Witamy w Hollywood!

"Pretty Woman — The Musical" – reż. Wojciech Kościelniak – Krakowski Teatr Variété

Teatr Variété w Krakowie otworzył po długiej przerwie swoje podwoje. I to z przytupem. Na deskach krakowskiego teatru muzycznego zagościł musical „Pretty Woman", powstały na kanwie popularniej komedii romantycznej pod tym samym tytułem z 1990 roku.

Ta optymistyczna historia, okrzyknięta zaraz po premierze mianem współczesnej bajki o Kopciuszku, dodaje odrobiny pogody ducha w tym trwającym od kilkunastu miesięcy, nieco ponurym czasie. Jest zabawnie, kolorowo, ale, co najważniejsze, perfekcyjnie pod względem muzycznym i tanecznym!

Historii prostytutki Vivian Ward, która świadczyła swoje usługi przy Hollywoodzkiej Alei Gwiazd, oraz bogatego biznesmena Edwarda Lewisa nie trzeba chyba nikomu przedstawiać. Musical bazuje na miłosnych (i nie tylko!) perypetiach tej barwnej pary, w którą w filmowej wersji wcieliła się dwójka uwielbianych na całym świecie aktorów – Julia Roberts i Richard Gere. Reżyserem kultowej produkcji był Garry Marshall, a za scenariusz odpowiadał J. F. Lawton, którzy wspólnie przygotowali scenariusz do „Pretty Woman — The Musical". Za warstwę muzyczną musicalu, osadzoną w rock'n'rollowym stylu, odpowiada sam Bryan Adams, a za teksty piosenek – współpracujący z nim od wielu lat Jim Vallance. Premiera amerykańskiego spektaklu muzycznego miała miejsce na Broadwayu w 2018 roku. Jak można się domyślać, widowisko od razu pobiło wszelkie rekordy sprzedaży i zgarnęło nagrodę publiczności.

Spektakl w reżyserii Wojciecha Kościelniaka, który zajmował się również tłumaczeniem tekstu, zabiera nas w podróż do barwnego Hollywood. Jest widowiskowo, ekspresyjnie, odrobinę pop-artowo i komiksowo. Mocno kolorowa scenografia (Damian Styrna) świetnie komponuje się z minimalizmem, a nawet niedoborem, rekwizytów. Na scenie pojawiają się jedynie barwne neony, którymi symbolicznie posługują się bohaterowie, lub które sygnalizują zmianę lokacji – winda, wanna, fortepian. Do tego dochodzą awangardowe kostiumy (Agata Uchman) – dynamiczne i kolorowe, które świetnie kontrastują z nudnymi (i drogimi) garniturami nudnych (i bogatych) biznesmenów. Ich lustrzanym odbiciem są czarno-białe stroje (ale równie dynamiczne i efektowne!) próżnych i zadufanych w sobie „dam" otaczających Edwarda oraz utrzymane w tej samej konwencji suknie sklepowych ekspedientek z „wyższej" sfery. Całość dopełniają barwne oświetlenie (Tadeusz Trylski) i spektakularne wizualizacje (Eliasz Styrna). Aż trudno oderwać wzrok! Jest krzykliwie i pstro, ale w dobrym guście. Jak na Hollywood przystało – w końcu trzeba się wyróżniać, bo o tobie zapomną (lub cię nie zauważą).

Jednak najważniejszym elementem tego spektaklu są segmenty muzyczne (Ignacy Matuszewski), wokalne (Justyna Motylska) oraz taneczne (Ewelina Adamska – Porczyk, Krzysztof Tyszko). Po raz kolejny w Variété wszystko zostało przygotowane na najwyższym poziomie. Dynamiczna choreografia zachwyca nie tylko podczas scen, w których prym wiodą główni bohaterowie, ale przede wszystkim w tych, w które zaangażowany jest cały, dość liczny zespół. Do tego dochodzą bardzo wysokie umiejętności wokalne aktorów, którzy świetnie radzą sobie nie tylko z popowo-rockowymi utworami, ale nawet z włoską operą!

Na szczególne uznanie zasługuje Natalia Kujawa, która wcieliła się w rolę przyjaciółki Vivian – Kit De Lucki. Młoda aktorka ma hipnotyzujące zdolności wokalne, ale słowa uznania należą się wszystkim aktorom zaangażowanym w musical, w tym dwójce głównych bohaterów – Adriannie Dorociak oraz Rafałowi Drozdowi. Wydaje się, że widzom drugiej premiery szczególnie do gustu przypadła postać zabawnego i niezdarnego boya hotelowego – Gulia (Filip Karaś). W tym miejscu nie można nie wspomnieć o dobrym duchu Hollywood – Happy Manie i tym samym dobrym duchu Hotelu Beverly Wilshire, czyli Panie Barney'u Thompsonie. W tę podwójną rolę wcielił się Jakub Szyperski. I oczywiście gratką dla wielbicieli sensacyjnych filmów Władysława Pasikowskiego będzie występ Tadeusza Huka, tym razem w roli biznesmena Jamesa Morse'a.

Spektakl rzetelnie odzwierciedla filmową historię, nie brakuje w nim kultowych scen, ale w nowym, spektakularnym wydaniu. Jest spotkanie przy Hollywoodzkiej Alei Gwiazd i są wysokie, błyszczące kozaki zapinane na agrafkę. Jest słynna scena w sklepie odzieżowym i przebojowa konfrontacja z zadufanymi ekspedientkami. Jest mecz polo i rozpoznawalna sukienka w kropki (choć w odświeżonej odsłonie). Jest też znakomita (bo spontaniczna) scena z dowcipnym zamknięciem pudełka z biżuterią Cartiera. No i oczywiście jest baśniowe zakończenie pod wynajmowanym mieszkaniem Vivian – z kwiatami i... czarną parasolką.

Myśląc „Pretty Woman", od razu przed naszymi oczami pojawiają się atrakcyjny uśmiech i kręcone włosy Julii Roberts. Jednak charyzmatycznej, uzdolnionej wokalnie i aktorsko Adriannie Dorociak równie mocno udało się skraść serca widzów. W młodej aktorce nie było widać oblicza amerykańskiej gwiazdy, bo stworzyła swoją własną Viviane – i za to duży plus.

Trzeba na koniec zaznaczyć, że muzyka podczas spektaklu jest grana na żywo, a orkiestrę możemy nieprzerwanie obserwować na bocznym balkonie. Doskonałym zwieńczeniem widowiska było wykonanie, po końcowych owacjach (na stojąco), popularniej piosenki Roy'a Orbisona i Billa Deesa „Oh, Pretty Woman" z 1964 roku (piosenka zyskała popularność w latach 90. po wykorzystaniu jej w ścieżce dźwiękowej do filmu). Jak zaznaczył podczas konferencji prasowej dyrektor teatru – Janusz Szydłowski, nie była ona częścią spektaklu, ale instytucja z myślą o widzach wykupiła do niej prawa autorskie – taka wisienka na teatralnym torcie.

Do zobaczenia w Hollywood!

Paulina Zięciak
Dziennik Teatralny Kraków
19 lutego 2021

Książka tygodnia

Białość
Wydawnictwo ArtRage
Jon Fosse

Trailer tygodnia