Wieczór absurdalnego humoru

"Co widział kamerdyner" - reż. Andrzej Zaorski - Teatr Polski w Bielsku-Białej

Podobno śmiech to zdrowie. Zgodnie z tym potwierdzonym naukowo faktem, Teatr w Bielsku-Białej postanowił zadbać o kondycję swojej publiczność i zaaplikował jej podwójną dawkę humoru, w postaci premiery dwóch spektakli: „Co widział kamerdyner” w reżyserii Andrzeja Zaorskiego oraz „Latający Cyrk Monty Pythona” wyreżyserowanego przez Witolda Mazurkiewicza. Jak przystało na wieczór pod znakiem brytyjskiego humoru, rozpoczęło go uroczyste odśpiewanie hymnu Wielkiej Brytanii.

Jak przystało na wieczór pod znakiem brytyjskiego humoru, rozpoczęło go uroczyste odśpiewanie hymnu Wielkiej Brytanii.

Sztuka brytyjskiego dramaturga Joe Ortona „Co widział kamerdyner?" pochodzi z 1967 roku. Jej premiera odbyła się dopiero w rok po śmierci autora, a towarzyszyła jej aura skandalu, podobnie zresztą jak całemu życiu tego autora, podejmującego w swej twórczości niewygodne tematy. Interesujące, iż Andrzej Zaorski nie pierwszy raz zetknął się właśnie z tą farsą. Wcześniej reżyser wystawił ją w 2011 roku w Teatrze Dramatycznym im. Aleksandra Węgierki w Białymstoku. Ciekawostką jest również fakt, iż Andrzej Zaorski wcielił się w postać Sierżanta Matcha w przedstawieniu z 1979 roku, w reżyserii Edwarda Dziewońskiego w Teatrze Kwadrat w Warszawie.

Zatem, co takiego widział tytułowy kamerdyner? Akcja bielskiej inscenizacji rozgrywa się w prywatnej klinice psychiatrycznej dr. Prentice'a (Grzegorz Sikora). Lekarza poznajemy w trakcie rozmowy kwalifikacyjnej z młodą, i co najważniejsze, ładną kandydatką na stanowisko jego asystentki - Geraldiny Barclay (Zofia Schwinke). Nieświadoma celu doktora dziewczyna, przystaje na jego dziwną propozycję i rozbiera się za parawanem, by przyszły pracodawca mógł przeprowadzić szczegółową „ocenę" jej kwalifikacji. Gdy wszystko zmierza w dobrym kierunku, a do osiągnięcia celu Prentice'a brakuje niewiele, pojawia się żona lekarza – Yvonne Prentice (Brygida Turowska), która postanowiła wcześniej wrócić z podróży. I tak rozpoczyna się splot niecodziennych wydarzeń, zaskakujących i absurdalnych sytuacji, które w efekcie doprowadzają do zaskakującego happy endu.

Przedstawienie w reżyserii Andrzeja Zaorskiego, jak przystało na farsę umieszczone zostało w przestrzeni salonowo-gabinetowej, do której prowadzą cztery wejścia (scenografia Jerzego Rudzkiego). To właśnie za ich sprawą bohaterowie zręcznie unikają rozszyfrowania niewinnego kłamstewka dr. Prentice'a, które przerodziło się w samonapędzającą się akcję. Podglądaczem i biernym obserwatorem wszystkich tych dziwacznych zbiegów okoliczności jest publiczność, która musi nadążyć za zwrotami akcji i częstymi przebierankami bohaterów.

Spektakl mimo, iż jest propozycją lekkiego kalibru często niestety nuży. W przypadku tej realizacji, angielski humor się nie sprawdza. Zdarza się, że językowe potyczki bohaterów i ich dwuznaczność wywołują uśmiech na twarzy widza, jednak przez większość spektaklu raczej smętnie obserwuje się zawiłą intrygę, której rozwikłanie, co należy przyznać, jest jednak dosyć zaskakujące. Jeśli ktoś chciałby się o tym przekonać, zachęcam. Być może warto.

Zdecydowanie inaczej wypadła druga część wieczoru premier. Po sztuce Joe Ortona, pisarza uznawanego za prekursora grupy Monty Pythona, zaprezentowano „Latający Cyrk Monty Pythona" w reżyserii Witolda Mazurkiewicza, który dla wielbicieli angielskiej grupy okazał przysłowiowym strzałem w dziesiątkę.

Na pustej scenie pięciu dżentelmenów - Kuba Abramowicz, Tomasz Lorek, Adam Myrczek, Sławomir Miska oraz Rafał Sawicki, śpiewających, tańczących, opowiadających zabawne, pełne absurdalnego humoru historie. Na ponad godzinny spektakl składają się piosenki i skecze, pochodzące z różnych programów telewizyjnych, które dla brytyjskiej BBC realizowane były w latach 1969-1974 i uznawane są za klasykę gatunku.

Reżyser, Witold Mazurkiewicz połączył najzabawniejsze teksty i piosenki Pythonów, których niewątpliwym atutem są tłumaczenia Tomasza Beksińskiego (dialogi) i Filipa Łobodzińskiego (piosenki). Mocną stroną tego muzycznego wieczoru kabaretowego jest piątka aktorów, która doskonale odnajduje się w powierzonej im roli oraz prezentuje możliwości wokalane na bardzo przyzwoitym poziomie. „Latający Cyrk" w Teatrze Polskim w Bielsku-Białej udowadnia, że absurdalny i inteligentny humor Pythonów, którzy w ostatnim czasie zapowiedzieli swój powrót, jest ciągle aktualny i doskonale sprawdza się na teatralnej scenie.

To dobrze, że dyrektor Mazurkiewicz zdecydował się wystawić tę pozycję w niedawno objętym przez siebie teatrze. Brakowało chyba bielskiej widowni tego rodzaju humoru, który także dla części zespołu stał się okazją do sprawdzenia swych możliwości w całkowicie nietypowych rolach. Nie ulega wątpliwości, że niezależnie od rozrywkowych upodobań warto zobaczyć ten spektakl, bo nieczęsto zdarza się w teatrze, by tak dobrze współgrały wszystkie składające się nań elementy: tekst, muzyka, choreografia i aktorskie kreacje. To duża przyjemność uczestniczyć w przedstawieniu, w którym i aktorzy, i widzowie bawią się tak samo dobrze.

Agnieszka Kiełbowicz
Dziennik Teatralny Katowice
7 lutego 2014

Książka tygodnia

Teatr, który nadchodzi
Wydawnictwo słowo/obraz terytoria Sp. z o.o.
Dariusz Kosiński

Trailer tygodnia

La Phazz
Julieta Gascón i Jose Antonio Puchades
W "La Phazz" udało się twórcom z "La ...