Wielki na scenie, skromny w życiu

Portret Stefana Burczyka

W sobotę w wieku 90 lat odszedł Stefan Burczyk, aktor teatralny i filmowy, związany z Teatrem im. S. Jaracza. Był olsztyńską legendą, człowiekiem lubianym za koleżeńskość, poczucie humoru i skromność.

Ostatni raz ze Stefanem Burczykiem rozmawiałam w październiku ubiegłego roku. Był już chory, ale pamięć mu dopisywała. Pokazał mi gazetę "L'Echo d'Algerie" sprzed 90 lat. W rubryce informującej o narodzinach dzieci jest imię i nazwisko Stefana. Bo tam, w Algierze, urodził się w 1924 roku. Przed wojną jego rodzina mieszkała w Wilnie. Stefan nie chodził do podstawówki. Uczył się w domu, ojciec dawał mu książki i zmuszał do czytania. Potem wstąpił do gimnazjum. Ojciec uczył Stefana łaciny, to była jego specjalizacja. Uczył też greki.

Stracha miałem jak cholera

O wojnie Stefan Burczyk mówił z właściwą sobie autoironią. - Niczego strasznego nie przeżyłem, choć byłem parę dni w partyzantce - opowiadał. - Pełniłem obowiązki pomocnika kucharza i gotowałem zupy. Walczyć nie walczyłem w ogóle. Dano mi wprawdzie karabin, ale nie miałem żadnych umiejętności strzelania. Przysięgę przyjmował ode mnie gruby kapitan. Składałem ją razem z kolegą w pokoiku jego babci nieboszczki. Przysięgliśmy wierność Polsce i to cała moja kariera. Miałem coś szpiegować, jakiś urząd mieszkaniowy w Wilnie. I jeszcze pod-pieprzyłem duży łańcuch, bo kazał mi dowódca. Bałem się, że mnie psy pogryzą. Stracha miałem jak cholera.

Czym jest teatr? Fajna rzecz

Podobnie bez patosu wspominał swoje teatralne początki, zaznaczając, że teatr to przypadek. Do szkoły przyjmował go Aleksander Zelwerowicz. - Coś zarecytowałem Słowackiego z przeraźliwym wileńskim akcentem - wspominał. - I jakimś cudem mnie przyjęli. Zelwerowicz nie ocenił mnie entuzjastycznie, ale opiekował się mną i nami wszystkimi. Dał mi nawet marynarkę.

W Warszawie Stefan Burczyk pracował jako asystent Aleksandra Bardiniego przy inscenizacji "Dziadów". Byl też jednym z asystentów Wiercińskiego. O swej dalszej karierze mówił niechętnie i nie pochwalił się, że w filmie zadebiutował w "Lotnej" u Andrzeja Wajdy i że zagrał w "Aktorach prowincjonalnych" Agnieszki Holland, w "Cwale" i "Słabej wierze" Krzysztofa Zanussiego, "Wróżbach kumaka" Roberta Glińskiego, "Kto nigdy nie żył" Andrzeja Seweryna, "Rysiu" Stanisława Tyma i "Jeszcze nie wieczór" Jacka Bławuta oraz w kilku bardzo popularnych serialach. W Teatrze Telewizji wystąpił w "Gorzkich żalach w dozorcówce" i w "Mszy za

miasto Arras" przeniesionej z Teatru im. Jaracza. Bo gdy zapytałam o to, czym dla niego jest teatr, Stefan Burczyk odpowiedział prosto i krótko: - Fajna rzecz.

Dla niego wszyscy byli utalentowani

Stefan Burczyk zmarł w sobotę wieczorem. - Znaliśmy

się wiele lat i razem wielokrotnie graliśmy - wspomina Władysław Jeżewski, aktor Teatru im. S. Jaracza, z którym Burczyk był związany od 1975 roku. - Stefan był człowiekiem niesłychanie uczciwym na scenie. Nie lekceważył nigdy żadnej roli. Był też bardzo koleżeński, również wobec młodzieży ze Studium Aktorskiego. Kochał wszystkich swoich studentów i domagał się, żeby stawiać im piątki. Dla niego wszyscy byli utalentowani.

Hanna Wolicka, także aktorka i żona Władysława Jeżewskiego, pamięta Stefana Burczyka jeszcze ze szkoły teatralnej. - Ale on był na reżyserii, a dla nas, początkujących, były to Himalaje - mówi. - Potem spotkaliśmy się w Teatrze Polskim w Poznaniu. Stefan reżyserował sztukę Kazimiery Iłłakowiczówny "Ziemia rozdarta", w której debiutowałam.

Wolicka dodaje, że Burczyk byl bardzo przystojny. - Był też człowiekiem o wielkiej kulturze - opowiada. - Nigdy nie słyszałam, żeby rzucał mięsem, ale to nie znaczy, że był sztywniakiem. Wprost przeciwnie.

Tomasz Śrutkowski, dziennikarz i wydawca, był sąsiadem

Burczyka i spotykał go w sklepie Samba. - Przychodził tam ze swą siateczką - opowiada.

- Znaliśmy się wiele lat i ceniłem go za ogromne poczucie humoru. Był bardzo bezpośredni i powtarzał, że czy jesteś wielkim człowiekiem czy małym, zawsze powinieneś być normalny.

Aktor wyrastający ponad rzemiosło

Krzysztof Rościszewski, niegdyś dyrektor Jaracza, który ściągnął Burczyka i jego żonę Irenę Telesz z Grudziądza do Olsztyna, wspomina jego rolę Szewca w "Pułapce". - Był bardzo charakterystycznym aktorem, ale tego, co wnosił na scenę, nie sposób było tylko zagrać - twierdzi.

Janusz Kijowski, obecny dyrektor Jaracza, nazywa Stefana Burczyka wielkim aktorem. - Ale aktorem byl tylko na scenie, nigdy w bufecie czy na teatralnym korytarzu - mówi. - Był aktorem zaskakującym, wyrastającym ponad rzemiosło, magnety-zującym publiczność, innym od wszystkich.

Śmierć wielkiego aktora jest zawsze "sceniczna" - podkreśla dyrektor. - Tadeusz Łomnicki umarł, grając króla Leara, jak król. My w piątek zakończyliśmy teatralny sezon. Jutro (w poniedziałek - red.) rozpoczynają się egzaminy do Studia Aktorskiego. A Stefan odszedł w sobotę, żeby nikomu nie przeszkadzać i nic nikomu nie zepsuć.

Stefan Burczyk pozostawił żonę Irenę, synów Piotra i Pawła. Ten drugi także jest aktorem.

Ewa Mazgal
Gazeta Olsztyńska
9 lipca 2014
Portrety
Stefan Burczyk

Książka tygodnia

Wyklęty lud ziemi
Wydawnictwo Karakter
Fanon Frantz

Trailer tygodnia

Wodzirej
Marcin Liber
Premiera "Wodzireja" w sobotę (8.03) ...