Wesele z Krzysztofem Krawczykiem

"Być jak Krzysztof Krawczyk" - reż. Andrzej Mańkowski - Teatr Miejski w Gdyni

"Być jak Krzysztof Krawczyk" Teatru Miejskiego w Gdyni zadowoli fanów teatru oczywistego, którego wrogiem są domysły i intelektualne dociekania oraz tych, którzy mają sentyment do przebojów Krzysztofa Krawczyka. Całość zbudowana jest z klisz i kalek kilku znanych filmów i okraszona równym, choć przeciętnym aktorstwem. Podczas premiery obecny był Krzysztof Krawczyk, który po spektaklu nie krył wzruszenia.

Spotykamy się na weselu, które od razu wyda się nam znajome. Para młoda - Marysia (w tej roli Marta Kadłub) i Karol (Maciej Wizner), witana jest chlebem i solą, nie brakuje wzruszeń rodziców czy towarzystwa chętnych do zabawy weselnych gości. Ale od początku coś jest nie tak. Kieliszki nowożeńców po wypiciu powitalnego poczęstunku się nie rozbiły, co panna młoda bierze za złą wróżbę. Szybko okazuje się, że Karol i Marysia są zaprzeczeniem szczęśliwej pary młodej.

Gościom weselnym przygrywa trupa Fantazja, w nieco eksperymentalnym składzie, bo Adam Bardziej (Bogdan Smagacki) śpiewa głównie dlatego, że jest kuzynem pana młodego, choć ma "głosiszcze", jak przyznaje Mietek (Maciej Sykała), obleśny wodzirej i gitarzysta Fantazji. Muzyczny skład uzupełnia Sylwek (Rafał Kowal), głodnym wzrokiem wypatrujący ofiary, bo wesele bez skutecznego podrywu się nie liczy. Obok nich na parkiecie pojawiają się weselni goście.

Znajdziemy wśród nich klasycznego lowelasa, świadka pana młodego, Czarka (Szymon Sędrowski), który odrzucony przez świadkową Agnieszkę Czas (Agata Moszumańska), zajmuje się niezależną bizneswoman Karoliną (Monika Babicka). Dziadek pana młodego, Apolinary (Eugeniusz Krzysztof Kujawski) wpada z kolei w oko matce Adama Bardzieja, Stefanii (Małgorzata Talarczyk). Jest też rozwodząca się para rodziców panny młodej - nieustannie kłócący się ze sobą Barbara (Olga Barbara Długońska) i Konrad (Dariusz Szymaniak). Łzami wzruszenia z powodu ślubu syna oblewa się matka pana młodego Grażyna (Elżbieta Mrozińska), a Proboszcz (Mariusz Żarnecki), jak się okazuje, bardzo skory jest do szaleństw na parkiecie. Między nimi krząta się jeszcze seksowna Kelnerka (Agnieszka Bała) i zblazowany Iluzjonista (Grzegorz Wolf).

Wesele, jak to wesele - obserwowane z zewnątrz i na trzeźwo z minuty na minutę robi się coraz bardziej upiorne. Niezdarne pijackie umizgi, niewybredne komentarze pod adresem panny młodej, wódka, zabawa, tańce, hulanki, swawole, wraz przygodnym seksem gdzieś na zapleczu i zdradą małżeńską w tle... - takie obyczajowe obrazki serwuje nam autor tekstu i reżyser Andrzej Mańkowski (w Miejskim wyreżyserował wcześniej "Sammy'ego"), ustawiając bohaterów spektaklu w typowo filmowej perspektywie, jakby przed kamerą (co nie dziwi, bo reżyser ma dużo większe doświadczenie filmowe niż teatralne). Postaci wychodzą więc na środek i mówią kierując się wprost do publiczności, czasem w świetle reflektora. Ta formuła wyczerpuje się bardzo szybko, dlatego w drugim akcie reżyser mnoży konwencje i dokłada coraz więcej groteski czy absurdu.

Myślenie obrazami filmowymi widać praktycznie od pierwszych chwil spektaklu - kamera zresztą przez cały czas towarzyszy uczestnikom zabawy, bo filmuje ich Gospodarz (Leon Krzycki), czego efekty obserwować możemy na dużym ekranie z boku sceny. Salę weselną prostymi środkami zgrabnie odmalowała autorka scenografii i kostiumów Sabina Czupryńska.

Samo wesele bardzo mocno przypomina filmową wersję tej zabawy z filmu Wojciecha Smarzowskiego "Wesele", na podstawie dramatu Stanisława Wyspiańskiego (przywołanego w momencie flirtu między Adamem i Agnieszką), choć wątki między bohaterami prowadzone są inaczej a całość skupiona zostaje na warstwie obyczajowej. Typowo filmowe są także "zawieszenia akcji", gdy nastrój weselnej zabawy przerwany jest przez Policjanta (Piotr Michalski), prowadzącego tajemnicze śledztwo.

Wkrótce dowiadujemy się, że spektakl ma drugie dno, bo poza dość banalnie (choć celnie) opisaną obyczajowością przaśnego wesela, poznajemy prawdziwego Adama Bardzieja, sterującego bohaterami z własnego pokoju. Adam okazuje się demiurgiem, który powołał wirtualny świat i stworzył grę komputerową o weselu, by zadowolić swoją mamę. Nosi koszulkę z wizerunkiem Krzysztofa Krawczyka, bo mama go uwielbia. Dla niej każe swojemu weselnemu alter ego śpiewać przeboje Krawczyka. To mu jednak nie wystarczy, dlatego nawiązuje kontakt ze swoim bohaterem.

Motyw obserwacji wyraźnie zainspirowany filmem "Truman Show" Petera Weira (z domieszką "Bruce'a Wszechmogącego" Toma Shadyaca), jest bardzo dokładnie, łopatologicznie wytłumaczony przez Adama-stwórcę Adamowi-śpiewakowi, a w konsekwencji również publiczności. Tak zresztą jest z każdym wątkiem spektaklu, bo reżyser z przesadną troską dba o to, by widz nie musiał nawet przez moment myśleć o tym, co widzi i wszystko miał podane wprost, bez cienia aluzji czy niedopowiedzenia.

Aktorzy budują swoje role z szeregu epizodów i wypadają w nich na ogół dobrze, ale próżno szukać tu roli szczególnie zapadającej w pamięć. Najciekawszą, niemal niemą rolę buduje bohaterka drugiego i trzeciego planu - Agnieszka Bała jako Kelnerka. Na wysokości zadania staje też Bogdan Smagacki, kreując jedynego pełnowymiarowego bohatera, co nie jest wielkim osiągnięciem, skoro inni pojawiają się w centrum uwagi dużo rzadziej. Najzgrabniej ponadto wypadają Szymon Sędrowski (szczególnie w roli szwedzkiego geja), Maciej Wizner jako słodki drań, Piotr Michalski w emploi sztywnego, przygłupiego policjanta, pełen klasy Eugeniusz Krzysztof Kujawski i przejmująca w ostatnim fragmencie sztuki Małgorzata Talarczyk.

Najmocniejszym punktem spektaklu jest rytmiczna, pulsująca muzyka Tomasza Stroynowskiego, autora aranżacji piosenek Krzysztofa Krawczyka, których "muzycy" zespołu Fantazja wykonują w spektaklu kilkanaście (wśród nich usłyszymy m.in. "Ostatni raz zatańczysz ze mną", "Za tobą pójdę jak na bal", "Bo jesteś ty", "Parostatek" czy "Mój przyjacielu"). Niedopracowana przez aktorów Miejskiego jest natomiast choreografia przygotowana przez Andrzeja Morawca, wymagająca jeszcze szlifu.

Niestety, reżyser nie ogrywa wystarczająco wiarygodnie niezwykle zużytego zarówno w polskim kinie (po filmach Andrzeja Wajdy i Wojciecha Smarzowskiego po ten temat sięgał także choćby Marcin Wrona w niedawnym "Demonie"), jak i teatrze (liczne uwspółcześnione inscenizacje sztuki Wyspiańskiego, z "Abośmy to jacy, tacy" w reż. Piotra Cieplaka na czele) motywu typowego polskiego wesela. Ucieczka w groteskę i sceny rodem z komedii slapstickowej, podobnie jak żarty z Fundacji ITAKA oraz "przemiana" Adama Bardzieja pozwalająca mu się kontaktować ze stwórcą, są po prostu nieudane. Zaś oczywiste i spodziewane od połowy drugiego aktu rozwiązanie akcji zawiera banalną myśl, wytłumaczoną zresztą szczegółowo w programie spektaklu.

I choć nie można odmówić "Być jak Krzysztof Krawczyk" pewnego nostalgicznego uroku, jaki niesie ze sobą twórczość przywołanego w tytule przedstawienia artysty, to jego czar polega przede wszystkim na sentymencie publiczności do przebojów Krawczyka. Spektakl z pewnością lepiej wypadłby jako produkcja filmowa, bo w realiach teatru zaskakuje naiwnością i dosłownością. To przykład teatru opiekuńczego, po którym nikt nie opuści widowni Miejskiego z poczuciem niezrozumienia zamysłu reżysera i tego, co działo się na scenie.

Łukasz Rudziński
www.trojmiasto.pl
16 lutego 2016

Książka tygodnia

Twórcza zdrada w teatrze. Z problemów inscenizacji prozy literackiej
Wydawnictwo Naukowe UKSW
Katarzyna Gołos-Dąbrowska

Trailer tygodnia