Wskrzeszenie Przybyszewskiego

"Gody Życia" - reż. Iwona Kempa - Teatr im. Wilama Horzycy w Toruniu

"Gody życia" to, jeśli chodzi o problem, marne popłuczyny po "Annie Kareninie". Utwór grafomański, którego forma nie przetrwała próby czasu. I nie tylko zresztą forma. Dzięki bogu Iwona Kempa uwspółcześniła język Przybyszewskiego i dokonała potężnych skrótów tekstu, dziś już w oryginale niestrawnego

Co nie znaczy wcale, że to, co zobaczyliśmy na scenie, choć w dzisiejszym kostiumie i uniwersalnej oprawie, jest dla współczesnego widza aktualne. Inaczej w naszych czasach wygląda struktura rozbitej rodziny. Socjologów i psychologów zajmuje ostatnio model rodziny patchworkowatej. Gdzie dzieci posiadają rodzeństwo przyrodnie ze strony matki i ze strony ojca, które z kolei ma inne rodzeństwo przyrodnie… I choć te łańcuchy bywają niekiedy dość długie, wszystkie rodziny żyją w przyjaźni. Tymczasem nam pokazano wczoraj dramat z epoki naszych dziadków, a może nawet pradziadków. Do współczesności mający się mniej więcej tak, jak „Marta” Orzeszkowej czy „Janko Muzykant”.

Nowoczesna jest natomiast i ciekawa konstrukcja samego przedstawienia. Postaci często pojawiają się na scenie niepostrzeżenie, jakby przywoływane w pamięci, czy w wyobraźni…Niektóre wydarzenia dookreślane są tylko ruchem. Struktura to pomimo skrótów jasna, przejrzysta, zwarta. Bez zbędnych ozdobników, koncentrująca uwagę widza na warstwie psychologicznej, na aktorstwie…

Najmniej ciekawie prezentuje się tu niestety główna bohaterka. Hanka, kreowana przez Mirosławę Sobik. Postać statyczna, od początku do końca grana mniej więcej na tym samym poziomie emocji i podobnymi środkami. Nie pomaga jej też kostium, ani fryzura. Kiedy mówi, że dla mężczyzn jest tylko przedmiotem pożądania, naprawdę trudno jej uwierzyć. Co więcej, aktorka ma nienajlepszą dykcję, co w tak dużej roli jest dla widza trochę męczące.

Rewelacyjnie natomiast postać Bielskiego kreuje Jarosław Felczykowski. W tej roli zawarte jest wszystko, co czuć może odrzucony, choć stale jeszcze kochający mężczyzna a zarazem ojciec starający się, w jego pojęciu, zadbać przede wszystkim o dobro dziecka. Kiedy dochodzi do spotkania z byłą żoną, próbuje być chłodny i oschły, w pewnym momencie dochodzi jednak do głosu czułość, która już za chwilę zamienia się w złość. Przez kilka minut Felczykowski mówi nam, i to nie słowami, o dramacie swojej rodziny tyle, że zaczynamy patrzeć na jej sytuację z zupełnie innej perspektywy.

Przekonująco brzmią też, dzięki wiarygodnej grze Kariny Krzywickiej, argumenty Wandy, siostry Hanki. Te dwie postaci sprawiają, że racje Hanki w oczach widza słabną.

Ciekawie rozwija postać Drwęskiego Sławomir Maciejewski. Na początku nie dostrzega problemu Hanki, potem podchodzi do sprawy bardzo egoistycznie, by wreszcie zrozumieć tragedię swojej kochanki. Tę ewolucję odzwierciedlają odpowiednie środki wyrazu. 

Interesująco w roli Stefanii przedstawiła się toruńskiej publiczności występująca gościnnie na deskach Teatru Wilama Horzycy Aleksandra Bednarz. Kiedy pojawia się, na scenie aż iskrzyć zaczyna od autentycznych emocji. Gra bardzo ekspresyjnie i wiarygodnie. Oryginalnie wymyślono w przedstawieniu postać Obłąkanej. Zasługa to reżyserki, autorki kostiumów, a przede wszystkim samej wykonawczyni, Ewy Pietras. Znakomitym tłem i klamrą spinającą emocje postaci jest w tym przedstawieniu dynamiczna, budująca napięcie, chwilami wibrująca, ostra a zarazem harmonijna muzyka Bartosza Chajdeckiego.

No i scenografia. Prosta, zabudową ścian kojarząca się z pułapką, jaką dla głównej bohaterki stały się miłość i uczciwość.

Anita Nowak
Teatr dla Was
29 marca 2011

Książka tygodnia

Białość
Wydawnictwo ArtRage
Jon Fosse

Trailer tygodnia