Wojna czy przyjaźń?
XXIV Międzynarodowy Festiwal Teatralny "Bez Granic"Chyłkiem minął XXIV Międzynarodowy Festiwal Teatralny " Bez Granic ", który od 23 lat organizują animatorzy kultury z Solidarności Polsko-Czesko-Słowackiej - ostatnio wespół z czeskocieszyńskimi towarzystwami - Domem Dzieci i Młodzieży oraz stowarzyszeniem "Edukacja, Talent,Kultura".
Główną nagrodę - " Złamany szlaban " otrzymał - za wyreżyserowany przez Łukasza Czują spektakl Roya Kijia pt. "Komedia obozowa" - Teatr im. Heleny Modrzejewskiej z Legnicy. Laureata wyłoniła publiczność scen cieszyńskich i czesko-cieszyńskich spośród dziewięciu zaprezentowanych spektakli z Polski, Czech i Słowacji.
Spotkania artystów z obu stron beskidzkich groni nie mają tak wysokiej temperatury, jak w latach 90. ub. wieku. Festiwalem żył wówczas nie tylko kulturalny Cieszyn, ale także inne ośrodki teatralne Polski, Czech i Słowacji, z których przybywały nad Olzę liczne grupy studentów teatralnych szkół. Imprezę ożywiały amatorskie czypóbawodowe trupy podczas tak zwanego Hyde Parku czy "festiwalu offo-wego ". Komedianci dominowali na rynkach i ulicach. Widownia biegała z jednej strony granicy na drugą lub okupowała autokar, który kursował między teatrami po obu stronach Olzy. Może nie było jakiejś wielkiej integracji międzynarodowej, choć poznałem wtedy kilku wspaniałych czeskich przyjaciół, jak Trudka Chowaniokova, Ladislav Sliva czy Jirzi Jeżek, ale przynajmniej duże grupy Polaków i nieco mniejsze Zaolziaków czy Czechów integrowały się we własnych gronach przy - zawsze lepszym od polskiego-czeskim piwie.
Wydaje mi się, że w łatach 90., zarówno Czesi, jak i Polacy bardziej chłonęli kulturę sąsiadów niż obecnie. Po ponad dwu dekadach od chwili uzyskania tzw. wolności szczurzy wyścig nagiął nas wszystkich ku ziemi. Sądzę, iż starsze pokolenia straciły zaciekawienie dla kultury - zwłaszcza obcej. Dotyczy to głównie pokolenia, które obalało władzę komunistyczną po obu zboczach Karpat. Bardziej zajmujemy się sobą niż innymi. Myślę także o naszych braciach czeskich. Festiwal stracił na znaczeniu, gdy przestało się nim interesować kierownictwo Teatru Cieszyńskiego w Czeskim Cieszynie, które wymyśliło własną imprezę także pod mianem ,,Na Granicy''. Festivał Divadel Moravy a Slezska, raczej nie preferuje otwarcia kulturowego na wschodni brzeg Olzy. Solidarnościowy festiwal musiał zmienić nazwę na "Bez Granic ". Szczęśliwie zbiegło się to z wejściem Polski i Czech do Unii Europejskiej i otwarciem granicznych mostów. Przypadkiem zmiana nazwy miała swój sens metaforyczny. Festiwal podupadł jeszcze bardziej, gdy przestały przyjeżdżać grupy studenckiej młodzieży, zapomniano o Hyde Parku, a wreszcie nawet o profesjonalnych jurorach.
Ratunkiem byłby powrót do festiwalowych źródeł monograficznych imprez poświęconych granicznym zjawiskom w teatrze. Do tego trzeba jednak mobilizacji wszystkich sił, które kiedyś emanowały energią, a więc zarówno ministerstw kultury, jak i kierownictw teatrów i władz miast i województw - od Ostrawy poczynając przez podzielony Cieszyn i Bielsko-Białą, aż do Katowic. Z własnego doświadczenia wiem, że gdyby władze polityczne chciały, to namówią do włączenia się do odnowy festiwalu także biznesmenów czeskich i polskich -po obu stronach Olzy.
Myślę, że taki festiwal przyjaźni jest nam nadal potrzebny - zwłaszcza po wybudowaniu w Bystrzycy pomnika poświęconego gen. Josefowi Śnejdarkowi, którego żołnierze dobijali polskich jeńców podczas agresji armii czechosłowackiej na rdzennie polskie ziemie wstyczniu I919r. Czyż od wojny o pomnik nie lepsza kulturalna przyjaźń?