Wskrzeszenie Łazarza

"Zbrodnia i kara" - Teatr Telewizji - reż. A. Wajda

Premiera "Zbrodni i kary" Andrzeja Wajdy odbyła się w 1984 roku. Fakt, że spektakl możemy oglądać dzisiaj (m.in. poprzez dołączenie nagrania do najnowszego wydania książkowego "Zbrodni i kary") to świetna okazja, nie tylko do nadrobienia teatralnych zaległości, ale i przekonania się, że teatr po tylu latach wciąż może być silny, emocjonalny i stawiający ważkie, uniwersalne pytania.

Wajda czyta Dostojewskiego poprzez motyw „wskrzeszenia Łazarza”, wewnętrznej walki bohatera z sobą samym, dążenia do rehabilitacji, zmierzenia się z próbą okiełznania popełnionej zbrodni. Ukazana jest dążność bohatera do przyznania się w sobie do grzechu, nie tylko w aspekcie popełnionego morderstwa, ale czytanego szerzej- poprzez próbę zrewidowania zła, przezwyciężenia czynu, czyli gniewu przeciw Bogu. Dlatego też Wajda przedstawia właściwie kilka scen z książki Dostojewskiego, usuwa wszelkie poboczne postaci. Ważny jest Raskolnikow i ci, którzy zaważyli na jego drodze- sędzia śledczy Porfiry i Sonia. Porfiry jest niejako jego wyrzutem sumienia, udręką, która zmusza go do wewnętrznego wysiłku. Poprzez postać Soni zaś ukazana jest próba odczytania „Zbrodni i kary” poprzez metafizykę mistyczno-religijną. Połączenie owej psychologizacji i chrześcijańskiej drogi wiary w transgresję tworzy spektakl słusznie określany „wstrząsającym teatrem sumienia”.

Ukazanie drogi, którą przebywa bohater ku przyjęciu cierpienia, rozpoczyna się od rozmowy z sędzią. Od razu zostajemy wprowadzeni w akcję, nie ma ukazanego zabójstwa, zaczątków choroby, rodzinnych zależności bohatera- jest cierpienie jako skutek popełnionego grzechu. Postać ujmowana jest tu w sytuacjach ogromnej skrajności. Dialogowana akcja, opierająca się w głównej mierze na niesamowitej ekspresji dwóch aktorów- Jerzego Radziłowicza w roli Raskolnikowa i Jerzego Stuhra jako Porfirego, jest emocjonalnie i fabularnie sprzężona. Ważne jest także  to, co „pomiędzy”. Możemy to zauważyć w grze aktorskiej- w rozwoju emocjonalnego rozedrgania, niepewności słuszności czynu jednego bohatera, rosnącej kosztem pewności tego drugiego. Każda kolejna rozmowa bohaterów, odbywająca się po upływie jakiegoś czasu, jest odbiciem zmian, które zaszły w tej psychologicznej rozgrywce. To jednak wynik nie tylko konfrontacji. Ta bowiem jest zaledwie impulsem do rozwoju samoświadomości, która jak możemy się domyślać, (gdyż nie ma zarysowanej czasowej perspektywy) rozgrywa się pomiędzy rozmowami.

Trudno jednoznacznie powiedzieć, jakim kluczem chciał Wajda przeczytać Dostojewskiego. Zakończenie spektaklu, wspomnianym już wcześniej, odczytanym z Biblii fragmentem o wskrzeszeniu Łazarza sugeruje istotę metaforyki biblijnej, a więc zapowiedź zmartwychwstania poprzez wiarę. Postać Soni i miłość ku niej, a może nawet bardziej jej miłość, prowadzi do przyznania się do grzechu. To prowadzenie do człowieczeństwa, a co za tym idzie- zbawienia. Jednakże nie sposób nie zauważyć wpływu Porfirego, jego rozmów, odbywających się na trudnej do sprecyzowania granicy psychologicznego szantażu. Zwłaszcza istotna jest ostatnia z nich, w której sędzia doradza Rodionowi wyznanie swojej winy, a gdy ten odmawia, sugeruje nawet samobójstwo. Wydźwięk tej trudnej i decydującej rozmowy można by zawrzeć w stwierdzeniu, że to cierpienie i jego akceptacja są niezbędne do zbawienia. To właśnie miałoby oznaczać przyznanie się do winy. Obie postaci, towarzyszące w rozterkach Rodiona, choć w odmiennym charakterze i roli, dążą do zakończenia drogi ewolucji bohatera w jednaki sposób.

Bardzo istotna jest także w przedstawieniu scenografia, na nagraniu filmowym widoczna i znacząca być może jeszcze bardziej niż w rzeczywistości. Obdrapane ściany, brudne okna oddają atmosferę grozy i demonizmu, a także tłoczącego się brudu moralnego. To jakby przestrzeń Kafkowskiego świata, w którym skazy i zanieczyszczenia moralne oddane są za pomocą takiegoż wnętrza. Zaduch i smród, który zdaje się wypełniać tę sceniczną przestrzeń, sprzyja także chorobie nerwowej, szaleństwu. Wzmacnia to atmosferę przedstawienia, ową gęstość emocjonalną, która sprawia, że pomimo zdialogizowanej i dość statycznej akcji, nie można oderwać oczu od aktorów. To przedstawienie oddziaływujące nie tylko psychologicznie i emocjonalnie, ale wręcz proponujące wspólny przegląd sumienia. Jest to teatr spełniający jedno z najtrudniejszych jego zadań, stawiający poważne wyzwania, dające jednocześnie najwięcej satysfakcji.

Magdalena Urbańska
Dziennik Teatralny Kraków
8 marca 2008

Książka tygodnia

Teatr, który nadchodzi
Wydawnictwo słowo/obraz terytoria Sp. z o.o.
Dariusz Kosiński

Trailer tygodnia