Wpływ architektury współczesnej na jednostkę

Co ta architektura ma sobą prezentować, jakie ma znaczenie, a co najistotniejsze, jakie uczucie ma ona za zadanie budzić w człowieku?

Centrum Warszawy usłane jest, monumentalnymi, szklanymi drapaczami chmur, prześcigającymi się wzajemnie w wielkości, wysokości i architektonicznych nowatorskich rozwiązaniach... Pytanie tylko po co i w jakim celu trwa ten wyścig?

Pierwsze pytania nie są nazbyt zagadkowe, odpowiedzi nasuwają się same, od prestiżu danej korporacji po pokazanie jej siły, znaczenia, podobnie ma samo miasto, w którym owe wieżowce się mieszczą, wszakże są miłe dla oka, tworzą piękną panoramę i po części świadczą o kosmpolityczności, rozwoju jak i możliwościach, które oferuje nam dane miejsce. Są w pewnym sensie wyznacznikiem rangi aglomeracji, czasami wręcz stają się wizytówkami dzisiejszych miast, jak chociażby Sky Tower we Wrocławiu, czy Złota 44 w Warszawie.

Drapacze chmur i współczesna biznesowa zabudowa ma wspólny mianownik z stylem totalitarnym, czy brutalistycznym, mianowicie ma ona za cel przygniatać człowieka swoim ogromem i ciężarem, pokazać mu jak mały jest on wobec całej machiny, w której bądź co bądź zmuszony jest uczestniczyć jak i dbać o to by jej mechanizmy działały prężnie na ile to tylko możliwe. Cel sam w sobie pozostaje niezmienny, zmieniają się jedynie materiały, styl i rozróżnienie, że kiedyś owy balast nakładało państwo, dziś natomiast robią to międzynarodowe korporacje, praktycznie w każdym większym mieście na świecie. Jednocześnie jest to zbywane milczeniem, a w biurowcach gdzie nieustannie panuje wyścig szczurów, mało kto potrafi się choć na chwilę zatrzymać i zastanowić nad tym, czy czuje się wyalienowany, wyobcowany przez otaczające go zewsząd szklane bryły, z wysokimi sufitami, czy olbrzymimi, przepastnymi lobby, z których wycieka przepych i luksus, który ma w określony sposób na niego zadziałać, wywołać określony afekt i efekt. Jednak każdy jest ślepo zapatrzony, każdy podąża w swoją stronę czy to do swojej windy, czy to do swojego biura. Lecz jak architektura ma wtłaczać jednostkę jeszcze głębiej w korporacyjną maszynerię?

Kompozycja i styl współczesnych szklanych domów ma budzić niezdrową ambicję, zazdrość, chęć bycia na co raz to wyższym, lepszym, bardziej prestiżowym piętrze, czy stanowisku w nadziei na wpasowanie się do całej korporacyjnej drabiny na którą z początku patrzymy przerażeni z samego dołu. Chcemy być godni, chcemy być w stanie wejść na nią i stale się po niej wspinać, bo przez wszechogarniający ogrom wylewającego się luksusu i majestatyczną reprezentację nowoczesnych gmachów, czujemy się zbyt mało istotni, bądź wybrakowani. Jednakże były to moje subiektywne przemyślenia i odczucia, które dość zaskakująco pojawiły się gdy składałem dokumenty w jednej z większych firm mających siedzibę na Warszawskim śródmieściu. Co zabawne zawsze uważałem się za osobę liberalną rynkowo i to w dość zdecydowany sposób. W korporacji wytrzymałem zaledwie dwa dni.

W ową architektoniczną grę zostaje wciągnięty również szary przechodzień, który może zachodzić w głowę, jak to jest pracować w takim miejscu, w tak drogiej dzielnicy, w tak olbrzymim gmachu dla tak olbrzymiej korporacji? Jego również ma to kusić, do niego również ma to przemawiać, w ten sam sposób co do pracownika. Wydźwięk architektury ma pozostawać taki sam dla każdego szarego człowieka. Zostaje w to wciągnięte całe miasto, centrum biznesowe jest i ma być widoczne z każdej strony, zarówno w dzień jak i w nocy. Mimo to z daleka traci ono swoje afektywne działanie, pozostają wtedy jedynie bądź co bądź dość przyjemne walory estetyczne w postaci miejskiej dżungli, dżungli o której nie da się zapomnieć przebywając choćby i na drugim krańcu metropolii. Ma też ona swoje pozytywne strony, już La Corbusier zresztą słusznie postulował budowanie miast w górę, zamiast w szerz, w zamyśle była również (może i dalej jest, kto wie?) energooszczędność jednakże, zmiany klimatu jak i zwiększająca się ilość słonecznych dni, zamieniają szklane molochy w szklarnie.

System kapitalistyczny również nie jest bez wad, jeśli chcesz się w niego odpowiednio wpasować musisz być konformistyczny, gotowy dla poświęceń, niejako głodny pracy, co jest czystym absurdem. Dalej gdzieś w tle żywy pozostaje motyw brzmiący: żyjesz by pracować zamiast: pracujesz, aby żyć, co dla młodych ludzi jest normalnością, na którą poprzez wyżej wymienione rzeczy co raz rzadziej przystają. Dostają wymagania więc również je stawiają, równocześnie, niektórych pracodawców, dalej to niemożebnie zadziwia wprawiając ich w osłupienie, które nie powinno mieć miejsca, bowiem dwie perspektywy patrzenia na świat to zwyczajnie dwa różne światy. Tylko który z nich jest bardziej ludzki i humanitarny? Młoda osoba nie odda się pierwszej lepszej pracy, nie wiąże z nią życia, nadziei, przyszłości, chce jedynie żyć nieco lepiej, a nie jest to możliwe bez środków do życia, więc szuka ona pracy, bardziej z przymusu niż chęci, by podnieść poziom swojej egzystencji, nie by ten poziom degradować.

Osiem godzin dziennie, z jedną przerwą na cały ten czas, z oczekiwaniami szefostwa na barkach, szefostwa, które nie zdaje sobie sprawy jak to jest być szeregowym pracownikiem, a wie jedynie jak wymagać i maksymalizować zyski, jednocześnie obchodząc wszelkie przepisy czy prawa pracownicze. Godzina u psychologa czy psychiatry kosztuje dziś mniej więcej trzysta złotych, czyli nieco ponad 13 godzin pracy dla studenta poniżej 26 roku życia.

Wymagania korporacji i systemu rosną, warunki dla ludzi są w niemym bezruchu, zmieniane są jedynie pojedyncze elementy w momencie, w którym potrzebne są zmiany całej konstrukcji, z której budowy każdy przymusowo zaangażowany nonkonformistyczny, nihilistyczny, czy absurdalny delikwent jest wydalany, bądź spada samemu nie mogąc się wpasować.

Antoni Markiewicz
Dziennik Teatralny Warszawa
6 października 2023

Książka tygodnia

Małe cnoty
Wydawnictwo Filtry w Warszawie
Natalia Ginzburg

Trailer tygodnia