Wejście do szafy
"Pułapka" - reż. Gabriel Gietzky - Wrocławski Teatr WspółczesnyPrzygotowując swoją wersję "Pułapki", Gabriel Gietzky nie wykorzystał wszystkich scenicznych możliwości, które wiążą się z wyzwaniami stawianymi przez zawiłości Różewiczowskiego dramatu. Stworzył jednak dopracowany spektakl, uwypuklający subtelności problematyki poruszanej przez wrocławskiego autora. Mieszkańcy stolicy Dolnego Śląska mogli obejrzeć go w Teatrze Współczesnym po półrocznej przerwie
Być może owe sześć miesięcy odpoczynku od historii rodziny Franza Kafki w znacznej mierze zadecydowało o sukcesie widowiska obejrzanego przez niżej podpisaną. Swoją siłę oddziaływania zawdzięcza bowiem spektakl między innymi znakomitej grze aktorskiej, która stanowi konieczny warunek przekonującego przedstawienia skomplikowanych relacji międzyludzkich. Oglądając „Pułapkę”, śledzimy losy Franza Kafki (Bartosz Woźny), otoczonego kobietami i nieumiejącego poradzić sobie z apodyktycznym ojcem (Bolesław Abart).
Nieprzystosowany do życia, arogancki, a zarazem zagubiony Kafka odegrany przez Woźnego to postać jednocześnie groteskowa i przejmująca. Lęk przed głową rodziny i kobietami, które zwodzi, nie potrafiąc ich pokochać (w roli „ofiar” Franza znakomite Anna Kieca i Anna Błaut), wprowadzają wątki opresyjności cielesności i indywidualności. Franz nie umie, ale też nie chce i nie może, „wyjść z samego siebie”, wydostać się z „szafy własnego ego” i skonfrontować się z rzeczywistością.
Jako artysta powinien pielęgnować swój indywidualizm, jako człowiek ma obowiązek zmierzyć się z okrucieństwem życia. Ów dylemat obrazuje Różewicz w typowy dla siebie sposób, wprowadzając do tekstu wątek Holocaustu. Naruszenie porządku chronologicznego to jeden ze sposobów zaburzenia struktury dramatu, której zakwestionowaniem jest „Pułapka” jako całość. Różewicz skomponował swój utwór z „obrazów” – metaforycznych wycinków z narracji o życiu Kafki, najeżonych nieprzyjaznymi dla reżyserów monologami bohaterów.
Tym sposobem przewrotnie zachęca do próby podjęcia twórczej teatralnej interpretacji swojego dramatu. Gietzky nie odpowiedział na to wyzwanie, przygotowując inscenizację, którą można by określić jako „Pułapkę” w skali 1:1, gdyby nie pominięcie zawartej w tekście Różewiczowskiej prowokacji. Reżyser wiernie odtwarza scenę po scenie, a tym samym, za cenę rzetelności, gubi eksperymentalny wymiar dramatu Różewicza.
Specyfika tekstu oraz sceniczna wrażliwość Gietzky’ego przesądzają jednak o tym, że dokładność nie idzie w parze z monotonnością. Luźna struktura utworu w połączeniu z realizmem większości „obrazów” sprawia, iż można potraktować je jako symboliczne scenki rodzajowe. Gietzky realizuje je z dużym wyczuciem, dbając o przekonującą scenografię, dobrze dobraną muzykę i sugestywną grę świateł. Tworzy widowisko dające poczucie opresyjności, a jednocześnie podszyte groteską i humorem.
Wprawdzie Gietzky wpadł w zastawioną przez Różewicza „pułapkę” pozornej prostoty stylu, jego wierność literalnemu odczytaniu tekstu świadczy jednak nie tyle o braku pomysłowości, co o szacunku względem wrocławskiego autora. Reżyser dał mu wyraz, przygotowując kunsztowne widowisko, które przypadnie do gustu nie tylko zwolennikom tradycyjnego teatru.