Większość ludzi operę lubi, tylko jeszcze o tym nie wie

Rozmowa z Elżbietą Gładysz

- Jesteśmy ambasadorami Opery Krakowskiej, dając świadectwo, że ona nie tylko istnieje, ale i ma znaczne grono miłośników - rozmowa z ELŻBIETĄ GŁADYSZ, prezes Stowarzyszenia Miłośników Opery Krakowskiej "Aria", które obchodzi jubileusz 10-lecia swojego istnienia.

Wacław Krupiński: Pamięta Pani pierwsze spotkanie z operą, które spowodowało fascynację tym gatunkiem?

Elżbieta Gładysz: To nie był ani jeden wieczór, ani w ogóle opera, to Mozart słuchany w dzieciństwie rozbudził moją wrażliwość muzyczną. Z czasem zaczęłam chodzić do Filharmonii Beethoven, Brahms, a potem zaczęłam coraz częściej bywać na spektaklach operowych...

A gdzieś w tle nie było Pani marzeń, by również grać, śpiewać?

- Były, nawet zaczęłam grać na fortepianie, ale wraz ze śmiercią taty całe życie nam się zawaliło... Później była intensywna praca zawodowa, dzieci - mam jednak nadzieję, że piękne, stare pianino, jeszcze z klawiszami z kości słoniowej, jakie mam po cioci-babci, może kiedyś posłuży mi do nauki...

Skąd idea, by skrzyknąć się w gronie miłośników opery?

- Bywając coraz częściej w operze, jeszcze w gmachu Teatru im. Słowackiego, zaczęłam coraz bardziej interesować się tym gatunkiem, czytać rozmaite książki, a zarazem coraz bardziej zasmucała mnie sytuacja naszej opery, to, że może grać tyko dwa razy w tygodniu... A że jej dyrektor artystyczny, Ryszard Karczykowski mieszkał w hotelu, w którym pracowałam, zaczęłam z nim spędzać wiele godzin na rozmowach. Podczas jednej nich padł pomysł powołania stowarzyszenia; zachęcona przez maestro Karczykowskiego, zaczęłam działać. Trzy pierwsze spotkania Stowarzyszenia - z Marcinem Bronikowskim, Mariuszem Kwietniem, dziś zresztą naszym członkiem honorowym i właśnie Ryszardem Karczykowskim - odbyły się jeszcze w hotelu.

To już był okres, kiedy pojawiła się szansa budowy siedziby Opery Krakowskiej?

- Pamiętam rozmowę z marszałkiem Sepiołem, któremu mówiłam, że będziemy stać na straży, by inicjatywa budowy gmachu opery znów się nie rozmyła, jak wiele razy w przeszłości.

Stowarzyszenie na początku to ledwie 20 osób, a teraz jest?

- Około 190.

Domyślam się, że ta liczba ma związek z poziomem Opery Krakowskiej?

- Na pewno. Jak i z faktem, że wreszcie ją mamy!

- Sam budynek nie wszystkim się podoba.

- Gdy porównuję inne teatry operowe, a znam wszystkie najważniejsze w świecie - tylko w Sydney jeszcze nie byłam - nasza opera na tle innych jest naprawdę ładna. Oczywiście nie jest to Teatr im. Słowackiego czy Palais Garnier w Paryżu. Ale można w niej przejść pomiędzy rzędami foteli, nie zmuszając osób siedzących do wstawania. W Deutsche-oper w Berlinie jest tak ciasno, że ciężko nawet siedzieć, o urodzie nie wspominając.

Zostawmy architekturę, pomówmy o poziomie; mamy powody do dumy, a może do kompleksów?

- Myślę, że od kilku lat możemy nie mieć kompleksów, tak z uwagi na repertuar, jak i artystów - tych, których mamy, jak i tych, którzy zapraszani chętnie w Krakowie śpiewają, jak: Mariusz Kwiecień, Andrzej Dobber, Wojciech Śmiłek czy Małgorzata Walewska. To gwiazdy scen operowych świata. Na obcokrajowców po prostu nas nie stać. Opera jest najdroższą ze sztuk.

A Krakowska Opera ma wciąż dotację mniejszą niż porównywalne sceny muzyczne w innych miastach.

- I dlatego istnieje nasze stowarzyszenie, by mówić i o tym. By podkreślając rangę naszej opery, akcentować jej potrzeby. Jej, a zarazem tysięcy miłośników, którzy operę zapełniają. Pamiętamy obawy, kto wypełni tę salę, gdy opera będzie grała parę razy w tygodniu, a teraz trudno kupić bilety! To przecież jedyna scena operowa w Małopolsce, służąca i widzom z Rzeszowa, z Jarosławia... Mogłaby grać częściej, gdyby miała większe środki.

A były i takie głosy, że opera jest passé. Przeczą temu również tłumy w kinie Kijów, na pokazach spektakli z Metropolitan Opera.

- To znakomita inicjatywa, przysparzająca operze nowych miłośników. Jestem przekonana, że większość ludzi operę lubi, tylko jeszcze o tym nie wie. To skutek braku edukacji muzycznej, ignorowania tego gatunku przez naszą telewizję...

Gdyby Pani miała podpowiedzieć komuś, kto unika opery, od czego ma zacząć z nią kontakt?

- Od "Carmen" Bizeta, bo to i balet, i piękna muzyka, i poruszająca opowieść, a potem Verdi - i to nie tylko "Rigoletto" czy "Traviata", Puccini... Zapraszam też na nasze, zawsze otwarte, spotkania z artystami, a zorganizowaliśmy ich już blisko sto, podczas których rozmową i występami przybliżamy ten rodzaj sztuki.

Dokonania Stowarzyszenia dokumentuje wydawany na pięknym papierze kwartalnik "Aria"...

- Wiele miejsca poświęcamy w nim Operze Krakowskiej, relacjom z naszych spotkań, jak i wojaży po operach świata, tak indywidualnych, jak i wspólnych. Odwiedziliśmy wszystkie sceny operowe Polski, a także - Lwowa, Koszyc, Bratysławy, Pragi, Budapesztu, Berlina, mediolańskiej La Scali. Najbliższy cel to Paryż, Palais Garnier i Théâtre des Champs Élysées, w którym śpiewa Aleksandra Kurzak. A przy okazji jesteśmy ambasadorami Opery Krakowskiej, dając świadectwo, że ona nie tylko istnieje, ale i ma znaczne grono miłośników.

Wacław Krupiński
Dziennik Polski
27 stycznia 2015

Książka tygodnia

Teatr, który nadchodzi
Wydawnictwo słowo/obraz terytoria Sp. z o.o.
Dariusz Kosiński

Trailer tygodnia

La Phazz
Julieta Gascón i Jose Antonio Puchades
W "La Phazz" udało się twórcom z "La ...