Wieczór niezwykłych przeżyć

Festiwal Teatrów Ulicznych – Lubuski Teatr w Zielonej Górze – 17.09.2023 r.

Zielonogórskie Winobranie 2023 zakończyło się mocnym akcentem. W niedzielę po zmroku na Placu Teatralnym pojawili się artyści, którzy zaprezentowali swoje spektakle w ramach Festiwalu Teatrów Ulicznych, zorganizowanego przez Lubuski Teatr. Wydarzenie zrealizowano w ramach Przestrzeni Sztuki. Program finansowany jest ze środków Ministerstwa Kultury i Dziedzictwa Narodowego, realizowany przez Instytut Teatralny im. Zbigniewa Raszewskiego oraz Narodowy Instytut Muzyki i Tańca.

To był długi wieczór, pełen niemałych emocji. Zainicjowany został niewinnie – późnym południem rodzinne zabawy w „Starej Zagrodzie" proponował Teatr Wagabunda. Przed budynkiem Teatru Lalkowego zebrali się zaciekawieni widzowie, spragnieni teatralnych wrażeń na powietrzu, którzy liczyli na artystyczne niespodzianki. Nie zawiedli się!

Grzegorz Jastrzębski, „Futurystyczne koło światła"
Na scenie pojawia się ubrany na biało, młody mężczyzna. Za chwilę jego ciało zostanie naturalnie wpisane w okrąg podświetlonego ledami hula-hop. Artysta wprawia koło w ruch, wykonując niezwykłe akrobacje. Jego biały kostium przyjmuje kolory świateł okręgu. Scena mieni się feerią barw. Widz patrzy oczarowany na ten krótki, ale magiczny występ akrobatyki świetlnej. Można to metaforycznie potraktować jako opowieść o aurze jaką roztaczamy – kręgu światła, które mamy wokół siebie, a który nie dla każdego jest widoczny. Niezwykły pomysł i fenomenalne wykonanie Grzegorza Jastrzębskiego!

Terminus A Quo, „Laski" (reż. Edward Gramont)
Na początku słyszymy muzykę ludową. Widzimy młode kobiety w sukienkach, z bosymi stopami. Oglądamy ich codzienne czynności: rozwieszanie prania, zajmowanie się domem, doglądanie roślin. Następnie kobiety na scenie zastępują mężczyźni. Są ubrani w jasne garnitury, mają kapelusze na głowach i drewniane laski w rękach. To dżentelmeni, którzy działają w grupie, ale są też silnymi indywidualistami, co wyrażają np. poprzez taniec. W ich funkcjonowaniu jest też element rywalizacji – przez dłuższą chwilę widzimy szermierkę na scenie. Potem w warstwie muzycznej słyszymy pieśni socrealistyczne, opowiadające o Warszawie. Wracają kobiety i oglądamy zbiorowe sceny pracy kolektywnej: ścisłej współpracy grupowej. To poukładane życie zmienia się wraz z muzyką: kiedy w tle słyszymy „połamane" dźwięki jazzu, na scenie stopniowo zaczyna odbywać się „apokalipsa". Stary świat odchodzi w niepamięć. Zastępuje go chaos, hałas i brud. Wszystko może się skończyć w jednej chwili. Świat bohaterów pogrąża się w zniszczeniu aż do momentu opamiętania, wyjścia z paranoi w stronę świtu spokoju i radości. Mamy tu piękne, plastyczne obrazy. Ze sceny nie pada ani jedno słowo, a widz przeżywa całą gamę emocji, którą wywołuje nie tylko muzyka, ale też bardzo dobra gra aktorów. Niezwykle mocno czuć w tym ducha spektakli Jerzego Grotowskiego (które znam, niestety, tylko z nagrań). Terminus przez lata wypracował sobie charakterystyczny styl: bardzo emocjonalny, wymagający od artystów i dający widzom do myślenia. Takie też są „Laski".

Teatr Ognia Karmazyn, „Pokaz zamkowy"
Widowiskowość teatru ognia to zawsze sztuka pewnego zapanowania nad żywiołem i wykorzystania go do celów artystycznych. Karmazyn odnajduje się w tej estetyce znakomicie. Wartością takich spektakli jest też wymyślane nowych form, w jakich można zaprezentować ogień. Oprócz klasycznych poi mogliśmy tutaj zobaczyć ich wersję z „klatkami" na płonące węgle, które w ruchu rozsypywały na scenie moc iskier, co wyglądało niezwykle efektownie. Ponadto na scenie pojawiają się w dłoniach zręcznych wykonawców włócznie ogniowe, wielka płonąca kula, sześcian, a do tego fajerwerki. Na scenie widzimy walkę dobra ze złem, namiętność, miłość, braterstwo, siostrzeństwo, przyjaźń, a także zmagania ze śmiercią (która kijem ogniowym operuje za pomocą ruchów szyi!). Świetnie dobrana muzyka, precyzja oraz skupienie artystów sprawiają, że to widowisko hipnotyzuje. Kiedy na koniec zostaje na scenie już tylko popiół, delikatnie poruszany w ciszy wiatrem, pojawia się rozczarowanie, że to już koniec, a jednocześnie radość, że można było tego doświadczyć.

Teatr Asocjacja 2006, „Demon i Wąż" (scenariusz, inscenizacja, wizja plastyczna, kierownictwo artystyczne: Piotr Tetlak)
Zewsząd pojawiają się aktorzy w futurystycznych strojach. Ich kostiumy przypominają ubrania ludzi, którzy walczyli z epidemiami dżumy. Są kilkuwarstwowe, żeby na pewno byli odizolowani od otoczenia. Niektórzy mają nawet maski (choć są one białe, a nie czarne) doktorów plagi, którzy zajmowali się zakażonymi podczas epidemii. W rękach trzymają różne rekwizyty, jak megafony czy miotły, podświetlone przez ledowe węże. Do tego ubrani są w długie płaszcze, białe kombinezony, a przed sobą pchają wózki z kominami, z których leci kolorowy dym. Na jednym z wózków umieszczone są głośniki, dzięki czemu scena rozbrzmiewa muzyką. Postaci znajdują się wersji rzeczywistości, którą trzeba odkażać. Jeden z bohaterów wędruje z kadzidłem, inny ma przerysowane kropidło, zrobione właściwie z... pędzla malarskiego. Wędrowcy mówią o wszechobecnym wirusie, który oplata jak wąż głównie myśli. Wraz z nimi pojawia się na scenie wielki szkielet konia, podświetlony na niebiesko. Można go metaforycznie odczytać jako konia trojańskiego, który nagle zostaje wrzucony w świat i oznacza rychłą katastrofę, choć wygląda niewinnie i prezentuje się fantastycznie. Spektakl „Demon i Wąż" to rzecz trochę na pograniczu happeningu, performace'u oraz teatru alternatywnego, gdzie można odnieść wrażenie dużej dozy improwizacji. To dynamiczna opowieść o ludziach, walczących z epidemią, ale głupoty i bezmyślności, które powoli opanowują ludzkość.

Happening Piotra Tetlaka „Płonąca żyrafa"
W centralnym punkcie sceny stoi żyrafa, prawie naturalnej wielkości. Wykonana jest z metalowych płytek w rdzawym kolorze. Oświetlona jest w ten sposób, że jej głowa ginie w półmroku. Po prawej stronie widzimy metalową miskę z wodą, ręcznik, a przed tym dwie cegły. Pierwszy na scenę wchodzi bębniarz, który zapowiada wejście właściwego bohatera: „Ladies and gentleman – mr Salvador Dali!". Faktycznie, za chwilę na scenie pojawia się wysoki, łysy mężczyzna w białym stroju. W rękach trzyma kij, charakterystyczny dla artystów teatru ognia. Kłania się żyrafie, a potem podchodzi do przygotowanej z prawej strony miski z wodą. Dokonuje ablucji, po czym podpala końcówki czarnego kija, od których zajmuje się wnętrze żyrafy. Czekamy w skupieniu aż płomienie dojdą do głowy sztucznego zwierzęcia myśląc o tym, że na obrazie Dalego pod tytułem „Płonąca żyrafa" sama postać zwierzęcia jest w tle, natomiast Tetlak postanowił zwrócić uwagę właśnie na nią. Często nie mamy świadomości, że rzeczy będące na drugim planie mogą być jednak tymi kluczowymi. Szczególnie, że jeśli przyjrzymy się obrazowi, przed żyrafą na obrazie widoczna jest maleńka postać. Tylko ona dostrzega swoiste cierpienie żyrafy i musi się z nią zmierzyć tak jak widzowie w Zielonej Górze, w zachwycie i onieśmieleniu patrzący na płomienie.

Ta niezapomniana niedziela dostarczyła wytrwałym i radosnym widzom wielu wrażeń. Mamy nadzieję, że spotkamy się na Placu Teatralnym za rok!

 

Joanna Marcinkowska
Dziennik Teatralny Zielona Góra
25 września 2023

Książka tygodnia

Ulisses
Społeczny Instytut Wydawniczy Znak
James Joyce

Trailer tygodnia