Witamy w brutalnym piekle polityki

"Masara" - reż. Stanisław Mojsiejew - Stary Teatr w Krakowie

"Masara" to szczególnie oczekiwane wydarzenie sezonu. I choć niepozbawiona jest wad, pokazuje, że zespół Starego ma duży potencjał.

Do pokoju, w którym rodzina je obiad, wpada lotniczy fotel z martwą kobietą. Tak w pierwszej scenie "Masary" normalne życie zderza się z koszmarem wojny. Tej, która rozgrywa się raptem kilkaset kilometrów od polskiej granicy, w ukraińskim Donbasie. Tak zaczyna się opowieść litewskiego dramaturga Mariusa Ivaskieviciusa, która stopniowo od realistycznego przedstawiania wydarzeń w stylu zestrzelenia przez Rosjan malezyjskiego samolotu przechodzi w opowieść o naturze zła.

Akcja zaczyna się na Ukrainie, przenosi się do Holandii, skąd pochodziła znaczna część pasażerów zestrzelonego samolotu. Na koniec lądujemy w piekle, co autor wyjaśnia w didaskaliach. Zresztą to, co dzieje się na scenie, nie pozostawia wątpliwości. Początek spektaklu sprawia wrażenie, jakby aktorzy markowali granie, co chyba jest zgodne z intencjami reżysera.

Wszystko zmienia się, gdy do akcji wkracza Radosław Krzyżowski. Na początku jest aktorem wyrzuconym z zespołu, by po chwili wcielić się w tyrana i zbrodniarza Masarę, a w końcu bodaj w samego Szatana. Jako uosobienie zla jest czarujący i odpychający, brutalny i elegancki, na nim opiera się inscenizacja.

Spektakl ze sceny na scenę nabiera tempa, choć reżyser używa chwytów nieco już zgranych we współczesnym teatrze: widzimy dużo krwi, przemoc, symulowany seks (choć bez przekroczenia granic rozsądku i dobrego smaku). Skądinąd w najciekawszy sposób użyte zostały, zbanalizowane do cna, multimedia.

Idzie o to, że filmy wrzucane są na YouTube'a, by zbrodniarze mogli pochwalić się swoimi zbrodniami.

Czy spektakl jest w pełni udany? Reżyser mógłby dokonać głębszych cięć w nie zawsze logicznym tekście. Z jednej strony jest antyrosyjski, z mnóstwem nawiązań do postaci Putina (zwanego tu Tupinem), z drugiej autor w imię politycznej poprawności usiłuje za wszelką cenę zuniwersalizować przesłanie, kierując je w stronę niebezpieczeństw wynikających z nietolerancji czy nacjonalizmu. Nie jest to zbyt przekonujące. Podobnie jak niespodziewane nawiązania do realiów polskich czy masakry w Srebrenicy.

Mimo to inscenizacja jest ciekawa i cieszyć się należy, że powstała, co nie było łatwe w sytuacji bojkotu, który wobec dyrektora Starego Marka Mikosa zarządzili polscy reżyserzy teatralni. Niech nikt nie myśli, że idzie o sztukę, witamy w piekle polityki. Środowisko pokazuje Ministerstwu Kultury, przy wsparciu zaprzyjaźnionych mediów, kto rządzi w świecie polskiego teatru.

Wiem więc, jakie będą recenzje z premier Starego w następnym sezonie w mediach zwalczających Mikosa. One już są napisane. Nowa dyrekcja dogadała się z zespołem, który w znacznym stopniu przejmuje pieczę nad repertuarem, więc będą dobre.

Mariusz Cieślik
Rzeczpospolita
21 lutego 2018

Książka tygodnia

Wyklęty lud ziemi
Wydawnictwo Karakter
Fanon Frantz

Trailer tygodnia

Wodzirej
Marcin Liber
Premiera "Wodzireja" w sobotę (8.03) ...