Wielkie święto Opery Śląskiej

"Straszny dwór" - reż: Wiesław Ochman - Opera Śląska w Bytomiu

Niecodziennie w teatrze operowym to nie artyści śpiewają dla publiczności, lecz publiczność dla artystów. I może nasze "Sto lat" nie było perfekcyjne, ale wyrażało szczere uznanie dla wszystkich pracowników Opery Śląskiej, która w sobotę świętowała 65-lecie działalności.

Z tej okazji wiele ciepłych słów do zespołu bytomskiej sceny skierowali jej przyjaciele i miłośnicy. Gratulacyjne listy nadeszły od władz wojewódzkich i miejskich, teatrów i osób prywatnych, w tym od Bogdana Paprockiego, znakomitego śpiewaka, a ongiś solisty Opery Śląskiej. Były też optymistyczne deklaracje; przede wszystkim obietnica modernizacji sceny, złożona publicznie przez wicemarszałka województwa śląskiego - Zbyszka Zaborowskiego. Ta przebudowa jest konieczna, bo choć stuletni budynek Opery Śląskiej przeszedł już wiele zabiegów odmładzających, najważniejszy remont wciąż jeszcze jest przed nim. 

Na jubileusz, zgodnie z tradycją, przygotowano premierę polskiej opery. Tym razem był to "Straszny dwór" Stanisława Moniuszki.

W historii Opery Śląskiej ten tytuł pojawia się już po raz szósty, a wszystkich moniuszkowskich inscenizacji było ponad dwadzieścia. Trudno się dziwić. Po pierwsze to kompozytor, którego muzyka oparła się próbie czasu, a po drugie, pierwszą premierą Opery Śląskiej była "Halka", wystawiona 14 czerwca 1945 roku i kolejne pokolenia realizatorów nawiązują do tamtego wydarzenia.

"Straszny dwór" pojawił się zresztą w repertuarze równie szybko, bo już w 1946 roku i było to przedstawienie, którym Opera Śląska zawojowała Polskę. Łatwo się o tym przekonać, oglądając wystawę, dokumentującą realizacje "Strasznego dworu" w Bytomiu. Zachowane zdjęcia i wycinki prasowe to nie tylko historia naszej sceny-jubilatki. Znakomita większość solistów zaczynających karierę w Operze Śląskiej, lub występujących w niej gościnnie, to najwyższa półka polskiej wokalistyki. 

Drugą wystawą, którą warto obejrzeć w gmachu Opery Śląskiej, jest ekspozycja, poświęcona postaci Adama Didura, założyciela i pierwszego dyrektora tej sceny. Tadeusz Serafin, który kieruje Operą Śląską już od 20 lat, żartował nawet, że... Adam Didur nadal się nią opiekuje i "załatwił" na jubileusz piękną pogodę.

Nowa premiera "Strasznego dworu" została przez publiczność przyjęta owacyjnie, nie tylko ze względu na uroczyste okoliczności. Oklaskiwano po prostu świetnie dysponowanych wykonawców i nawiązującą do tradycji inscenizację Wiesława Ochmana, dla którego ta premiera była nie tylko zadaniem reżyserskim, ale także powrotem do wspomnień. To właśnie w Operze Śląskiej, w "Strasznym dworze", Wiesław Ochman rozpoczął swoją wielką karierę, śpiewając partię Stefana. Na popremierowej gali artysta zdradził, że gdy był dzieckiem, jego mama śpiewała mu wszystkie arie "Strasznego dworu", partii Skułoby nie wyłączając!

Przedstawienie ogląda się jak stare malowidło, w którym nagle dostrzegamy więcej niż nam się dotąd wydawało. Skojarzenia podkreśla scenografia Jana Polewki, utrzymana w tonacji brązów, rozjaśniona tylko błękitnym horyzontem w scenie finałowej. To jak wizyta w dworach naszych przodków, którzy jesienno-zimową porą toczą zwyczajne życie; jest w nim miejsce na miłość i na zabawę, ale też na rozmowy o obowiązkach wobec kraju. W niezwykle wyrównanej, wokalnie i aktorsko, obsadzie prawdziwe kreacje stworzyli Arnold Rutkowski jako Stefan i Adam Szerszeń w roli Miecznika. 

Przedstawienie to, pod muzycznym kierownictwem Tadeusza Serafina, już 14 czerwca pokazane zostanie w plenerze, w katowickim parku im. T. Kościuszki. Wszyscy mamy nadzieję, że i tym razem Adam Didur przypilnuje, żeby nie padało.


Dziennik Zachodni
7 czerwca 2010

Książka tygodnia

Białość
Wydawnictwo ArtRage
Jon Fosse

Trailer tygodnia