Władza, najpotężniejszy narkotyk
"Król Lear" - aut. William Szekspir - reż. Grzegorz Wiśniewski - Teatr Narodowy w WarszawieJak opowiedzieć na nowo historię przypominaną od setek lat? „Król Lear" w Teatrze Narodowym podejmuje decyzje twórcze, które nadają klasycznej sztuce nowe życie, jednocześnie zachowując sens i wyraz pierwotnego tekstu w całej ich podniosłości. Scena na trzy godziny staje się przestrzenią dla najpodlejszych ludzkich instynktów, ale i najszlachetniejszych.
Stary król decyduje się rozdzielić władzę między swoje trzy córki. Jak to nieraz bywa, pochlebstwo zostaje nagrodzone, szczerość wynikająca z faktycznej przychylności – pognębiona. Kordelia, dotychczas najbardziej ukochana z córek, na skutek wyznania ojcu prawdy zostaje wygnana. Lear natomiast pozostawiony jest na pastwę żądnych władzy charakterów, których pragnienia wkrótce zrodzą intrygi prowadzące do ostatecznego upadku, chaosu i nieszczęścia.
Świat „Króla Leara" to starcie różnych sił, z których większość kieruje się nieczystymi pobudkami. Początkowa scena staje się ich krajobrazem, kiedy to widzimy bohaterów dramatu rozstawionych po scenie, pogrążonych we własnych rozterkach. Owiani mroczną atmosferą, zdają się tworzyć naciągniętą sieć, którą tylko lekki ruch dzieli od pęknięcia. Tym ruchem staje się decyzja Leara o oddaniu władzy. Władzy, która staje się główną motywacją dla działań postaci. Ale nie dla Kordelii (Dominika Kluźniak), której jaskrawe rude włosy zdobią ją wyraźniej, niż korona, na której zdobyciu nigdy jej nie zależało. Będąc uosobieniem tego, co dobre, godne pochwały i szlachetne, najmłodsza siostra umiera na rękach zrozpaczonego ojca. W tym poruszającym obrazie wieńczącym sztukę zawiera się pognębienie wszystkich tych, którzy są w stanie postawić świat w ogniu dla własnego zysku.
A co z samym Learem? Z umęczonym, niepewnym starcem, którego względy można zyskać niesubtelnym bałwochwalstwem? Zdawałoby się, że jest to postać zasługująca na spojrzenie na nią z góry, jednak wcielający się w niego Jan Englert przedstawia go z dostojeństwem, jako człowieka mądrzejszego doświadczeniem życiowym, jednak poddanego ludzkim emocjom. Lear jest strudzony i zagubiony, nie ma pod sobą dość silnego fundamentu, by przeżyć wstrząsy targające królestwem. Dlatego ucieka i oddaje się szaleństwu. Jego koniec jest smutny, jednak umiera bogatszym w zrozumienie świata, niż był na początku drogi.
Towarzyszem Leara i doradcą staje się błazen (Dominika Kluźniak), postać stanowiąca kolorową plamę na płótnie podniosłej sztuki pogrążonej w szarościach. W króliczych uszach i jaskraworóżowej kurtce, Kluźniak w pełni oddaje się błazenadzie i stanowi wspaniały kontrast dla posępnego Leara. Błazen staje się tutaj ironicznie przedstawicielem życiowej mądrości pośród wszechobecnych intryg. Podczas gdy inni zatracają się w rozumie, błazen jako jedyny przedstawia rzeczy takimi, jakie są. Jednak, jak można się spodziewać, dla wygody innych ten krzykliwy głos rozsądku zostaje ostatecznie zduszony.
Co do wyróżniających się kreacji, należy wspomnieć o Danucie Stence, która jest wspaniała i przerażająca jako Goneryla. Okrutna siostra przedstawiona jest wyraziście nikczemna i władcza, jednak odsłonięte również zostają jej słabsze strony i wewnętrzny dramat, który ostatecznie prowadzi ją do samobójstwa.
Realia „Króla Leara" są okrutne i poważne, tak też prezentują się w spektaklu. Wszystkie postaci, poza błaznem, odziane są w czerń, z pewnym minimalizmem, który w zasadzie towarzyszy całej oprawie. Przez znaczny czas akcja dzieje się wokół prostego stołu, w późniejszej części ukazuje się nieco więcej świata, wyjętego niczym z prostej, lecz mądrej baśni. Ważną rolę pełni tu światło, które nieraz współgra z aktorami, budując wokół nich odpowiednią atmosferę. Piękne wizualne momenty nadaje zwłaszcza zasłona o niemal witrażowych właściwościach. W bardziej minimalnym duchu pracuje również muzyka – wiolonczela skryta w cieniu w rogu sceny nadaje scenom niezwykłe napięcie.
Jednak spektakl ubarwiają dodatkowo elementy takie jak użycie w niektórych momentach materiałów wideo czy czterokrotne wplecenie piosenek zespołu „Radiohead" w wykonaniu aktorów. Czy za każdym razem było to wykorzystanie celne, można się kłócić. Jednak niezaprzeczalnie był to element nadający „Learowi" nowy odcień. Innym interesującym wyborem było wizualne przedstawianie pewnych symbolicznych czy wewnętrznych przemian. W pamięć zapada na przykład droga króla i błazna przez zamieć, zrealizowana niezwykle efektownie.
Warszawski „Król Lear" staje się więc odważnym, poruszającym spojrzeniem na klasyczną sztukę. Aranżacją oraz kreacją aktorów czyni zadość wielkiej szekspirowskiej opowieści o ludzkiej naturze.