Wielkość

Kilka dni temu pożegnaliśmy Jana Kobuszewskiego. Wspaniałego aktora, wielkiego człowieka.

Udało mi się kilka lat temu zdobyć bilety do Teatru Kwadrat na spektakl, w którym pan Jan - przynajmniej formalnie - po raz ostatni występował na scenie. Piszę: "formalnie", bo ponoć widzowie nie "odpuścili" mu i potem jeszcze wiele razy bawił teatralną publiczność. Dla mojego pokolenia pozostanie na zawsze guru kabaretu, mistrzem w pełnym tego słowa znaczeniu.

Czy dla obecnych nasto- i -dziestolatków także? Pewności nie mam, choć mam nadzieję, że tak. Wszak trudno przeoczyć kultowy dialog ze sławnego skeczu "Ucz się, Jasiu", który nieustannie powraca w różnego rodzaju uwspółcześnionych remake'ach.

Potrafił śmieszyć, ale też wzruszać do łez. Nie był typem luzaka, który "chlapie" na lewo i prawo, co mu ślina na język przyniesie. Był klasą samą w sobie. Bytem nie do podrobienia. "Przez wiele lat z powodzeniem, mimo że powodów do śmiechu nie było, rozbawiał nas tak skutecznie, że to chyba on sprawił, iż mówiono o Polsce jako o najweselszym baraku w naszym obozie" - mówił podczas uroczystości pogrzebowej były wieloletni dyrektor Teatru Kwadrat Edmund Karwański.

Dla Kobusza (tak go żartobliwie nazywano) ważna była wiara. Opowiadał o sobie, że "chciał być księdzem, a został aktorem - odwrotnie niż Jan Paweł II". Owszem, w młodości i okolicy matury doświadczył duchowego kryzysu ("trochę z przekory, trochę z głupoty"), ale do końca życia jego wiara pozostała niezachwiana. Przez wiele lat praktycznie codziennie był na Mszy św. W homilii pogrzebowej bp Piotr Jarecki przypomniał słowa mistrza Jana z wywiadu-rzeki, który przeprowadził z nim paulin o. Robert M. Łukaszuk: "Nigdy się nie zgodziłem, by w jakiejkolwiek sztuce mówić coś przeciwko Bogu czy choćby tylko przeciw tej instytucji, jaką jest Kościół - nie będę dla kariery czy jakiegoś złamanego grosza mówić tego, w co nie wierzę". Kiedy w latach 90. Olga Lipińska wznowiła swój kabaret pod antyklerykalnymi i antysolidarnościowymi sztandarami, mimo że się z nią przyjaźnił, publicznie wyrażał dezaprobatę. Do końca pozostał sobą. I choć piszę "był", tak naprawdę pozostanie z nami duchem. A skecze, role zarejestrowane na celuloidowej taśmie - dziś odnowione, poddane cyfrowej obróbce, unieśmiertelnione! - dalej będą śmieszyć, bawić, uczyć... Dla jednych pozostanie niedościgłym wzorem aktorstwa, człowieczeństwa, skromności, pokornej wiary. Dla innych stanie się zapewne wyrzutem sumienia. I tylko żal, że nie ma już go wśród żywych. I żal, że tak wielu jego kolegów - naprawdę świetnych aktorów, mistrzów w swoim fachu! - sprzedaje dziś własną legendę za przysłowiową "miskę soczewicy".

"Chamstwu w życiu należy się przeciwstawiać siłom i godnościom osobistom" - mówił majster do Jasia w cytowanym już wyżej skeczu. Te słowa nigdy nie stracą na aktualności. To jego duchowy testament.

Dziękujemy, Panie Janie! Na zawsze pozostanie Pan wielki!

ks. Paweł Siedlanowski
Echo Katolickie
11 października 2019
Portrety
Jan Kobuszewski

Książka tygodnia

Teatr, który nadchodzi
Wydawnictwo słowo/obraz terytoria Sp. z o.o.
Dariusz Kosiński

Trailer tygodnia

La Phazz
Julieta Gascón i Jose Antonio Puchades
W "La Phazz" udało się twórcom z "La ...