Wiało nudą
"Urodziny Stanleya", Teatr Miejski w GdyniPremiera "Urodzin Stanleya" Harolda Pintera w Teatrze Miejskim w Gdyni przyniosła duże rozczarowanie. Tekst Pintera wybrzmiewał w niej nijako i mało wyraziście.To miał być wyjątkowy wieczór. Pierwsza od ponad pół roku nowa sztuka na deskach Teatru Miejskiego, pierwsza premiera za kadencji nowego szefa tej sceny Ingmara Villqista, pierwsza gdyńska realizacja w reżyserii Barbary Sass, pierwsza polska inscenizacja sztuki brytyjskiego noblisty Harolda Pintera po jego śmierci.
Ale wydarzenia artystycznego nie było. Sobotnia premiera nie spełniła oczekiwań, część publiczności wyszła już po pierwszym akcie. Tekst Pintera wybrzmiewał nijako, mało wyraziście. Akcja - jak zwykle u Pintera, który swoje dramaty buduje na pauzach i scenicznym wyczekiwaniu - toczy się niespiesznie, w małym nadmorskim pensjonacie prowadzonym przez infantylną, podstarzałą Meg (interesująca, niejednoznaczna rola Małgorzaty Talarczyk) i jej męża Petera (Eugeniusz Kujawski).
Jedynym pensjonariuszem jest Stanley (wyrazisty Piotr Michalski), o którym nie wiemy nic (poza tym, że kiedyś był pianistą, a dziś cierpi na apatię i ma kłopoty ze swoją osobowością). Leniwe życie w pensjonacie przy plaży przerywa przybycie dwóch tajemniczych gości (Grzegorz Wolf, Rafał Kowal), którzy pod pozorem krótkiego wypoczynku przyjeżdżają do Stanleya. Skąd się znają, co ich łączy, dlaczego Stanley próbuje ich unikać? Tego Pinter widzowi nie wyjawia.
Spotkanie w pensjonacie na pozór sprowadza się do niewiele znaczących słów i zwrotów, ale pod powierzchnią narasta napięcie i poczucie zagrożenia. Kolejne sceny przygotowują widza do ostatniej sekwencji - najmocniejszej i symbolicznej - w której tytułowy bohater, psychicznie złamany, podporządkowuje się woli przybyszów.
Przyjechali po Stanleya po to, by stał się taki jak oni? Przywracają go światu, bo jego odmienność jest nie do zniesienia? Symboliczna scena ubierania odrętwiałego Stanleya w garnitur i krawat jest udanym zwieńczeniem mało udanego spektaklu.
Jedna dobra scena i ciesząca oko rustykalna scenografia Pawła Dobrzyckiego nie wystarczą, by na długo przykuć uwagę widzów. Muzyki Michała Lorenca też jak na lekarstwo.
I choć samo przedstawienie nie zasługuje na laurkę, warto pochwalić pomysły, które mu towarzyszyły. Dzień przed premierą teatr rozpoczął cykl spotkań ze znawcami dramatu, które przed każdym nowym spektaklem mają przybliżyć widowni przygotowywany tytuł. Gościem pierwszego z nich był Tadeusz Nyczek, krytyk i teoretyk teatru, który opowiadał o "Matriksie Stanleya".
Z okazji premiery teatr opublikował też rozbudowaną wersję programu, który jest pierwszą częścią nowej serii wydawniczej. Książkowe opracowanie na temat "Urodzin Stanleya" ma zapoczątkować biblioteczkę klasyki dwudziestowiecznej dramaturgii, która w najbliższych latach będzie wystawiać Teatr Miejski.
Teatr Miejski im. W. Gombrowicza w Gdyni, "Urodziny Stanleya" Harolda Pintera, przekład: Adam Tarn, reżyseria: Barbara Sass, scenografia: Paweł Dobrzycki, muzyka: Michał Lorenc, reżyseria świateł: Wiesław Zdort. Obsada: Eugeniusz K. Kujawski (Peter), Małgorzata Talarczyk (Meg), Rafał Kowal (McCann), Piotr Michalski (Stanley), Grzegorz Wolf (Goldberg), Katarzyna Bieniek (Lulu). Kolejne spektakle: 8, od 11 do 15 lutego, godz. 19. Bilety w cenie 25 i 30 zł.