Wino, kobieta i Chopin

7. Międzynarodowy Festiwal Szkół Teatralnych ITSelF

Witek (Constantin Podu) i Helena (Alexandra Ceaca) spotkali się za sprawą (ubranego w biały szal i czarny kostium jak do pantomimy) Przeznaczenia (Teodora Voineagu). Jak na mima przystało, Przeznaczenie nie rzekło ni słowa, za to wiele zdziałało. Losy Witka i Heleny splotły się ze sobą nierozłącznie, choć niezbyt szczęśliwie. Miłość wybuchła, zgasła, choć nigdy do końca. Na scenie królowało pożądanie, radość, ale i strach.

Był bowiem rok 1946. Grudzień. Koszmar dopiero co skończonej wojny nie ominął nikogo. Także młodych, którzy nie wcześniej jak po zakończeniu walk mogli powrócić lub zacząć studia. Witek zajął się enologią (nauką o winach) i marzy o przyszłości twórcy nowych gatunków wina, a obecnie wiele czasu spędza wędrując to tu, to tam po Moskwie, jako że grudzień tego roku był niezbyt ostry, a za to śnieżny. Na koncercie, dzięki szczęśliwie zdobytemu biletowi, zajmuje miejsce obok Heli, studentki moskiewskiego konserwatorium w klasie śpiewu. Łączy ich muzyka Chopina, która nie wywołuje w Witku żadnych głębszych doznań estetycznych, ale dostarcza mu doskonałego pretekstu, żeby skoncentrować się na pięknej warszawiance Helenie.

I tak, od spotkania do spotkania, rodzi się uczucie, które kroczek po kroczku wybucha coraz mocniej i daje szczęśliwym kochankom poczucie, że świat naprawdę istnieje, że przetrwał brutalny spektakl siły i arogancji, że przetrwał masakry i odwety, ofensywy i sabotaże, i wciąż mimo wszystko jest. Jest, ale wciąż pełno w nim granic, które sprawiają, że można czuć się zamkniętym i osaczonym. Poczucie zagrożenie i niepokoju, że zza tych wszystkich płotów, siatek i murów znów ruszą na bój demony, jest silne. Stanowi tło tej powojennej miłości i sprawia, że - podszyta strachem - jest tym silniejsza.

Odtwórcy ról młodych zakochanych mieli w sobie wiele energii. Dobrze oddali siłę emocji, które targają Witkiem i Helą. Widzom udzielało się napięcie, które rodzi się między tym dwojgiem. Ascetyczna scenografia i dość uniwersalne kostiumy sprawiły, że spektakl dział się wszędzie i nigdzie, co nadało historii uniwersalizmu, wpisało ją w cały szereg europejskich opowieści o kochankach, których los łączy węzłem gorącej miłości, a potem brutalnie - lub po prostu przez nieuwagę - rozłącza i skazuje na nieutuloną tęsknotę.

Wszystko ma jednak swoją cenę. Daleko posunięta uniwersalizacja sprawia, że choć historia staje się niezwykle sugestywna dla odbiorcy - niezależnie od jego kontekstu kulturowego - to traci nieco swój indywidualny charakter. Twórcy spektaklu nie uniknęli tego zagrożenia. Wojna, choć obecna w słowach (należą się tu wielkie pochwały za ograniczenie do minimum cięć w tekście sztuki), nie powoduje i nie motywuje działań bohaterów. Mówią oni o lęku, ale nie widać go w ich oczach poza tymi krótkimi chwilami. Miłość w interpretacji studentów Wydziału Dramatu i Teatru Uniwersytetu w Sybiu staje się tak ogromna, że przesłania sobą wszystko. Nawet wojnę i szarość socjalizmu.

Michał Rogalski
Teatrakcje
2 lipca 2013

Książka tygodnia

Małe cnoty
Wydawnictwo Filtry w Warszawie
Natalia Ginzburg

Trailer tygodnia