Wiesz, śnił mi się kiedyś "Ślub"

"Ślub" - reż: Waldemar Modestowicz - Teatr Polski w Szczecinie

Kurtyna podnosi się, widzowi ukazuje się... dym. Muzyka w tle, postaci nieruchomo na scenie powtarzają za sobą frazy, wyglądają jak oniryczne cienie. Światło symuluje blask, tajemnicę. Tą tajemnicą owiane jest wszystko. Widz zapada w sen razem z bohaterami.

W śnie tym rozgrywa się kształtowanie osobowości księcia. Główny bohater pojawia się w rodzinnym domu, w jego widzeniu uczestniczą wszystkie bliskie mu osoby, ale też wrogowie. Z każdym z pojawiających się w śnie bohaterów Henryka łączą silne emocje, dobre bądź złe. On sam nie do końca kojarzy swoje położenie. Niby zdaje sobie sprawę z tego, że śni, lecz widzenia są na tyle realne i naładowane uczuciowo, że w końcu poddaje się i wchodzi w absurdalną rolę, jaką dla siebie w swoim śnie przygotował. 

Poprzez spotkanie z rodzicami, przyjacielem, ludźmi z dworu i dziewczyną doświadcza, jaki wpływ ma na niego obcowanie z ludźmi, z którymi jest związany uczuciowo. Dostrzega autorytety w osobach mu bliskich, ale też uświadamia sobie, że sam te autorytety tworzy. Uświadamia sobie, że tylko on decyduje o tym, jak jawi się rzeczywistość wokół niego. Okazuje się, że to główny bohater daje komuś władzę nad sobą, lub też sam potrafi uczynić siebie królem i panować nad wszystkimi. Jego mniemanie o sobie, ale też o kimkolwiek, kto jest dla niego w jakiś sposób ważny wynika z wypracowanego nastawienia. Dojrzałość i usposobienie oraz podejście do życia również zależy od tego, ile doświadczenia będzie chciał czerpać od rodziny i przyjaciół i jakie ich cechy przyjmie do siebie.

Ogromna swoboda w kształtowaniu własnego „ja” jest jednak niebezpieczna. Henryk gubi się w swoich poczynaniach i doprowadza do śmierci przyjaciela, wykorzystując jego oddanie, gardzi rodzicami, skazując ich na więzienie w lochach oraz wystawia siebie samego na powszechne pośmiewisko. Bohater nie bierze pod uwagę, że swoboda, której dar sam dopiero odkrywa, została powierzona też innym i nawet pijak może - poprzez odpowiednie zachowanie i myślenie- doprowadzić do upadku króla, dając przy okazji ślub przyjacielowi z królewską narzeczoną. Sceny sprowadzają się do tego, że sam autorytet władcy, wykreowany przez niego jest złudzeniem, które o ile nie ma pokrycia w świadomości otoczenia nic nie znaczy, a nawet sprawia że człowiek ten wydaje się na tle racjonalnego otoczenia śmieszny. 

Henryk jest śmieszny, jego przekonanie o swojej wyjątkowości wydaje się wyimaginowane, a jednak ma do tego prawo, bo to on sam kształtuje swoją osobowość na podstawie relacji z innymi. Postać ta jest słaba i podatna na manipulacje ludzi, którzy zazdroszczą mu niepokorności, będącej jednym z praw młodości. To postać, która łączy w sobie skrajne cechy dziecka i dorosłego. Z jednej strony jest głęboko świadomy swojej władzy, poważny i pragnący budzić respekt, z drugiej przekomarza się i wykłóca jak przemądrzały podrostek z mlekiem pod nosem.

Gra aktorów była fenomenalnym doświadczeniem. Każdy szczegół i gest dawały wrażenie takiej rangi, którą trzeba natychmiast dogłębnie interpretować, aby nie uronić nic z przesłania spektaklu. Uważam, że nagrody Bursztynowego Pierścienia, oraz ich nominacje są w pełni zasłużone. Spektakl wykonano z dużą dokładnością i skrupulatnością, był wręcz szczegółowy, co wzbudziło we mnie spory szacunek. Mimo, że nie jestem fanką Witolda Gombrowicza, jego twórczość adaptowana na scenie wzbudza we mnie zainteresowanie i jestem w stanie „wybaczyć” reżyserowi zbędny momentami patos. Ten minus uzupełnia jednak oprawa muzyczna, która oddawała paradoks całej sztuki.

Aleksandra Osojca
Dziennik Teatralny Szczecin
9 lutego 2010

Książka tygodnia

Twórcza zdrada w teatrze. Z problemów inscenizacji prozy literackiej
Wydawnictwo Naukowe UKSW
Katarzyna Gołos-Dąbrowska

Trailer tygodnia