Wrzesień, 2018

W Trzech Zdaniach

Po blisko 40 latach nauczania w Akademii Teatralnej zostałem, podobnie jak znaczna część starszej kadry profesorów, pozbawiony etatu, a zaproponowano mi godziny zlecone. Dobry teatr był zawsze zjawiskiem wielopokoleniowym i myślę, że uczenie teatru powinno być podobne, ale studenci domagają się, aby ich pedagogami byli młodzi artyści, niedawni absolwenci, a część władz uczelni podziela ten pogląd. Swoisty populizm, a nie względy ekonomiczne, ani programowe (jeśli – to nad wyraz jednostronne) powodują, że tak trudno jest mi rozstawać się z moją ukochaną profesją – pedagogiką.

***
Once, upon the time, czyli dawno temu młode amerykańskie (i nie tylko) aktoreczki godziły się na seks z reżyserami i producentami filmowymi w nadziei, że pomoże im to w karierze (często nie bez racji). Dzisiaj, gdy narody i społeczeństwa zaczęły rygorystycznie przestrzegać zasad moralnych (ha!, ha!) starsze już panie pod wodzą feministek z furią zaatakowały starszych już panów o niecne wykorzystywanie ich ciał w przeszłości, przypominając sobie przy okazji co pikantniejsze szczegóły. Zapanowała powszechna moda na śledzenie przypadków nie tylko molestowania seksualnego, ale i mobbingu, czy stalkingu, czego przykładem jest u nas sytuacja związana ze Stowarzyszeniem „Szlachetna Paczka".
***
Tzw. ustawa Gowina daje uczelniom spory margines swobody w wyborze kształtu organizacyjnego, dlatego rektorzy, senaty i inne uczone gremia zastanawiają się jaki wariant przyjąć. Najbardziej radykalny (chyba niefortunnie) zaproponował rektor warszawskiej Akademii Teatralnej z likwidacją wydziałów i dziekanów, co daje mu praktycznie nieograniczoną władzę w zakresie planowania procesu nauczania i polityki kadrowej na każdym kierunku. Jeśli w przyszłości Akademią rządziłby teoretyk (choćby krytyk), również miałby prawo decydować kto i jak będzie uczył np. reżyserów, co dla mnie oznacza koniec sprawdzonego od dziesiątek lat modelu kształcenia twórców teatru.
***
Chciałoby się, żeby po 43. Festiwalu Filmowym w Gdyni pozostało przede wszystkim wspomnienie niezwykle wysokiego poziomu prezentowanych na nim filmów, a tu proszę, pozostaną w pamięci przykłady tchórzostwa, głupoty i służalczości. Z opóźnionej o blisko pół godziny transmisji (TVP Kultura) jakiś nadgorliwiec wyciął, niewinny zresztą, żart Wojciecha Smarzowskiego związany z prezesem Kurskim (potępił takie działania cenzorskie), jaki reżyser wypowiedział odbierając nagrodę specjalną jury dla swojego filmu „Kler", zaś szefowie Radia Gdańsk postanowili nie wręczać w tym roku tradycyjnej nagrody Złotego Klakiera (za najdłuższe oklaski po projekcji), która powinna przypaść wspomnianemu obrazowi. Przykładu ludzkiej małości dopełniają władze Ostrołęki, które postanowiły nie dopuścić „Kleru" do miejscowego kina, a już mówi się o innych miastach.
***
Prawdy się nie zatupie – jeszcze o „Klerze": na czym polega, że argumenty jego zaciekłych wrogów są bełkotliwe? Na tym, że dobry i poruszający film fabularny przeważnie opiera się na fikcyjnym scenariuszu (tym różni się od dokumentu), ale stanowi uogólnienie ważnego tematu, często celowo wyjaskrawionego, w przeciwnym razie byłby wyłącznie apologią rzeczywistości. Rzecz w tym, że „Kler" ośmielił się poruszyć problem głębokiego kryzysu w kościele katolickim, który wszyscy widzimy (stąd rzęsiste brawa po projekcji), i z którym w wielu krajach walka jest dozwolona i konsekwentnie prowadzona, u nas – jak widać – nie!
***
Na mistrzostwach świata siatkarzy Polska walczy ze zmiennym szczęściem, ale przedostała się do szóstki najlepszych drużyn. Zaczęło się rewelacyjnie, od serii zwycięstw (ale nad drugo-trzeciorzędnymi drużynami), co nie najmądrzejsi dziennikarze okrzyknęli jako zapowiedż złotego medalu, potem było już gorzej, bo zaczęliśmy spotykać się z drużynami pierwszoligowymi. Po porażkach z Argentyną i Francją na szczęście wygraliśmy z Serbią i znowu dziennikarze dostali „bzuma" z radości, a przecież rozmiar serbskiej porażki powinien zmusić ich do refleksji na ile była ona obrazem rzeczywistej słabości sportowej, a na ile wynikała z okoliczności pozasportowych, taktycznych lub koniunkturalnych (zobaczymy jaki będzie dalszy przebieg turnieju).
***
W Krakowie zamknięto na rok jedną z centralnych arterii miasta – ul. Królewską – do kapitalnego remontu torowisk i nawierzchni. Rzecz w tym , że duża część miasta jest rozkopana (choćby ulice w Kurdwanowie), praktycznie nie kończą się prace prowadzone przez PKP, niedrożne są wiadukty i tunele, budowane nowe nasypy, a na uliczkach, które powinny stanowić objazdy dla Królewskiej tu i ówdzie trwają jeszcze jakieś działania drogowców. Gdybym był prezydentem Krakowa urzędnicy odpowiedzialni za planowanie inwestycji i rozliczający terminy ich zakończenia dawno by dla miasta nie pracowali, albo musieliby pracować lepiej, bo szkodzą jego mieszkańcom, wykazując całkowity brak wyobraźni.
***
Ojkofobia nie jest terminem medycznym, a została zdefiniowana przez brytyjskiego filozofa, Rogera Scrutona w kategoriach politycznych i przypisana środowiskom lewicowym oraz liberalnym. O ową patologiczną nienawiść do własnego narodu i własnej kultury połączoną z uwielbieniem innych systemów wartości została oskarżona część polskich sędziów przez Jarosława Kaczyńskiego, podczas konwencji wyborczej PIS-u w Olsztynie. Na ziemi warmińsko-mazurskiej, przy rozstrzyganiu sporów o własność w skomplikowanych procesach polsko-niemieckich, ci źli Polacy powinni kierować się patriotyzmem i naszym narodowym interesem, a nie literą prawa (tak jakby nie było Wspólnej Europy)... ufff!
***
Po kilkunastu miesiącach dochodzenia w sprawie niegospodarności w Łaźni Nowej krakowska prokuratura postawiła podobne zarzuty dyr. Bartoszowi Szydłowskiemu. Jest prawdą, że przyspieszenie postępowania, po tak długim czasie, może wzbudzić podejrzanie o tendencyjną zbieżność ze zbliżającymi się wyborami samorządowymi, ale trzeba też dodać, że indywidualne osiągnięcia artystyczne oraz sukcesy podległej instytucji nie mają tu nic do rzeczy i dlatego obrona przez atak, którą podjął dyr. Szydłowski, zamiast polemiki merytorycznej, nie wydaje mi się najrozsądniejsza (chyba, że czuje się tak pewnie!). Prawie dwadzieścia lat zarządzania teatrami nauczyło mnie pokory, wiem jak łatwo popełnić administracyjny czy finansowy błąd i jak łatwo stanąć przed rzecznikiem dyscypliny finansów publicznych, co – zdaje się – zostało dyr. Szydłowskiemu oszczędzone.
***
Każdy ma swoje K2, każdy wspina się jak może, dopóki może i gdzie może, a są tacy, dla których już samo opuszczenie domu stanowi nie lada wyzwanie. Zielone (od koloru kurtek) niepełnosprawne ludziki pokonujące Kopiec Kościuszki na wózkach, o kulach, z laskami, lub o własnych siłach oraz towarzyszący im himalaiści, goprowcy, lekarze, wolontariusze, sympatycy (choćby Joasia Kulig), a na ich czele człowiek legenda, Janusz Świtaj, potem Krzysztof Globisz i pani prezes Anna Dymna – to był widok, który na długo pozostanie w pamięci. Fundacja „Mimo Wszystko" ma już 15 lat i z tej okazji zorganizowała tą niezwykle wzruszającą ekspedycję (której również Pan Bóg był przychylny, bo zapewnił wspaniałą pogodę), po to, aby „wspinacze" mogli zapomnieć o własnych niemożnościach, sięgnąć wyżej, pokonać siebie, wreszcie dzielić się sukcesem w atmosferze wspólnego święta.

Krzysztof Orzechowski
Dziennik Teatralny
29 września 2018

Książka tygodnia

Białość
Wydawnictwo ArtRage
Jon Fosse

Trailer tygodnia