Widzę, jak znikasz, tato

"Ojciec" - reż. Florian Zeller - GBR, FRA

"Ojciec" - jeden z wielkich hitów tegorocznych Oscarów - można już oglądać w polskich kinach. Film opowiada o kobiecie, która próbuje zaopiekować się ojcem wykazującym oznaki demencji.

- Debiutancki film Floriana Zellera został nominowany do Oscara w sześciu kategoriach.
- Otrzymał dwie statuetki - Hopkins (w kategorii najlepszy aktor pierwszoplanowy) oraz Zeller i Christopher Hampton (najlepszy scenariusz adaptowany)
- Zeller przygląda się sytuacji znanej nielicznym: żałobie po kimś, kto fizycznie wciąż żyje, oddycha, a jednak bezpowrotnie zgasł, zniknął
- O takich duetach jak Hopkins i Colman zwykło się pisać "koncertowe". To truizm, ale w tym przypadku trudno o trafniejsze określenie

Florian Zeller, reżyser "Ojca", jest nie tylko reżyserem. Jest też, a może przede wszystkim, autorem i dramatopisarzem, według "The Timesa" "najbardziej ekscytującym ze współczesnych". Stworzył ponad 10 sztuk teatralnych, które grano na scenach ponad 40 krajów świata, także w warszawskim teatrze Ateneum. Wśród nich był też "Ojciec", wówczas jeszcze w nieco innym kształcie, jako czarna komedia. Po przenosinach na ekran w obrazie zbyt wiele humoru nie zostało.

Wszystko zaczyna się od spojrzenia. Dlaczego ona patrzy na mnie tak dziwnie? Wręcz podejrzliwie? Ona chyba coś knuje, knuje na pewno! Anthony (Hopkins), dobrze sytuowany osiemdziesięciolatek, jest przekonany, że jego córka Anne (Colman) snuje jakiś niecny plan. Chce go przekonać, że nie jest już w stanie sam o siebie zadbać, sprowadza do domu kolejne opiekunki, a przecież mężczyzna nie potrzebuje pomocy, jest w pełni sprawny! To musi być spisek. Czyżby chodziło o przejęcie ich dużego, komfortowego mieszkania?

Z perspektywy Anne wygląda to nieco inaczej. Kobieta jest świadoma choroby ojca. Anthony ma postępującą demencję, która nie tylko miesza puzzle jego pamięci, ale też wpływa na nastroje. Raz uroczy, kochany i obecny, za chwilę zamienia się w złośliwego tyrana, staje agresywny, wręcz niebezpieczny. Tę emocjonalną amplitudę zna każdy, kto miał styczność z kimś dotkniętym przez tę bezlitosną chorobę.

Zeller wykorzystuje swoje sceniczne doświadczenie i z niezwykłą precyzją układa elementy fabularnej układanki. Widz sadzany jest poniekąd obok Anthony'ego i wraz z nim przeżywa kolejne objawienia: to, co jeszcze przed chwilą wydawało mu się rzeczywiste, nagle okazuje się kompozytem wspomnień, wrażeń, pragnień. Rzeczywistość zostaje zdemaskowana jako scenografia, zaraz pojawia się nowa sceneria. Ale czy tym razem prawdziwa? Przyjmując okazjonalnie perspektywę bohatera, reżyserowi udaje się sugestywnie wytłumaczyć chaos, nawarstwiający się w jego głowie.

Ale, jak w teatrze, na historię patrzymy też z zewnątrz, raz jak obserwator na widowni, za chwilę także z punktu widzenia Anne. Jej spojrzenie jest niezwykle istotne, bo sercem "Ojca" nie jest sama choroba bohatera, a piętno, jakie odciska na – i tak już skomplikowanych – relacjach Anthony'ego i córki. Zeller przygląda się sytuacji znanej nielicznym: żałobie po kimś, kto fizycznie wciąż żyje, oddycha, a jednak bezpowrotnie zgasł, zniknął. Bada potencjalnie toksyczną relację pomiędzy poczuciem obowiązku zajęcia się zniedołężniałym rodzicem a palącą potrzebą emancypacji, niezależnego życia dla siebie. Przygląda się, jak wręcz fizjologiczna potrzeba bliskości, dotyku i czułości jest torpedowana przez pozaintelektualną agresję chorego. Anne musi stale pilnować się, by nie reagować na zachowania ojca w sposób, który ciało podpowiada jako naturalny. A kiedy widzi, jak z jego ust w jej stronę fruną plugawe słowa, musi w myślach powtarzać: "to nie mój tata mówi, to nie on".

"Ojciec" imponuje skomplikowaną, ale niezwykle czytelną strukturą, która niezwykle wdzięcznie służy trudnemu tematowi filmu. Zachwycającą przejrzystością przygląda się turbulencjom umysłu, który tę przejrzystość utracił. Jak na szkiełku w laboratorium ogląda z bliska emocje: kolczaste, brzydkie, toksyczne. I z tych emocji uczy się świata. Tempo, kolor, brzmienie — wszystkie te filmowe komponenty wspólnie budują imponujący pomnik. Ale w tym świecie, z pietyzmem i empatią skonstruowanym przez Zellera, najmocniej w pamięć zapadają aktorzy.

O takich duetach jak Hopkins i Colman zwykło się pisać "koncertowe". To truizm, ale w tym przypadku trudno o trafniejsze określenie. Colman całą swoją chichotliwą energię przekuwa w potrzebną postaci Anne nerwowość, rozedrganie. Zmagania jej bohaterki widz odbiera niemal fizycznie, czując jej desperację, frustrację i tęsknotę.

Hopkins, zdobywca Oscara za "Milczenie owiec" po blisko 30 latach realne, zgarnął rywalom Złotego Rycerzyka sprzed nosa. I zasłużenie, bo w roli mężczyzny, który powoli znika, Hopkins jest poruszająco obecny. W "Ojcu" zalicza jedną z ról życia, jeśli nie tę najlepszą.

Anna Tatarska
Onet.Kultura
25 maja 2021
Portrety
Florian Zeller
Wątki
FILM

Książka tygodnia

Teatr, który nadchodzi
Wydawnictwo słowo/obraz terytoria Sp. z o.o.
Dariusz Kosiński

Trailer tygodnia

La Phazz
Julieta Gascón i Jose Antonio Puchades
W "La Phazz" udało się twórcom z "La ...