Witkacy z Beckettem w Studio zmieszany

"Obrock" Teatr Studio w Warszawie

Teatr Studio przypomniał sobie nareszcie, że ma patrona, Stanisława Ignacego Witkiewicza, i przedstawił "Obrock" wg "Matki" - niezwykle skromny i oryginalny utwór sceniczny na dwoje aktorów.

Szczerze mówiąc, na samym początku trochę się jeżyłem na scenariusz Ewy Ignaczak, który zapowiadał daleko posuniętą dekompozycję oryginalnego tekstu. Jeszcze jedna, pomyślałem, która musi "przepisać" autora po swojemu, bo inaczej będzie nienowocześnie. Witkacy co prawda nazywał "Matkę" potwornym dramatem Czystej Formy, ale w gruncie rzeczy ta sztuka, jedna z ostatnich w jego dorobku, cechuje się swoistą regularnością i zwykle najlepiej wypadała w teatrze, gdy reżyser nie pozwalał sobie na wybujałą inwencję (żeby wspomnieć do dziś nieprześcignione arcydzieło Jerzego Jarockiego z Ewą Lassek i Markiem Walczewskim czy nawet wersję Erwina Axera z Haliną Mikołajską i Janem Englertem). Szybko jednak "kupiłem" założenie scenariusza, który - dekonstruując tekst jakby z punktu widzenia trzeciego aktu, więc z perspektywy śmierci - przekonuje do obranej zasady narracji, ułamkowej i fragmentarycznej, ale bardzo przejrzystej i przede wszystkim stwarzającej pole do działań aktorskich.

Duet Ireny Jun i Jarosława Gajewskiego absorbuje uwagę bez reszty. Zostali wrzuceni w pustą przestrzeń malarni, skomponowaną światłem, ograniczoną z trzech stron czarnymi kotarami zawieszonymi na metalowych ramach, które bliżej finału ogołocone i rozświetlone tworzą formę plastyczną, zarazem abstrakcyjną i metafizyczną. W tym minimalistycznym świecie dwoje aktorów w czerniach ma tylko siebie i między sobą musi rozegrać dramat, w którym duch Freuda i trucizny modernistycznego dramatu przenikają się z filozofią katastrofizmu i teorią masowego społeczeństwa, nadmiar słów kłóci się z niedostatkiem czynu, a groteskowe fantazmaty ledwie skrywają rodzinne psychomachie Witkiewiczów, tak decydujące dla uformowania i zdeformowania młodego Witkacego.

Zrozumiałe, że wobec tylu znaczeń aktorzy nie mogą poprzestać na przypisanych sobie rolach Matki i Leona, niekiedy zamieniają się rolami, kiedy indziej wchodzą w rolę innych postaci: służącej Doroty, Ojca, Cielęciewicza Być może ascetyczność formy sprawia, że w relacjach między postaciami, niepopsutymi karykaturalnym przerysowaniem czy nadekspresją, wyraźnie odsłaniają się źródła teatru Witkacego, mianowicie dramaturgia Ibsena i Strindberga. Nie znaczy to jednak, że powracamy do bebechowatego, jakby on sam powiedział, przeżywania i głębinowego psychologizmu. Przeciwnie, przedstawienie rządzi się ścisłym rygorem formalnym i to, co w nim jest naprawdę oryginalne, z tego rygoru wyrasta. Skąd wziął się ten rygor? Z Becketta. "Matka" Witkiewicza, zredukowana do fragmentów, z których skomponowano pewien nowy tekst teatralny, została wpisana w formę beckettowską, a mówiąc ściśle, w strukturę "Końcówki" uzupełnioną nawiązaniami do "Czekając na Godota".

Myślowo taka operacja może się zrazu wydać karkołomna, ale gdy się zastanowić, to ma ona pewne uzasadnienie: pesymistę Witkacego zaprzątały kwestie możliwych czy niemożliwych perspektyw ludzkości po katastrofie, młodszy o pokolenie Beckett miał w podobnych sprawach nader radykalne przemyślenia. Intryguje mnie jednak, kto wpadł na pomysł grania "Matki", tak jakby to była "Końcówka" - myślę nie tylko o hermetycznej przestrzeni, mrocznej aurze i aż nadto wyraźnym znaku, jakim jest fotel, lecz przede wszystkim o relacji Matki i Leona powtarzającej po trosze relację Hamma i Clova i zwłaszcza o "szachowym" sformalizowaniu ruchu scenicznego.

Do tego trzeba dodać finałowy monolog Leona, który słowa Witkacego mówi tak, jak to był monolog Lucky\'ego z "Czekając na Godota". Nie zdziwiłbym się, gdyby skojarzenie Witkacego z Beckettem okazało się konceptem samych aktorów. Bądź co bądź, w malarni Teatru Studio do dziś brzmi głos Ireny Jun mistrzowsko mówiący monologi Becketta w niezapomnianych przedstawieniach Antoniego Libery z lat 80. Także Gajewski grał beckettowskie role i myślę, że jego dar aktorstwa formalnego i wyśrubowana technika znakomicie się tam sprawdziły. Cóż się dziwić, że Jun z Gajewskim, mając Becketta, by tak rzec, i w głowie, i w ciele, nałożyli strukturę jego sztuk na tekst Witkacego. Ryzyko było duże, ale rezultat bardzo wart zachodu.

"Obrock" wg "Matki" Stanisława Ignacego Witkiewicza reż. Bartosz Zaczykiewicz - Teatr Studio, najbliższe spektakle 13-15 lutego 2009 r.

Janusz Majcherek
Gazeta Wyborcza Stołeczna
31 stycznia 2009

Książka tygodnia

Twórcza zdrada w teatrze. Z problemów inscenizacji prozy literackiej
Wydawnictwo Naukowe UKSW
Katarzyna Gołos-Dąbrowska

Trailer tygodnia

Łabędzie
chor. Tobiasz Sebastian Berg
„Łabędzie", spektakl teatru tańca w c...