Wolność jak zły sen

4. Międzynarodowy Festiwal Teatralny DIALOG-WROCŁAW

Johan Simons i zespół belgijskiego NTGent stworzyli zabawne i niepokojące studium człowieka, który poszukuje swojej tożsamości. Klasyczny tekst przeplatają obrazy tak surrealistyczne, że nie powstydziłby się ich sam Luis Bunuel

Realną warstwę współczesnej wersji barokowego dramatu tworzy dość prosta bajkowa historia Bazylego - króla Polski, który więzi swojego syna w wieży. Jak mówiła przepowiednia, królewski potomek miał być szerzącym przemoc potworem, który targnie się na życie swojego ojca. Potwierdzały to sny królowej, która zmarła przy porodzie. Zmęczony długoletnim sprawowaniem władzy król postanawia jednak osadzić Zygmunta na tronie, by sprawdzić, czy zła wróżba się spełni. 

Tu kończy się to, co jasne i zrozumiałe: poznajemy matkę Zygmunta, która choć umarła, błąka się po scenie, i zhańbioną służącą, która na scenie tańczy groteskowe flamenco, bądź też udaje niezdarną baletnicę-manekina. Ich dialogi przerywają zabawne piosenki-historyjki śpiewane przez przyglądającego się akcji tenora. Nie jest on jedynym obserwatorem: obok na wydarzenia reaguje sześcioosobowa orkiestra. Na balkoniku przesiaduje latynoski rewolucjonista zaopatrzony w karabin, naboje i portret Fidela Castro.

Świetna gra aktorska i mistrzowskie budowanie napięcia, u którego szczytu aktorzy przerywają swoje dramatyczne rozważania krótką pogodną piosenką, to największe atuty "Życia snem". Johan Simons świetnie dba o szczegół: łączy współczesność z klasyką, kładzie akcent tam, gdzie najmniej się go spodziewamy. Scenografia to barokowe meble, konstrukcja przypominająca krzesło elektryczne czy plastikowe krzesła ogrodowe. Widzimy też wypchane lisy, obok nich leżą upiorne manekiny bez głów.

"Życie snem" to opowieść o sile sprawczej myśli. Król, który z powodu mrzonek i własnego strachu musiał zwalczyć w sobie miłość do swojego syna, sam stworzył potwora. To też przewrotna historia tyranii, którą rewolucjonista piętnuje, lecz jego rebelia nie jest niczym innym jak krwawymi rządami. Jednak najważniejszą warstwą spektaklu są oniryczne rozważania. Bohaterowie nie wiedzą, co w ich życiu jest iluzją, a co rzeczywistością. Poszukują prawdziwych wartości, własnej tożsamości, wolności. Poukładany świat, którego trzymają się kurczowo, ostatecznie się rozpada. Każdy z nich parę razy odradza się w nowym wcieleniu, które także nie jest satysfakcjonujące. Im bardziej wierzą w kolejne wersje świata, tym bardziej ułudny on się okazuje. To także trafna metafora stanów naszej świadomości, które bezustannie się zmieniając, wymykają się wszelkiej klasyfikacji. 

Simons stworzył opowieść, która odbiera widzowi grunt pod nogami. Jego odrealnione obrazy wnikają głęboko i choć reżyser rozśmiesza, zasiewa też wątpliwość: chwile, które wydają nam się pełnią wolności, okazują się najgorszą niewolą.

Pedro Calderón de la Barca "Życie snem" , reżyseria Johan Simons; NTGent, Belgia

Katarzyna Kamińska
Gazeta Wyborcza Wrocław
11 października 2007

Książka tygodnia

Małe cnoty
Wydawnictwo Filtry w Warszawie
Natalia Ginzburg

Trailer tygodnia