Wiek męski Jerzego Grałka

dla aktorstwa Jerzego Grałka nastał wiek męski

Czterdzieści pięć lat w zawodzie. Wspaniały rezultat. Ale artystyczna biografia JERZEGO GRAŁKA to nie tylko imponujący staż, lecz przede wszystkim kreacje - bardzo różnorodne. Jest w dobrym zawodowym momencie. W końcu czterdzieści pięć lat oznacza, że dla aktorstwa Jerzego Grałka nastał wiek męski. To najlepsze role.

Czterdzieści pięć lat w zawodzie. Wspaniały rezultat. Ale artystyczna biografia Jerzego Grałka to nie tylko imponujący staż, lecz przede wszystkim kreacje - bardzo różnorodne. 

Grałek tak mocno wpisał się w pejzaż Krakowa i Starego Teatru, że czasami trudno uwierzyć, iż pierwsze zawodowe lata spędził w Bydgoszczy, potem był Teatr im. Jaracza w Olsztynie (ten okres aktor ceni sobie najwyżej), teatry w Łodzi i we Wrocławiu, wreszcie - w latach 1974-1986 - Teatr im. J. Słowackiego, w końcu - aż do dzisiaj - Stary.

Kiedy zatem w połowie lat 70. ubiegłego wieku Jerzy Grałek pojawił się w Krakowie, był już artystą w pełni ukształtowanym, zarazem otwartym na zmienne propozycje. W Teatrze im. Słowackiego wystąpił na przykład w światowej premierze "Brata naszego Boga" Wojtyły, grał Poliksena w "Opowieści zimowej" Szekspira w reżyserii Skuszanki, Hamleta i Astrowa w przedstawieniach Jerzego Krasowskiego, również w "Słowaku" zawiązała się nić artystycznego porozumienia Grałka z Rudolfem Zioło - był przejmującym Doktorem Bormentalem w "Psim sercu" według Bułhakowa, niepokojącym Melchiorem Abłaputo w "Onych" Witkacego, następnie - już w Starym Teatrze - znowu u Zioły zagrał Sąsiada w "Reformatorze" Mykoły i Podszewkę w "Śnie nocy letniej". Świetne kreacje stworzył również w przedstawieniach Andrzeja Wajdy: Sender z Brynicy w "Dybuku" An-skiego, Klaudiusz w "Hamlecie IV" czy Czepiec w "Weselu" Wyspiańskiego należą do najciekawszych ról w dorobku aktora.

Wajda, Skuszanka, Krasowski i Zioło, a także Bradecki (pamiętna rola Barnabasa Nedostala w "Wiośnie narodów" Nowaczyńskiego), Grabowski czy Klata dostrzegli w Grałku to, co przesądza o unikatowości jego aktorstwa. Biorąc pod uwagę czysto fizyczne środki wyrazu - Jerzy Grałek jest zwyczajnie przystojny, poza tym władczy. Wzbudza szacunek i respekt. Prawdziwy facet. I spokojnie można by poprzestać na tej konstatacji, wykorzystując Grałka jedynie do drobnych aktorskich zadań - niegdyś charyzmatycznych amantów, dzisiaj potężnych ojców i dziadków, gdyby nie alternatywny splot psychofizycznych cech, które w aktorstwie Grałka taktycznie zwyciężają banał ledwie naszkicowanych tzw. postaci "pożytecznych". W Jerzym Grałku jest bowiem tajemnica. Nie trzeba jej definiować. Wystarczy przyjrzeć się uważnie, jak w niedawnym "Trans-Atlantyku" według Gombrowicza, w reżyserii Mikołaja Grabowskiego, tragikomiczny Ojciec w jego interpretacji idealnie odpowiadał na gombrowiczowskie zaklęcie, żeby jednocześnie było śmiesznie i smutno, groteskowo i dotkliwie... Nawet jako Skrzetuski w nieszczęsnej "Trylogii" Sienkiewicza w reżyserii Jana Klaty, wbrew komiksowym (w najgorszym stylu) ciągotom reżysera, rozbrajający w swojej nieporadności Grałek wzbudzał nie drwinę, lecz litość. Na scenie widziałem pionki. Głuchonieme manekiny dla niepoznaki poprzebierane w twarze znakomitych krakowskich aktorów. Ale Grałek się nie dał. Pokazał, że nawet w fatalnie pomyślanym i zagranym przedstawieniu można ocalić siebie. Wygrać z banałem reżyserskiego egocentryzmu.

Jest wierny teatrowi. Jeżeli pojawia się w kinie czy w telewizji, to zawsze czuje się trochę jak na gościnnych występach, pamiętając gdzie jego prawdziwe miejsce. Mimo wszystko ma na koncie kilka wartościowych ról filmowych: od Piotra w "Na srebrnym globie" Żuławskiego, poprzez Wojskiego w "Panu Tadeuszu" Wajdy, kończąc na "Starym człowieku i psie" - pożegnalnym filmie Witolda Leszczyńskiego. W 1995 roku zagrał główną rolę w "Świcie na opak", reżyserskim debiucie Sophie Marceau, wystąpił także w "Triumfie ducha" Roberta M. Younga z Willemem Defoe, w "Plot to kill Stalin" Tima Robinsona czy w niemieckich "Światłach" Christiana Schmidta. Kilka lat temu, w irlandzkim Kork - w międzynarodowej obsadzie z sukcesem zagrał Shylocka w "Kupcu weneckim" Szekspira. 

Grałek to przede wszystkim świetny aktor, pedagog PWST, ale ja miałem także okazję poznać zupełnie inną twarz artysty - solidnego wiejskiego gospodarza. W Roztoce na Podkarpaciu, w przerwach między pracą w teatrze, szkole teatralnej, serialach czy w kinie, Grałek prowadzi życie "pana na włościach". Kiedy kilka lat temu odwiedziłem pana Jerzego w Roztoce, miałem wrażenie, że czas zatrzymał się w tym miejscu na chwilę, a ja zostałem w nim na dłużej. Wielki piec kaflowy (i chlebowy), od którego buchało ciepło, drewniane podłogi, skrzypiące łóżko. Dom drewniany, ze świętym Antonim na ganku, w zagrodzie bryczka. Konik - klacz - na wzgórzu. Mówią o niej "Modelka", bo zawsze seksownie wygina się do zdjęć. Sielskie widoki - na Dunajec, niżej Zakliczyn i Lusławice. Żyć, nie umierać. Jerzy Grałek oczywiście wybiera opcję numer jeden. Ma wiele twarzy i apetyt na ciąg dalszy. Jest w dobrym zawodowym momencie. W końcu czterdzieści pięć lat oznacza, że dla aktorstwa Jerzego Grałka nastał wiek męski. To najlepsze role. 

Dziś o godz. 19 w Sali im. H. Modrzejewskiej Starego Teatru odbędzie się jubileuszowy wieczór poświęcony Jerzemu Grałkowi.

Łukasz Maciejewski
DziennikPolski
9 lutego 2010
Portrety
Tomasz Zygadło

Książka tygodnia

Teatr, który nadchodzi
Wydawnictwo słowo/obraz terytoria Sp. z o.o.
Dariusz Kosiński

Trailer tygodnia

La Phazz
Julieta Gascón i Jose Antonio Puchades
W "La Phazz" udało się twórcom z "La ...