Wojna w czasie obiadu

"Szyc" - reż. Ana Nowicka - Teatr BARAKAH w Krakowie

„Szyc” to musicalowa groteska opowiadająca o tytułowej rodzinie. Ale i o miłości, o śmierci, pieniądzach, wojnie, konflikcie pokoleń, o rozpaczy. I tak dalej. Jest wypowiedzią o ludzkiej kondycji, poznawanej przez pryzmat żydowskiego domu.

Pytanie, czy perspektywa w spektaklu Any Nowickiej jest uniwersalna? Małżeństwo Szyców planuje wydać córkę za mąż, a kiedy w końcu to się udaje — po ciężkich pertraktacjach ojca z absztyfikantem — młoda para żeruje na rodzicach. Uczucia i motywacje, mimo że ukazane w groteskowy sposób, są ogólnoludzkie, a o żydowskich korzeniach przypominają rewelacyjne, stylizowane songi Renaty Przemyk, choć i one zdają się dążyć w kierunku diagnoz.

Tutaj bowiem dochodzimy do sedna: ludzie są tylko mięsem — w dodatku mięsem zachłannym, drapieżnym; im bardziej śmierdzącym padliną, tym bardziej toksycznym. Dla duszy nie ma miejsca między żołądkiem a wątrobą. Mięsem jest wciąż głodny, ale „bezzębny", niegroźny już Pephes (Kajetan Wolniewicz). Mięsem jest jego córka, nienasycona Szeprahci (Monika Kufel), wyznająca na scenie miłość do frytek, ale i gotowa bezwzględnie pożreć rodziców. Mięsem jest również młody Czerhes Peltz (Karol Śmiałek), ostrzący sobie zęby na pieniądze Szyców, gotowy pochłonąć w tym celu własne poczucie godności — zbyt ciężkostrawne. Mięsem jest w końcu i Cesia Szyc, karmiąca swoją rodzinę, ale i mająca apetyt na lepsze życie, choć akurat fizjonomia wcielającej się w tę rolę Lidii Bogaczówny nie sugeruje spalającego człowieka nienasycenia.

Fizjonomia aktorów odgrywa bowiem w spektaklu ogromną rolę — ciała zamknięte w ciasnej przestrzeni piwnicy Klezmer Hois miotają się, wirują, tańczą. Wyginają się, marszczą i pocą. Rozmiary sceny podkreślają cielesność, czyniąc ją czymś autentycznym i namacalnym. Ponadto pętają ją, ale — tłamszona tym rozpaczliwiej — wyrywa się poza ramy sceny: aktorzy często poszturchują się lub przemawiają do widowni, przełamując „czwartą ścianę". Postaci włączają widzów w obręb sceny, by odbijać się w ich twarzach, by uczynić ich częścią spektaklu i uderzyć w ich samozadowolenie. Poza pewne granice wydostaje się zarazem niezwykły język sztuki Hanocha Levina, zarazem soczysty i pikantny — jak dobrze przyrządzone mięso. Doskonale komponuje się z biologicznością „Szyca".

Jaka jest zatem diagnoza? Czy „wydrążeni ludzie" powstają jako wynik wiecznie odnawiającej się wojny? Czy jako efekt żarłocznego konsumpcjonizmu? Kiedy dominująca początkowo tonacja komiczna ustępuje powadze, widz wstydzi się wcześniejszego śmiechu, ale czy sprowokuje go to do autorefleksji? Ciężko o nią w rzeczywistości, która sprzedała duszę za kawał mięsa.

Marta Stańczyk
Dziennik Teatralny Kraków
25 czerwca 2013

Książka tygodnia

Teatr, który nadchodzi
Wydawnictwo słowo/obraz terytoria Sp. z o.o.
Dariusz Kosiński

Trailer tygodnia

La Phazz
Julieta Gascón i Jose Antonio Puchades
W "La Phazz" udało się twórcom z "La ...