Wielki Polonez Lalek

„Pinokio. Il Grande Musical" – reż. Magdalena Piekorz – Teatr Rozrywki w Chorzowie.

Ludzie wirują w rytm muzyki, śmieją się, bawią, robią szpagaty, ich wspaniałe kolorowe kostiumy zapierają dech w piersiach, a cudowna muzyka wypełnia uszy i w rozwibrowanej ekstazie wdziera się we wnętrze duszy i każe poddać się temu żywiołowi. Czy to Broadway? A może kolejny film z disneyowskiej fabryczki marzeń? Nie, to Teatr Rozrywki i ich najnowszy musical – „Pinokio. Il Grande Musical".

Od kiedy zobaczyłam plakat, poczułam straszną potrzebę przekonania się, jak jeszcze można zrobić Pinokia. Bajka jest na tyle znana i ograna, że co jakiś czas powraca się do niej i próbuje opowiedzieć na nowo, co stwarza nie lada pułapkę. Bo gdy coś jest znane, to ma się oczekiwania, a one często psują odbiór. Czy ja miałam oczekiwania? Nie jestem pewna, ponieważ z tytułu najbardziej zainteresowało mnie to „Il Grande". Kilka lat temu zdarzyło mi się liznąć włoskiego, więc ucieszona przystąpiłam do procesu translacyjnego, co zaowocowało moim zaciekawieniem. Bo „il" to rodzajnik określony, a więc nie jest to byle jaki musical, to jest ten jeden jedyny i w dodatku grande! The Great Musical. Widowisko przez wielkie W. Czy jednak Pinokio sprostał swoim wielkim ambicjom?

Tak jak Geppetto był ojcem Pinokia, tak matką spektaklu jest Magdalena Piekorz. Reżyserka, scenarzystka, doktor sztuki filmowej, a przy tym absolwentka Wydziału Radia i Telewizji w Katowicach. Blisko związana z teatrami na śląsku, dla chorzowskiego Teatru Rozrywki wyrażyserowała m.in. „Królewnę Śnieżkę i Siedmiu Krasnoludków" i „Olivera", który otrzymał cztery nominacje Złotych Masek. Z matczyną troską i surowością zadbała o najmniejsze szczegóły na scenie, wykorzystanie balkonów, jak również drobne interakcje pomiędzy bohaterami w scenach zbiorowych. Udało jej się zrobić bardzo filmową produkcję, dynamiczną i ciekawą, która nie dłuży się i angażuje widza.

Ruchoma interaktywna scenografia – to właśnie coś, co pomaga stworzyć wrażenie otwartej przestrzeni – jak ujęcia z lotu ptaka we „Władcy Pierścieni" lub kosmos w filmach „Marvela". Autorkami tych monumentalnych i pięknych scenografii są Dagmara Walkowicz-Goleśny i Dominika Żłobińska. Pomysły i sztuczki, które zastosowały pozwoliły mi naprawdę cieszyć się produkcją i wciąż być zaskakiwanym w stylu „wow, jak to działa, że działa?". Dodać należy do tego kostiumy Lidii Kanclerz – bardzo ładnie wykonane. Na uwagę zasługują kreacje Pinokia, zwłaszcza w „magicznych momentach". Rekwizyty Katarzyny Grad i Krzysztofa Szretera dobrze z nimi współgrały. Jednak same kostiumy, scenografia i rekwizyty nie robiłyby takiego wrażenia, gdyby nie choreografia Jakuba Lewandowskiego. Dzięki niemu wszystko na scenie było kolorowe i bardzo żywe. Jako fanka drugiego planu, byłam zachwycona interakcjami postaci, które w zasadzie miały stanowić wypełnienie przestrzeni. Bo czy dno morza byłoby tym samym bez małży, ryb, meduz, pięknych syren i innych stworzeń? Tam, gdzie sucho, może być krucho...

Lalka bez aktora, instrument bez muzyka, pędzel bez artysty – to tylko przedmioty, mające potencjał twórczy, ale bez duszy, bez iskry, która jest w stanie podpalić świat. Tak samo napisana postać, rola, bez odpowiedniej interpretacji nie jest niczym szczególnym. Ot jakąś kukłą, stolarzem, kotem, lisem, chłopakiem, osiołkiem, wróżką, sową... Jednak z odpowiednim odtwórcą, można liczyć na coś magicznego. Wiele niesamowitych postaci zapadło mi w pamięć, począwszy od Pinokia (Hubert Waljewski), który zagrany był nie tak oschle, jak mógłby. Ponieważ postać drewnianego pajacyka w wielu interpretacjach wydaje się głupia i zła, tak w wersji Rozrywkowej jest on raczej zagubiony w świecie i odrobinę skołowany konwenansami, a przy tym zadziorny i uroczo chłopięcy. Relacje pomiędzy postaciami takimi jak Angela i Geppetto, czy Lucignolo i jego matka, były ciepłe i nostalgiczne (chociaż w przypadku matki i syna nostalgia w dość przeciwnym kierunku). Ponadto zaangażowanie, z jakim odegrano wszystkie role i zdolności zespołu wokalnego, są wręcz przerażające i imponujące. Zwłaszcza warto zwrócić tu uwagę na Lisa (Aleksandra Dyjas, Wioleta Malchar) i Kota (Piotr Brodziński, Marek Chudziński), a także Kukiełki Ogniojada (Arlekin – Jakub Wróblewski, Pantalone – Maciej Kulmacz, Colombina – Karolina Sypniewska, Clarise – Beata Wojtan, Ogniojad – Dominik Koralewski) i Ptaki Nocne Błękitnej Wróżki (Puszczyk – Izabella Malik, Sowa – Beata Wojtan, Wrona – Anna Ratajczyk, Nietoperz – Maciej Kulmacz). Również rola Świerszcza (Tomasz Wojtan) jest dość ciekawa, dodając trochę mile widzianej pikanterii w stylu „Rocky Horror Show".

Gdzie jest w tym spektaklu Grande? Na pewno w rozmachu, z jakim jest powołany do życia, w formie i długości. Ponadto w zaangażowaniu aktorów i twórców, muzyków (wspaniałej orkiestry Teatru Rozrywki) i kierowników (muzycznego – Mateusza Walacha i wokalnego – Ewy Zug). Wreszcie w reżyserii świateł Pawła Murlika. Poza tym Grande był też entuzjazm publiczności po spektaklu, co mówi samo za siebie.

Jest to spektakl imponujący i do pokochania, jednak czasem może przytłaczać swoją wspaniałością. Czy jest to jednak minus? Moim zdaniem nie, nawet jeśli dzięki Aleksandrze Gajewskiej bohaterowie przemówili piękną polszczyzną, to jednak udało się zachować w tym „Grande" włoską finezję i klimat, patetyczność opery i humor operetki z dziecięcym spojrzeniem na świat.

Dorota Dziuba
Dziennik Teatralny Katowice
10 stycznia 2022

Książka tygodnia

Białość
Wydawnictwo ArtRage
Jon Fosse

Trailer tygodnia