Widz widzi siebie
"Artyści prowincjonalni" - 19. Międzynarodowy Festiwal Sztuk Przyjemnych i Nieprzyjemnych w ŁodziWidzowie powoli zajmują miejsca. Elegancko ubrani, w różnym przedziale wiekowym, wyłączają dźwięk w telefonach komórkowych, żeby nie zadzwoniły w czasie spektaklu. Boją się uczucia zażenowania, kiedy w trakcie gry z ich torebki lub kieszeni zaczyna wydobywać się dźwięk wesołej melodyjki, a oczy wszystkich współoglądających kierują się na nich i bombardują karcącym spojrzeniem. Zwyczaj ten, a właściwie pre-spektaklowy rytuał wyciszania telefonów, zdaje się wpasowywać w nowe przedstawienie Weroniki Szczawińskiej w Teatrze Powszechnym w Łodzi – „Artyści prowincjonalni" i być jego idealnym, odegranym przez widownię, rozpoczęciem.
Sztuka, inspirowana filmem Agnieszki Holland „Aktorzy prowincjonalni" kreuje (prowincjonalny) teatr w teatrze. Kiedy widzowie uporają się z telefonami i skupią się na scenie, zobaczą nietuzinkową scenografię. Tym co rzuci im się w oczy, jest zajmująca dużą przestrzeń metalowa konstrukcja, która przypomina połamany i zniszczony żyrandol. W jej objęciach znajduje się stół zbudowany z posklejanych książek, który w razie potrzeby przemienia się w fotel lub schody. Z boku sceny oglądający zauważą dwa stoliki zastawione białymi kubkami i filiżankami, za nimi fortepian i perkusja. Po drugiej stronie sceny, w rogu - trzy rzędy teatralnych krzeseł. Po obejrzeniu scenografii wzrok osób zajmujących miejsca na widowni przenosi się na aktorów. Wyglądają jak typowi „artyści" lub raczej jak dobrze znani, przynajmniej młodszej części widowni – hipsterzy. Oryginalny ubiór, pozornie zniszczona lub młodzieżowa bluza, niedbale owinięty wokół szyi szalik mają ustawiać osoby je noszące w szeregu ludzi sztuki.
Zaczyna się spektakl. Recepcja widzów, będąca jednym z jego tematów, gra swoją rolę. Bohaterowie – aktor, aktorka, krytyk, reżyser oraz maestro są przerysowanymi postaciami, wyjętymi wprost ze stereotypów, które każdy z nas przechowuje w swojej głowie. Reżyser jest niezdolny do podjęcia decyzji, aktor sfrustrowany, aktorka marzy o byciu rozpoznawalną, a krytyk kreuje się na sarkastycznego i aroganckiego. Trudno rozpoznać w nich postaci z psychologicznego filmu Holland, część widzów zapewne nie zauważa powiązania, skupiona na śmiesznych minach i gestach.
Największą radość widowni sprawia scena, kiedy aktorzy wybiegają w trakcie antraktu. Szybko piją kawę przy zastawionych stolikach, próbują prowadzić inteligentne rozmowy, palą papierosa za papierosem, byle zdążyć. Widownia patrzy na swoje odbicie, odnajduje siebie w teatralnym świecie, owładniętym frustracjami, problemami i oczekiwaniem na spełnienie tworzących go artystów. Rozumie śmieszność sytuacji, ale nie ma ochoty jej zmieniać – każdy lubi wyjść na przerwę, kupić w teatralnym barze drogi sok pomarańczowy, pogadać, ponarzekać, a potem wypoczętym wrócić na kolejną część przedstawienia.
Stopniowo część widzów rozprasza się. Urywane kwestie nie są wciągające, próby ich śledzenia męczą. Gdy aktorzy zapowiadają wykonanie utworu „4.33" Johna Cage'a - oszukują. Przygotowują się do gry, a potem zamierają w bezruchu. Zdezorientowani widzowie przez chwilę patrzą, potem zaczynają się wiercić. Ktoś niepewnie zaczyna klaskać, w nadziei, że to tylko takie awangardowe zakończenie i na dźwięk oklasków aktorzy zbudzą się z marazmu, który ich owładnął i uwolnią widownię ukłonami. Cisza zaczyna wprawiać w konsternację. W końcu jednak aktorzy dają obiecany koncert. Spektakl się kończy. Czas na brawa.
„Artyści prowincjonalni" w reżyserii Weroniki Szczawińskiej na podstawie tekstu Agnieszki Jakimiak pozwalają na podwójną recepcję. Patrzy się na teatr odgrywany w teatrze, na prowincjonalne problemy, które opuściły już swój zaścianek i wpełzły podstępnie do wielkiego świata. I spogląda się na siebie samego oraz innych widzów. Spektakl pokazujący układy w teatrze, podstawia jednocześnie lustro widowni, która jest jego częścią. Ta widzi nagle niezrozumienie, niespełnienie i narastającą z tego powodu irytację. Ci, którzy to przemyślą zdecydują się może na podjęcie dialogu dotyczącego wszystkich członków teatru – tych z zaplecza, ze sceny i z miejsc na widowni. A nawet jeśli nie, nagrodzą „Artystów prowincjonalnych" gromkimi oklaskami, na które bezsprzecznie zasługują.
Spektakl został pokazany w ramach Międzynarodowego Festiwalu Sztuk Przyjemnych i Nieprzyjemnych w Teatrze Powszechnym w Łodzi.