Wolna Amerykanka

"Versus. W gęstwinie miast", Teatr Nowy w Krakowie

Wolna Amerykanka to jedyne prawo w świecie bez prawa, zasada głosząca brak zasad. Świat widziany przez pryzmat dramatu Brechta to ciągła walka na nieistniejącym ringu, w której nie ma zwycięzców, a ciosy zadawane są poniżej pasa.

"Versus" Radka Rychcika jest okrojoną realizacją dramatu Bertolda Brechta "W gęstwinie miast". Na scenie Teatru Nowego oglądamy losy czwórki bohaterów: bogatego przedsiębiorcy Schlinka (Tomasz Szuchart), biedaka Gargi (Tomasz Nosiński), jego siostry Mary (Natalia Kalita) i narzeczonej Jane (Anna Gorajska).

Spektakl Rychcika zaczyna się długim monologiem na temat zasad i konwencji Wolnej Amerykanki. Ruchy stojącej pośrodku sceny aktorki są sztuczne, przejaskrawione, lalczyne; tak samo jak słowa. Wpatrując się pustym wzrokiem w przestrzeń ponad głowami widowni, aktorka przeciąga wyrazy, cedzi zdania, nienaturalnie akcentuje spółgłoski; zabieg jest wyraźnie obliczony na zmęczenie widza, ale idealnie wprowadza go w reguły panujące w świecie "Versusa..." - kontrast i ciągłą walkę, walkę bez zasad, wolną amerykankę pomiędzy sztucznością i mechanicznością formy, słowa, gestu i wrzącą autentycznością tego, co ukryte pod spodem. Podobna walka toczy się pomiędzy postaciami, a także pomiędzy wypowiadanymi słowami i ruchem im towarzyszącym - brutalna Wolna Amerykanka na oczach widzów wdziera się wszędzie; ilustruje zarówno relacje społeczne, jak i intymne.

Spektakl Rychcika nie jest łatwy w odbiorze; składa się z następujących po sobie poszarpanych, chaotycznych scen o olbrzymiej mocy oddziaływania. Tę niesamowitą siłę wyrazu "Versus..." zawdzięcza przede wszystkim dynamicznej, ciekawej choreografii Dominiki Knapik oraz brawurowej grze młodych aktorów. Mimo sztuczności gestu w spektaklu nie ma udawania i markowania, wykonawcy nie oszczędzają się - brutalność jest prawdziwą brutalnością. W jednej ze straszniejszych scen jedna z aktorek bez litości okłada się dłońmi po twarzy aż policzki staną się czerwone.

Konwencja bezustannej walki jako reżyserowanej rozrywki, od której nie ma ucieczki, uwypuklona jest głównie przez ruch i kostiumy. Podkoszulki oraz bokserki Schlinka i Gargi przywodzą na myśl pojedynek na ringu, bez sędziego, trwający dopóki jeden z nich spektakularnie nie upadnie na deski. Rozmowa między nimi zostaje zilustrowana przez choreografkę popisem sprawności fizycznej, jak gdyby badającym możliwości przeciwnika. Podobnie Mary i Jane, spotykające się w końcu w chińskim burdelu, nawzajem badają i porównują swoje ciała - ramiona, brzuchy, nogi.

Oprócz nieustannej walki klasowej, walki człowieka z człowiekiem bez żadnego konkretnego powodu, nienawiści niczym nieuzasadnionej (ale nie mniej przez to zapiekłej), "Versus..." Radka Rychcika to spektakl także o uczuciach w zdeprawowanym Świecie Wolnej Amerykanki.

Atrofia uczuć ukazana w relacjach między postaciami skontrastowana jest z ciągłą obecnością fizyczności. Obnażenie ciała przychodzi tu zupełnie łatwo, natomiast emocje okazują się nieosiągalne. W jednej ze scen Jane (Anna Gorajska) śpiewa piosenkę Kaliny Jędrusik "S.O.S. Na pomoc ginącej miłości", stojąc zupełnie nago pośrodku pustej sceny - zasłonięte ma jedynie oczy, których prawdziwego wyrazu nikt nie może zobaczyć. Zakochana w Schlinku Mary ze strachu przed bliskością zostaje dziwką, rzucając się w wir bliskości fizycznej, a odbywający się na naszych oczach ślub Gargi i Jane jest niczym więcej jak obrzydliwą karykaturą.

Ciała aktorów (a szczególnie aktorek) stają się w ten sposób czymś w rodzaju animowanych manekinów, które można bez problemu obnażyć, ale będzie to pusta nagość lalki, która nie odsłoni żadnej realnej prawdy, nie naruszy żadnej zasłony intymności. Zaprzężone w mechanizm Wolnej Amerykanki ciała i tak od początku przeznaczone są przecież na nieuchronny przemiał.

Aleksandra Kamińska
Dziennik Teatralny Kraków
19 lutego 2009

Książka tygodnia

Wyklęty lud ziemi
Wydawnictwo Karakter
Fanon Frantz

Trailer tygodnia

Wodzirej
Marcin Liber
Premiera "Wodzireja" w sobotę (8.03) ...