Will they survive?

"Iconic/Ironic" - Mancopy (Dania)

Mancopy to młoda grupa teatru tańca, założona w 2004 roku w duńskim mieście Aarhus przez Jensa Bjerregaarda. Tego choreografa zaliczyć można do grona abstrakcjonistów - artystów, dla których ruch nie jest okazją do opowiedzenia historii, ale stanowi wartość samą w sobie. Trzeba to mieć na uwadze oglądając spektakl "Iconic/Ironic". Widzowie szukający w przedstawieniach tanecznych linearnej opowieści, z pewnością nie byli usatysfakcjonowani.

W Bytomiu zespół Mancopy przedstawił dwie choreografie: „Running sculpture” oraz „Iconic/Ironic. Nie tworzą one całości, fragmenty mogą być prezentowane oddzielnie. Pierwsza część to krótki duet damsko-męski, druga – znacznie dłuższy pokaz możliwości tanecznych całej grupy. Dla obu charakterystyczna jest efektowna, dopracowana i starannie przemyślana reżyseria świateł. Na scenie widzimy prawdziwą feerię barw, tancerze oświetlani są różnego koloru reflektorami – zielonymi, niebieskimi, różowymi. Zmiany światła przyczyniają się w dużym stopniu do kształtowania lirycznej atmosfery pierwszej i szalonego klimatu drugiej części przedstawienia. Uwagę przykuwa także muzyka – brzmienia w klimacie downtempo działają hipnotycznie, zwłaszcza w początkowym fragmencie. W kolejnym przerywane są od czasu do czasu innymi odgłosami – tykaniem zegarka, fragmentami niemieckiej rozmowy telefonicznej, piosenką „I will survive”. Do tych wszystkich dźwięków wykonywane są układy taneczne. Warto zwrócić uwagę, że grupa nie zawsze tańczy zgodnie z melodią – zdarzają się chwile, gdy rytm ciała próbuje przeciwstawić się żywiołowi muzycznemu, momenty wirowania w ciszy. Specyficzne światło i muzyka to właściwie najważniejsze elementy wspólne obu części. 

Pierwsza sekwencja to liryczny duet kobiety i mężczyzny. Oboje są ubrani tak samo – w ciemne koszulki i krótkie spódniczki. Ich taniec ma wyraźnie współczesny charakter, którego inspiracją jest klasyka. Tancerze wykorzystują przestrzeń całej sceny, oddalają się od siebie i zbliżają. Występujący często opadają na podłogę – wtedy ciała ściśle współpracują ze sobą, relacje stają się bardziej intymne. Najciekawszym momentem jest taniec w padającym z prawej strony trójkącie jasnego, ciepłego światła. Bliskość ciał, ich finezyjny splot w połączeniu z ciekawym oświetleniem tworzy piękny efekt wizualny, zepsuty niestety nieco zbyt gwałtownym zejściem mężczyzny ze sceny. W tej części ruchy tancerzy są podobne, często wykonują oni te same układy. Fakt ten w połączeniu ze zunifikowanymi strojami tancerzy pozwala wysnuć podejrzenie, że płciowość stała się problemem podjętym w tym fragmencie. Czy nie jest to jednak nadużyciem w przypadku choreografa-abstrakcjonisty? 

Druga część to zestaw luźno połączonych ze sobą układów choreograficznych w wykonaniu czwórki tancerzy. Całość została spięta klamrą kompozycyjną – początkowa i końcowa sekwencja są do siebie podobne, obie oparte są na motywie zmechanizowanego ruchu, tańczą w charakterystycznej pozycji, siedząc tyłem do publiczności. Fragment ten jest dłuższy, utrzymany w zdecydowanie innej, radosnej, humorystycznej, lekkiej tonacji . Klimat ten współtworzony jest przez barwne światła w odcieniach ostrego różu, zieleni, błękitu. Także stroje występujących podkreślają swobodną atmosferę spektaklu – zwykłe, noszone na co dzień koszulki i spodenki w kropeczki, paseczki i kwiatuszki. Zmieniona została scenografia – tłem stają się cztery rozwieszone pasy jasnego płótna. Artystom zdarza się tańczyć za materiałem, publiczność widzi więc jedynie ich cienie.

Przedstawienie jest szalenie wizualne, co stanowi jego ogromną zaletę. Jest także zupełnie nieprzewidywalne – choreograf niejednokrotnie zaskakiwał publiczność, często korzystając z innych niż taneczne efektów. Taką niespodzianką była na pewno telefoniczna rozmowa o wyraźnie groteskowym charakterze, prowadzona po niemiecku. Mężczyzna dzwoniąc do telefonu zaufania, pragnie zwierzyć się z problemów. Natrafia na wyjątkowo sfrustrowanego doradcę, który uświadamia mu, że jest gruby, beznadziejny i powinien popełnić samobójstwo – tak też się dzieje. Ostatnie momenty spektaklu także są ogromnym zaskoczeniem – tancerze stoją już w świetle reflektorów, spektakl ma się wyraźnie ku końcowi, kiedy nagle rozlegają się dźwięki piosenki Glorii Gynor „I will survive”, której tekst artyści ilustrują swoim ruchem. Ten mocny akcent dyskotekowy ma tytułowy, wyraźnie ironiczny wydźwięk. 

Choreograf Jens Bjerregaard postawił na ruch. On właśnie miał być najciekawszą i najważniejszą warstwą dekonstrukcyjnego i abstrakcyjnego przedstawienia. Nowoczesny taniec, czerpiący inspiracje z trudnej, wymagającej dyscypliny i perfekcyjnego przygotowania techniki baletowej. Najsłabszym elementem przedstawienia jest techniczne dopracowanie choreografii. Sekwencje taneczne są na bardzo zróżnicowanym poziomie – niektóre fragmenty są doskonale przygotowane, inne wymagają jeszcze pracy. To, że tancerzowi zdarzyło się wpaść na reflektor może być jedynie zagapieniem, tym samym nie można niestety tłumaczyć niepewności towarzyszącej zwłaszcza wykonywaniu obrotów. Jens Bjerregaard wyjaśnia, że niektóre elementy przedstawienia nawiązują do wcześniejszych choreografii grupy – podejrzewam, że właśnie te momenty na scenie wyglądają najlepiej. 

Spektakl kryje w sobie pewien potencjał, jest radosny, energetyczny, kpiarski, z humorem krytykuje rzeczywistość. Nie można oprzeć się jednak wrażeniu, że to work in progress – przedstawienie ciekawe, ale wymagające dopracowania. A może zmęczeni podróżą i polskim upałem duńscy tancerze nie zatańczyli tym razem na swoim poziomie? W niedzielę 5 sierpnia wystąpią w Lublinie w ramach Letniego Forum Tańca Współczesnego, gdzie wystąpią w Muszli Koncertowej Ogrodu Saskiego. Miejmy nadzieję, że uda im się zachwycić lubelską publiczność.

Justyna Czarnota
Gazeta Festiwalowa
9 lipca 2009

Książka tygodnia

Białość
Wydawnictwo ArtRage
Jon Fosse

Trailer tygodnia