Widzów olśnił blichtr, umknął sens

"Fedra" - 16.Międzynarodowy Festiwal Sztuk Przyjemnych i Nieprzyjemnych

Łódzka publiczność przyjęła bez zrozumienia "Fedrę" w reżyserii Mai Kleczewskiej, pokazywaną w klubie Wytwórnia. To najlepszy z dotychczasowych spektakli XVI Festiwalu Sztuk Przyjemnych i Nieprzyjemnych

"Fedra" słynnej reżyserki ze stołecznego Teatru Narodowego równie wiele, co antycznym dramatom Eurypidesa i Seneki Młodszego, zawdzięcza nowożytnym realizacjom mitu. Powstała z inspiracji tekstami Jeana Racine\'a, Swinburne\'a, D\'Annunzia, Sarah Kane, Pera Olova Enquista i Istvana Tasnadiego. Koncentruje się nie na grzechu kazirodztwa i zaakcentowaniu tragicznej wzniosłości, lecz zobrazowaniu destrukcji więzi emocjonalnych i niszczących skutków pragnień, których realizacja nie jest możliwa. To spektakl o samotności w tłumie, silniejszej niż moralność złej miłości, trudnym do przyjęcia starzeniu się.

Bogactwo kulturowych odniesień mitu i języków, w jakich był on przekazywany, sprawia, że Kleczewska porusza się w obszarze rozmaitych teatralnych rozwiązań. Wprawia w podziw świadomością tworzywa, gąszczem odniesień, erudycją, uderzającą z poszczególnych scen. Żonglowanie stylistykami pierwsi krytycy spektaklu podnosili jako zarzut, widząc w nim przyczynę chaosu na scenie. Rzeczywiście, trudno nadążyć za wszystkimi pomysłami Kleczewskiej, ale ich mnogość doskonale odpowiada zamętowi współczesnego świata. W pozornych sprzecznościach kryje się spójna koncepcja. Reżyserka niczego nie pozostawia przypadkowi. Konstruuje sceny z perfekcyjną precyzją. Każdy gest, ruch, grymas twarzy, snop światła jest uzasadniony. Jest wiele wspaniałych momentów: gdy Teramenes (Paweł Tołwiński) wlecze za włosy uwodzicielkę Panope (Kamila Baar), gdy Hipolit (Michał Czernecki) całuje Arycję (Patrycja Soliman), zostawiając na jej twarzy ślady krwi, a wreszcie, gdy odrzucona Fedra (wspaniała, piękna, dająca z siebie wszystko Danuta Stenka) klęka przed nagim Hipolitem, jedną ręką obejmując jego nogi, a w drugiej ściskając bukiet kwiatów z okazji jego urodzin.

Kleczewska olśniewa widza wspaniałością scenografii, kostiumów i rekwizytów, działając w pierwszej kolejności na jego emocje i wrażliwość estetyczną, a dopiero potem na intelekt. Po sali przechodzi szmer aprobujących komentarzy, gdy w pierwszej scenie pewna siebie Fedra w butach na obcasach i czerwonym kapeluszu nieruchomo pozuje z dwoma chartami (transportowanie psów po ty, by wystąpiły tylko w pierwszej minucie przedstawienia, doskonale oddaje podejście Kleczewskiej do kwestii inscenizacji). Gdy z sufitu leci na głowy publiczności złote confetti na cześć zmartwychwstałego Tezeusza (Jan Englert), albo gdy panowie z obsługi wnoszą nieskończoną ilość wieńców pogrzebowych pokrywających stopniowo scenę. Niestety, większość odbiorców zauważyła tylko to, co efektowne. W ważnym znaczeniowo momencie, gdy Hipolit do krwi rani się widelcem w dłoń, siedzące za mną panie zdobyły się tylko na komentarz "ble...". Gdy upokorzona Fedra wchodzi z ogromnym naręczem kwiatów dla ukochanego, który jej nie chce, usłyszałam za plecami: "Ale piękne róże!". I śmiem postawić tezę, że podobnie jak owe panie wysiłku intelektualnego w odbiorze spektaklu nie wykazało 80 procent publiczności, która ponad miarę wypełniła salę Wytwórni.

A "Fedra", poza tym, że jest dramatem wielkich emocji, historią kobiety na wpół oszalałej z miłości i cierpienia, jest także interpretacyjnym wyzwaniem.

Katarzyna Badowska
Gazeta Wyborcza Łódź
25 marca 2010

Książka tygodnia

Białość
Wydawnictwo ArtRage
Jon Fosse

Trailer tygodnia