta siedziała w różowym camperze, "niepodzielną władzę nad życiem duchowym" przejęli mężczyźni. Dlatego w zakończeniu Fibi i Sabrina śpiewają piosenkę Tiny Turner z powracającą frazą: "We don't need another hero". Po raz kolejny wykorzystany tu zostaje motyw zaczerpnięty z kultury popularnej - piosenka powstała bowiem do filmu "Mad Max. Pod kopułą gromu". To ważny kontekst, bo seria Mad Max przedstawia bohaterską narrację serio (w części "Pod kopułą gromu" dodatkowo pojawia się postać kobiety-władczyni). "Miasto pustych pianin" tymczasem to legenda prześmiana, obnażająca paranoję bohaterstwa i skłonności do tworzenia mitologii - serio jest w niej chyba tylko wiara w konsyliacyjne moce muzyki i kobiecości. Kaliski spektakl odznacza się fenomenalną sprawnością i jaskrawą przesadą w stosowanych środkach wyrazu. Wszystko to sprawia, że stanowi próbę wprowadzenia do teatru nowej jakości - dynamicznego, bezczelnego, energetycznego i absurdalnego zdarzenia. A taki "przegięty" teatr jest nam chyba bardzo potrzebny.

Katarzyna Waligóra
e-teatr.pl
27 stycznia 2016

Książka tygodnia

Białość
Wydawnictwo ArtRage
Jon Fosse

Trailer tygodnia