Władza, seks, rewolucja. Czy tylko po francusku?
"Maria Antonina. Ślad Królowej" - reż. Wojciech Faruga - Teatr Polski w BydgoszczyWidzowie, którzy przyszli do Teatru Polskiego, by w montażu 11 faktów-obrazów, obejrzeć życie i śmierć Marii Antoniny, w finalnej scenie zamiast krwawej egzekucji zobaczyli, jak królowa w dwójnasób idzie do garderoby, tam zmywa sceniczny makijaż, zdejmuje kostium i opuszcza gmach, ginąc wśród przechodniów w Alejach Adama Mickiewicza. Lecz nikt z tłumu nie podążył jej śladem.
Spektakl „Maria Antonina" autorstwa Sebastiana Majewskiego w reżyserii Wojciecha Farugi dostarczył wielu emocji. Tytułową postać zagrały dwie aktorki. W Królową Antoninę młodszą wcieliła się Dorota Furmaniuk, a w starszą Małgorzata Trofimiuk. Ale to nie koniec. Jerzy Pożarowski założył dostojne szaty cesarzowej Austrii Marii Teresy, a Emilia Piech zagrała półnago Dzikusa Rousseau.
Do tego trzeba dodać olśniewającą, czystą biel dominującą w kostiumach, monumentalno-symboliczną architekturę na scenie, której lekkość budowało światło jasne, ostre, chwilami zimno-niebieskie. A przede wszystkim słowo i muzykę. Scenariusz, napisany przez pilgrima/majewskiego z ogromną inteligencją i wielowymiarowym znawstwem epoki w aspekcie historycznym, społecznym, obyczajowo-kulturowym, obejmującym też wszystkie dziedziny sztuki, zachwyca ponad to, zakodowanymi treściami. Te z kolei, po odczytaniu, stają się intelektualną przygodą na scenie, którą warto przeżyć w bydgoskim teatrze. Muzyka skomponowana przez Joannę Halszkę Sokołowską, jest w spektaklu niczym eter, w którego istnienie wierzy się, pomimo odkrycia tlenu przez francuskiego badacza Antoine'a Laurent'a de Lavoisier, nawiasem mówiąc, też zgilotynowanego.
Do konstrukcji tekstu dramatycznego Sebastian Majewski wybrał 11 najbardziej charakterystycznych zdarzeń, których mechanizm, jest – można to tak ująć – nieśmiertelny. Intrygi, układy, sieć plotek, relacje świadków, osądy oceniające postępowanie człowieka przepuszczane przez własne doświadczenia, budowanie opinii o drugim człowieku na podstawie niedomówień. Rozpowszechnianie oszczerstw, zawiść, zazdrość i najbardziej podłe działania, ukochanie własnego ego są tu tak ostre w atakach jak rewolucyjna gilotyna. A na szafot prowadzą najpierw władców.
Obraz pierwszy spektaklu jest o tym, co zobaczył Goethe, ale opowiada Dzikus Rousseau. A po nim następują kolejne, budujące publiczny wizerunek Marii Antoniny na podstawie ludzkich wyobrażeń. Ciekawa to reżyserska koncepcja, na której opiera się przedstawienie.
Rozpoczynająca spektakl rozmowa-transakcja prowadzona przez matkę Marii Antoniny, cesarzową Austrii - Marię Teresę z królem Francji, Ludwikiem XV - ojcem Ludwika XVI, to starcie i ugoda dwóch racji stanu, w imię interesów polityczno-ekonomicznych. Marian Jaskulski świetnie oddał rozleniwionego króla, z zamiłowania kucharza, dla którego liczył się smak życia. A Jerzy Pożarowski z godnością cesarskiej matrony, delikatnie układał fałdy rokokowej sukni rozpostartej na stelażu. Ileż wygrał kobiecych treści. Ale podczas tych „układów" Ludwik XV wydziera kartki z książki, którą chwilę wcześniej podała mu cesarzowa. Czy przypadkiem nie jest to jedno z dzieł XX-wiecznego wybitnego myśliciela francuskiego Paula Michelle Foucauolt'a – „Nadzorować i karać", zwiastun z przyszłości, przepowiadający zamach na niego i męczeńską śmierć niedoszłego zabójcy? A może to inne jego dzieło, poruszające problem genealogii władzy i jej wpływu na zjawiska społeczne? Czy też zdenerwowała go analiza władzy w aspekcie funkcjonowania seksualności, którą Foucauolt przeprowadzi w przyszłości? Lub wizja nieskonsumowanej pierwszej małżeńskiej nocy, w której polegnie autorytet delfina, a w którego idealnie wcielił się Damian Kwiatkowski. Wszak to w nim odnajdujemy dylemat, jakim zajmował się Foucauolt - czy dusza jest więzieniem dla ciała, czy też jest odwrotnie? Aktor, uosabiający piękne fizycznie ciało króla Ludwika XVI, obrazuje uwięzioną w nim duszą impotenta. A może to dusza została więźniem ciała herosa? Aktor swą grą, zachowaniem, wyglądem, nieskazitelnie oddaje ten problem. I czy hiperaktwna erotyka dworu anektująca królewskie łoże wraz z młodymi małżonkami nie okaże się odbiciem udziału seksualności w sprawowaniu władzy?
A jak ocenić postawę Pierre'a Beaumarchais i jego ataki na królewską parę? A wiele miał powodów, a głównie ten, gdy Ludwik XVI blokował wystawienie „Wesela Figara", ponieważ sługa był sprytniejszy od swego pana. A to mogłoby zburzyć odwieczną hierarchię społeczną i ustalony porządek relacji: bogaty-biedny. Jakub Ulewicz w roli dramaturga dał popis swej znakomitej gry aktorskiej. Zanim jednak nastąpi fantastyczna rozmowa twórcy ze stworzoną postacią Figara, Jakub Ulewicz jako Beaumarchais krążąc po królewskim dworze, co chwila przysłania twarz maską. Jest to maska Poliszynela, postaci z francuskiego teatru kukiełkowego, symbolizująca poprzez haczykowaty nos i złe spojrzenie oczu człowieka egoistycznego, gburowatego i zdolnego do podłych czynów. Ta maska zapowiada spisek oczerniający królową. Jakub Ulewicz jako Beaumarchais w rozmowie z Poliszynelem, swoim alter ego, zagrał po mistrzowsku instruktaż osaczania i niszczenia człowieka. Co więcej, nie jest to pierwsza w tekście zapowiedź przyszłych wydarzeń. Ta antycypacja jest w scenariuszu elementem nadrzędnym wobec całego świata przedstawionego, tak fantastycznie obecna na scenie. Bo „Obraz szósty. Co opowiedział Poliszynel" to kolejne przywoływanie z przyszłości misternie wymyślonego i zrealizowanego knowania, które miało z „tej cudzoziemki" na francuskim tronie uczynić osobę odpowiedzialną za brak pieniędzy w skarbcu królewskim. Intryga powiodła się, a skłócony z królem parlament bezpodstawnych zarzutów nie odwołał.
Egzemplifikację przekonań wobec pierwotnych mieszkańców krajów podbijanych przez Europejczyków w czasach współczesnych Marii Antoninie, odnajdujemy w postaci „Dzikiego Rousseau", kreowanego przez młodą utalentowaną aktorkę Emilię Piech. W postaci tej koncentrują się poglądy samego Jeana-Jacquesa Rousseau nie tylko o tubylcach i kolonizacji, o białej supremacji, ale i o tym, że człowiek rodzi się dobry, a cywilizacja czyni go złym. Odpowiednia charakteryzacja, strój, nadają Dzikusowi Rousseau wygląd demoniczny, punktowany przez świetne aktorstwo Emilii Piech.
To tylko kilka przykładów zaszyfrowanych w tekście antycypacji, haseł, informacji, znaczących dat, nazw miejsc, odwołujących się do faktów z przeszłości, nazwisk artystów, w tym i operowego kompozytora von Glucka, z których pilgrim/majewski skomponował tak wspaniały tekst. A Wojciech Faruga wszystkie te pojęcia kulturowe, obyczajowe, te mechanizmy sprawowania władzy, ugody międzypaństwowe, te zawiązywania koalicji po mistrzowsku przełożył na obrazy sceniczne. Voila!
Interesującymi środkami aktorskimi Michalina Rodak jako Madame du Barry oddała jej plebejskie kompleksy i wściekłość oraz zmanipulowanie Ludwika XV, by wymóc na nim oddawanie należnych jej hołdów przez Marię Antoninę. Małgorzata Witkowska stworzyła dwa świetne, krańcowo różne epizody, tak bardzo różniące się emocjonalnie. W roli Madame de Polignac uruchomiła wobec Marii Antoniny przekonujące widzów pokłady czułości, opiekuńczości i ciepła, graniczące z matczyną miłością, którą powinna dać jej Maria Teresa. A o męczeńskiej kaźni niedoszłego zabójcy króla Ludwika XV, Roberta-Francois'a Damiens'a, opowiada ochrypłym z przerażenia głosem, jakby wiedziona przeczuciem własnego losu. Adam Graczyk ciekawie wykreował postać Robespiere'a. Jego śnieżnobiała początkowo koszula, podczas wygłaszania narastających lawinowo zarzutów, najpierw wobec króla, a potem wobec królowej, powoli nasącza się krwią. Jednak wewnętrzne emocje Nieprzekupnego aktor wygrywa chłodem, dystansem, ukrywaną pogardą. Enigmatyczna to postać, którą Adam Graczyk cudownie osadza na granicy snu i rzeczywistości.
Pora na tytułową postać, kreowaną przez Dorotę Furmaniuk (Królowa Maria Antonina młodsza) i Małgorzatę Trofimiuk (Maria Antonina starsza). Wystawiona w blasku światła, niczym na sprzedaż, kilkunastoletnia arcyksiężniczka prezentuje swoje walory fizyczne. Dorota Furmaniuk ciekawymi środkami wyraża emocje Marii Antoniny. Obserwuje, milczy, ukrywa lęk przed nieznanym, z wahaniem wymawia legendarną frazę o ciasteczkach. Posłusznie przekracza granicę Austrii i Francji, by w ojczyźnie jej przyszłego męża zostać królową i na zawsze cudzoziemką, którą dwór jak i poddani surowo osądzą oraz pamiętać będą o jej obcości. Jej seksualność mierzona jest gotowością wydania na świat potomka, a łóżkowe orgie to publiczne widowiska, łącznie z porodem symulowanym przez Jerzego Pożarowskiego w roli matki cesarzowej pierwiastki. To kolejne odniesienie do współczesnych czasów, w których strefa prywatna znanych osób jest i w dzień, i w nocy zawsze dostępna dla publiczności. I królowa starsza, którą zagrała Małgorzata Trofimiuk. Słuchając niemal transowego wywodu Nieprzekupnego o swym życiu „jak w bajce", słuchając oskarżeń, królowa milczy. Ileż zróżnicowanych stanów psychicznych, emocji wyraża spojrzeniem, ruchem ust, sposobem trzymania głowy. To prawdziwa aktorska maestria, na długo pozostająca w pamięci. Wojciech Faruga idealnie obsadził „podwójną" królową, bo zarówno Dorota Furmaniuk jak i Małgorzata Trofimiuk stworzyły jedną postać pod względem charakterologicznym, osobowościowym i emocjonalnym. Tak idealną strukturalnie „transformację" nieczęsto można podziwiać na scenie!
Warto też zwrócić uwagę na symbolikę i funkcjonalność wspomnianej wyżej scenografii, zaprojektowanej przez Wojciecha Farugę, ponownie reżyserującego w Teatrze Polskim w Bydgoszczy. I trzeba stwierdzić, że po trzech latach nieobecności, zademonstrował jeszcze ciekawszy warsztat reżyserski połączony z fantastycznie skomponowaną przestrzenią. Kostiumy Konrada Parola łączące w sobie elementy współczesnej mody z francuskim klasycyzmem oddawały pozycję społeczną postaci, ich wnętrze, przyciągały wzrok kolorystyką. Nie sposób pominąć roli rekwizytów w spektaklu. Chociażby wspomniana książka podarta przez Łudwika XV, czy jajka, znak życia, zjadane w pośpiechu przez Ludwika XVI, w obliczu czekającej go śmierci.
I muzyka! Wielkie brawa dla kompozytorki i wykonawczyni Joanny Halszki Sokołowskiej. Muzyka, pod względem formy, sposobami operowania dźwiękiem jednoczyła się i z czasem, i z przestrzenią epoki Marii Antoniny. Warstwa muzyczna wykreowała świat sceniczny, korelowała z grą aktorską, ze światłem. Potencjał kompozytorski, a głównie głos Joanny Halszki Sokołowskiej to muzyczna opowieść o życiu Marii Antoniny, biegnąca razem z warstwą słowną. Muzyka definiuje emocje, prowadząc królową na szafot.
Po kameralnym spektaklu o rodzinie Beksińskich w reżyserii Michała Siegoczyńskiego, w którym pada stwierdzenie - „po śladach czytać nas będą", „Maria Antonina" jest jeszcze bardziej pogłębioną analizą i interpretacją człowieka oraz świata, w którym żył. I o ile Beksińscy „odtwarzali" w obrazach swoje emocje i życie, tak tutaj, poprzez nie, docieraliśmy do najgłębszych pokładów ludzkich psychik poprzez wyobrażenia innych. Bardzo to ciekawe i inspirujące dla widzów pozostawione teatralne ślady...
Ale, kto wie, czy śladem królowej jednak nie podążył sam pilgrim, bo jako pielgrzym, prawdopodobnie kocha wędrówki w czasie i w przestrzeni w poszukiwaniu ludzkich dusz i miejsc, w których żyły. No, a przede wszystkim dlatego, że przywołał Marię Antoninę do świata żywych.