Wikingowie forever, czyli musicalowa radość

"Wikingowie. Musical nieletni" - reż. Tomasz Valldal-Czarnecki - Teatr Komedii Valldal

O "Wikingach. Musicalu nieletnim" można mówić wyłącznie w kategoriach sukcesu. Nic tak nie cieszy realizatorów sztuki, jak żywy odbiór widzów, ale kiedy po piątym pokazie "premierowym" nadal panuje "szał" na widowni, ludzie wstają i gwiżdżą z zadowolenia, to chyba można mówić, że spektakl podobał się wyjątkowo. Tak było drugiego dnia prezentacji, w drugiej obsadzie, najnowszego dzieła zespołu Teatru Komedii Valldal i jednocześnie piątego pokazu w ogóle. Co tak szczególnie uwiodło niemal pięciuset widzów zgromadzonych na Scenie Teatralnej NOT-u w Gdańsku?

Historia

Nie jest specjalnie zagmatwana, ale smutna. Otóż rodzice, wikingowie, w poszukiwaniu nieskończonego dobrobytu, opuszczają wioskę, zostawiając niedorosłe dzieci, którym obiecują wrócić niebawem. Wkraczamy w narrację ponad pięć lat po kuriozalnym porzuceniu rodzicielskim. Dzieci całkiem nieźle sobie radzą, wypracowując metody i budując świat wartości. Nie mogą jednak trwale zapomnieć o dorosłych, którzy są niezwykle potrzebni, szczególnie do... przytulania. Jedno ze zdarzeń doprowadza do podjęcia decyzji przez "starzszyznę" dziecięcą, że nadszedł czas na poszukiwania matek i ojców, co wydaje się być początkowo bardzo karkołomne. W pierwszej fazie otrzymują mgliste wskazówki, choć powiększają grupę ekspedycyjną o dwoje szalonych dzieci Mimira, Thora i Freyę. W drugiej fazie płyną już wszyscy, czyli całą dziecięcą wioską, na wyspę Skrymira, który jest odpowiedzialny za uwięzienie rodziców, ubezwłasnowolnionych pożądaniem bogactwa. Pracując na "plantacji" złotych jabłek nie są w stanie samodzielnie podjąć decyzji o przerwaniu procederu zagrażającemu przede wszystkim zdrowemu rozsądkowi. Ostatecznie najmniejszy i najdzielniejszy Jon, daje początek końca traumy. Rodzice odzyskują rozum.

Muzyka

Artur Guza przygotował wyjątkowo przestrzenne kompozycje, śpiewne i niemal romantyczne. Umiejętnie dobrał instrumentację i rytmy, osiągając przy wielu piosenkach efekt musicalowych hitów. Pobrzmiewają w jego utworach różne gatunki i "nawiązania", jednak wszystko współgra wyśmienicie. Muzyka wydobywa walory opowieści, w tym liryczności, w wielu momentach decyduje o dramaturgii i dynamice. Słowa uznania za rozmach kompozytorski.

Tekst

Tym razem Szymon Jachimek "powstrzymał się" od nadmiaru słów i puszczaniu oka do widza. Korzystnie wpłynęło to na charakter spektaklu, w którym radość miesza się ze współczuciem, a kameralne sceny liryczne przeplatają się ze zbiorowymi i energetycznymi. Autor scenariusza zadbał o psychologiczne prawdopodobieństwo i adekwatne wiekowo dialogi. W postaciach trolli skupił główny dowcip, co okazało się zabiegim bardzo dojrzałym i ciekawym. Wydaje się, że jako autor piosenek, Jachimek osiągnął wysmakowaną sprawność, choć co jakiś czas pojawiały się "trudne" momenty.

Scenografia i kostiumy

Monika IKA Wójcik, odpowiedzialna za scenografię i kostiumy, wprowadziła widza w bogaty i tajemniczy świat średniowiecznej wioski wikingów. Kostiumy szyte przez sześć krawcowych były wielowarstwowe, ciekawe, stylowo nawiązujące do tradycji z długiego okresu średniowiecza. Stylizacji poddane były również fryzury wszystkich aktorów. Dobre wrażenie robily długie płótna, stanowiące największy element scenograficzny.

Reżyseria

Tomasz Valldal-Czarnecki powinien otrzymać medal za wytrwałe mierzenie się ze swoimi marzeniem. Realizuje powołanie spektakularnie i z dużą troską o małego widza. "Nie zna umiaru" w dramaturgii spektaklu, trzymając ogromne tempo od początku do końca. Praca nad warsztatem aktorskim młodych ludzi jest widoczna, co widać także w zbiorówkach, drugim i trzecim szeregu. To jego najbardziej dojrzały i przemyślany spektakl "nieletni", jaki udało się mi zobaczyć.

Aktorzy

Druga obsada okazała się być sprawnym i ciekawym zespołem. Widać, że dzieci były znakomicie przygotowane, umiały znależć się w różnych sytuacjach, były uważne. Mnie urzekła Paulina Napierała jako Sigrid. Niczym przewodnik, anioł czy dobry duch, towarzyszyła pieśnią w codziennych zmaganiach małych bohaterów. Amelia Wasak jako Astrid przekonywała swoją dynamiką, Piotr Bańkowski wypadł interesująco w drugiej części, kiedy znalazł się w "męskich" sytuacjach. Znacząco wyróżniała się Agnieszka Mąkinia jako Yngvild, była zabawna, koncentrowała uwagę, świadomie grała grubą kreską. Oczywiście urocze były trolle (Martyna Koniarska, Nadia Gazecka, Dominika Białyk). Spełniły swoją rolę jako przełamujący nastroje i podnosząc zdecydowanie poziom radości. Jeremiasz Gzyl tym razem nie miał rozbudowanej roli, był jednak wyrazisty i także koncentrował na sobie uwagę.

Całość

Vilde Valldal-Johannessen po raz kolejny udowodniła, że praca z dziećmi i młodzieżą może przynieść zadowalające efekty ruchowe. Tym razem nieskomplikowane układy choreograficzne wykonywane były płynnie i z dużą swobodą. Wielkie słowa uznania dla całej ekipy produkcjyjnej, która po raz kolejny (czyli trzeci, gdy mówimy o produkcji musicalowej tego teatru) sprostała niemałym wyzwaniom. Bilboardy na mieście, dobry PR, odnalezienie się w nowej przestrzeni w Gdańsku, wypracowanie metody przy obsłudze widowni - czlonkowie teatru zajmowali się sprawdzaniem biletów, sprzedażą koszulek, plakatów i płyt. No i właśnie wydanie po raz trzeci płyty jako oprawy do spektaklu, świadczy o profesjonalnym podejściu do pracy artystycznej. Takiej determinacji pozazdrościć mogą teatrowi inni, czyli teatry zawodowe, daleko nie wskazując palcem.

Katarzyna Wysocka
Gazeta Świętojańska
19 czerwca 2017

Książka tygodnia

Białość
Wydawnictwo ArtRage
Jon Fosse

Trailer tygodnia