Wrona na deskach
"Wroniec" - reż. Jerzy Bielunas - Teatr Kamienica w WarszawieWidzowie bydgoskiego Festiwalu Prapremier odbyli w czwartek podróż. Cel: Polska stanu wojennego. Musical "Wroniec" warszawskiego teatru Kamienica dobrze oddał świat prozy Jacka Dukaja. Bajkowe ujęcie nie odjęło spektaklowi politycznego pazura
Jacek Dukaj, uznawany za następcę Stanisława Lema, postanowił napisać bajkę o stanie wojennym. "Wroniec" opowiada historię siedmioletniego chłopca Adasia, którego rodziców, małą siostrzyczkę i babcię porywa tytułowy Wroniec.
Na scenie czarne skrzydła z pozszywanych kawałków tkanin, krwistoczerwony dziób i pazury przytłaczają ogromem. To tytułowy Wroniec, uosobienie WRON (Wojskowej Rady Ocalenia Narodowego, rządzącej Polską w stanie wojennym). Miasto, na które "opadła noc", opanowali Milipanci, Bubeki i Złomoty, a w Wieży Wrońca zasiada wielogłowy Pan Członek.
Adaś (lalka animowana przez Kamila Króla i obdarzona głosem Marty Ledwoń) ratuje swoich bliskich z pomocą twardego robotnika Pana Betona (tą rolą Emilian Kamiński jakby dopowiada swój brawurowy "Bluzg" na generała Jaruzelskiego).
Scenografia przedstawienia współgra z językiem sztuki. Autentyczne rekwizyty, takie jak milicyjne hełmy, pałki i tarcze łączą się z umownymi, wykonanymi z drutu karabinami czy rzucanymi w tle wideoprojekcjami, symbolizującymi np. rozbijanie demonstracji przez ZOMO. Miasto ukazane jest jako ekspresjonistyczna wycinanka z tektury.
Aktorzy mają tu do wykonania wiele zadań. Często zmieniają maski (jak w świetnej sekwencji spotkania opozycjonistów w kościele, gdzie Grzegorz Pawlak jest Michnikiem, Bartoszewskim i natchnionym księdzem). Za sprawą dobrych głosów wykonawców efektownie brzmią piosenki skomponowane przez Mateusza Pospieszalskiego - na ogół wpadają w ucho, choć w środkowej części spektaklu jest ich nieco za dużo, tworzą zbyt gęstą zbitkę. Muzyka ma surowy, mocno rockowy odcień, nawiązujący do początków polskiej Nowej Fali.
"Wroniec", choć w zamyśle skierowany do młodych widzów, nie jest uproszczoną opowiastką z morałem. Nie ma tu ostrych jak brzytwa podziałów na czerń i biel. Wujek głównego bohatera okazuje się donosicielem, którego dręczy sumienie. Drogi opozycjonistów, nawet tego "najoporniejszego", który siłą rzeczy musiał być... elektrykiem, bywają dziwnie zbieżne z drogami przedstawicieli władzy. Nawet monstrualny Pan Członek na moment zdejmuje maskę i przemawia ludzkim głosem. Adaś, rówieśnik dzisiejszych trzydziestoparolatków, żeby odzyskać rodzinę i wrócić do oglądania bajek w telewizji, musi zawrzeć pakt z Wrońcem. Podpisuje cyrograf, bo wprawdzie walka walką, ale życie życiem.
Spektakl Jerzego Bielunasa nie rozlicza przeszłości, nie feruje wyroków. Chce przede wszystkim opowiedzieć pasjonującą historię. Na tym poziomie udaje mu się to doskonale. A że dodatkowo skłania nas do refleksji nad nami samymi? Tym lepiej dla spektaklu i dla nas!