Wino dobre, a Płatonow?

"Płatonow" - reż: Maja Kleczewska - Teatr Polski w Bydgoszczy

Maja Kleczewska pokazała nam (bardzo) współczesnego Czechowa. Jaki jest na niego przepis? Do wątków popkultury dodać parę biblijnych, do tego dobrze dobrana muzyka i przemyślana scenografia. Całość powierzyć świetnym aktorom. Byle nie przesadzić...

W weekend na scenie Teatru Polskiego zobaczyliśmy "Płatonowa" w reż. Mai Kleczewskiej, zamykającego akcję "Czechow saga" i teatralny sezon. Spektakl ciekawy, choć trochę nierówny i momentami niejasny. 

Kleczewska jest laureatką Paszportu Polityki 2006 za "bezkompromisowe, ale i mądre, wpisywanie w klasyczne fabuły zagubienia współczesnego człowieka". W "Płatonowie" zamknęła bohaterów we współczesnym domu. Potańczą tu lambadę, paso doble. Michał Płatonow ma wyjechać z Sonią (rzuciła dla niego męża). Ale jest jeszcze Anna, Maria i żona Sasza. Każdą z nich mami na swój sposób: Sonia musi go ubrać, sam nie jest w stanie. Po chwili zadziwiająco sprawnie uwodzi dobroduszną Marię. Wyrwie się z jej ramion i odsapnie koło Anny. (- Wino dobre, Płatonow niedobry... - podsumowuje jego postępki). W części I aktorzy cały czas są na scenie, po swoich kwestiach zastygają. Mateusz Łasowski (Płatonow) na naszych oczach przechodzi z jednego stanu emocjonalnego do drugiego. Po raz kolejny udowodnił, że sprawdza się w pierwszoplanowych rolach, Michał Czachor (Mikołaj), pokazał z kolei (podobnie jak w "Trzech siostrach"), że jest świetnym komikiem. No i Sasza (Marta Nieradkiewicz), głupiutka żona, która będzie jedyną wygraną: jej mąż - Casanova, nigdy od niej nie odejdzie. 

Czechowowskie "nic niedzianie się" burzy zbiorowa orgia, której uczestnicy tarzają się w winogronach (domyślam się, że ciecz, którą są oblepieni to winny sok). W centrum, niczym Pan Ciemności na malarskich wyobrażeniach piekła, Płatonow. Jego twarz białą chustą z soku (uznawanego jako symbol krwi Chrystusa...) ociera jedna z niewiast. Widownia zamarła. Czemu ten gest, kojarzący się jednoznacznie z chustą Weroniki, miał służyć? 

Bardziej czytelna jest scena otwierająca II część: bohaterowie przebrani za Marilyn Monroe, ucieleśnienie ideału. Każdy zrzuca przebranie, by wrócić do swoich ról - niewiernej żony, wyniosłej kochanki, nieporadnej małżonki. Nie jesteśmy idealni, co pokazuje też obraz przypominający ten z rajskiego ogrodu - kobieta i mężczyzna, doskonałe dzieło, ze wstydu zakrywają nagość (bez której swoją drogą nie obejdzie się żaden spektakl...). 

Wracamy do bohaterów, ale ta część będzie dużo słabsza. Ktoś do kogoś wróci, ktoś spotka kogoś po latach. Trochę niejasno, ulotnie. Tu jednak Mateusz Łasowski (Płatonow) i Marta Nieradkiewicz (Sasza) dadzą koncert swoich aktorskich umiejętności. Mistrzynią jest sceniczna żona naszego Don Juana, na której profesjonalne wygłupy można patrzeć bez końca. Na alkoholowym rauszu łka: - Zepsułam przedstawienie. 

Tak się składa, że wręcz przeciwnie. Jej pytanie z serii: "tańce były...?" przeszło do historii.

Katarzyna Oleksy
Express Bydgoski
9 lipca 2009

Książka tygodnia

Białość
Wydawnictwo ArtRage
Jon Fosse

Trailer tygodnia