Wspaniały reżyser, uwielbiany pedagog
Bogdan Hussakowski - sylwetka5 listopada zmarł BOGDAN HUSSAKOWSKI, aktor, reżyser, pedagog, dyrektor teatrów. Odszedł kolejny ważny człowiek dla Krakowa i dla polskiego teatru. Pogrzeb Bogdana Hussakowskiego odbędzie się dzisiaj o godz. 12 na Cmentarzu Podgórskim.
Uwielbiany przez studentów, bardzo ceniony w środowisku, wieloletni dyrektor scen Łodzi i Opola, a także Teatru im. J. Słowackiego w Krakowie, związany przed laty ze Starym Teatrem, Teatrem Ludowym i do ostatnich chwil z krakowską PWST. Był mistrzem w realizowaniu spektakli kameralnych tak na deskach teatralnych, jak i w Teatrze Telewizji. Współpracował m.in. Anną Polony, Teresą Budzisz-Krzyżanowską, Jerzym Trelą, Janem Nowickim, Jerzym Nowakiem.
Zmarłego wspominają:
HANNA BIELUSZKO, aktorka
- Był moim ukochanym dyrektorem i reżyserem czasów łódzkich, bo właśnie do Łodzi, do Teatru im. Jaracza powędrowałam po ukończeniu krakowskiej PWST. Szefował temu teatrowi Bogdan Hussakowski. I robił to wspaniale, choć, jak każdemu, zdarzały mu się momenty niesprawiedliwości wobec aktorów. Kiedy zwariowałam i odeszłam robić "karierę" do Warszawy, gdzie artystycznie poległam, to właśnie Bogdan podał mi rękę i kazał wracać do Łodzi. Aktorstwa uczyłam się od Bogdana, grając sporo w jego łódzkich przedstawieniach. Potrafił znakomicie pracować z aktorem, pewnie dlatego, że sam był nim z wykształcenia. Potrafił z nami rozmawiać. Praca z nim była wspaniała, odkrywcza, dowcipna. Był niezwykle inteligentnym człowiekiem, znakomitym nie tylko dyrektorem, ale i kolegą. Kiedy obejmował dyrekcję "Słowackiego", pojechaliśmy, z miłości do ukochanego dyrektora, wraz z moim mężem Jurkiem Światłoniem i całą wielką grupą do Krakowa. Bogdan to był fantastyczny dyrektor, reżyser, człowiek. Takich dziś coraz mniej.
EWA KUTRYŚ, rektor krakowskiej PWST, reżyser
- Bogdana znałam wiele lat, bardzo ceniłam i lubiłam. Wspaniały człowiek. Skończył Wydział Aktorski w naszej szkole i już w 1967 roku zaczął pracować na tym wydziale jako asystent. Pracował do 1975 roku, potem była przerwa i wrócił do szkoły w 1986 roku wykładami na Wydziałach Aktorskim i Reżyserskim. Był świetnym pedagogiem, mimo że po wylewie miał duże kłopoty z mówieniem. W tym czasie napisał list do studentów, w którym opisał sposób porozumiewania się z niepełnosprawnym pedagogiem. To coś genialnego: precyzyjne kilkuzdaniowe komendy, które były właściwie mottem jego pracy pedagogicznej. Od zera uczył się komunikować ze studentami, a oni z nim. Studenci nie tylko go uwielbiali, ale i cenili. Człowiek o niezwykłej odpowiedzialności. Koledzy wykładowcy w szkole twierdzili, że "Husio" jest najpełniej sprawnym pedagogiem wśród wszystkich belfrów. Był prawdziwy, szczery, nigdy nikogo nie grał.
MIKOŁAJ GRABOWSKI, dyrektor Narodowego Starego Teatru, reżyser
- Bogdanowi zawdzięczam bardzo wiele. Kiedy był dyrektorem teatru w Łodzi, zaufał młodemu, początkującemu reżyserowi, jakim wówczas byłem, pozwalając mi zrealizować w jego teatrze m.in. "Pamiątki Soplicy" i "Trans-Atlantyk". Być może nikt inny nie zaryzykowałby tych tytułów z początkującym reżyserem. Kiedy objął dyrekcję Teatru im. Słowackiego zgodził się, bym zrobił m.in. "Obywatela Pekosia" czy "Opis obyczajów II". Był człowiekiem niezwykle otwartym na nowe propozycje, nawet najbardziej szalone i najdziksze. Awangarda w myśleniu o teatrze była mu bliska. Był fantastycznym dyrektorem, jednym z najlepszych tego pokolenia w Polsce. Mimo skutków choroby, nadal uczył. I robił to znakomicie. Jego zajęcia i egzaminy dyplomowe były zawsze na bardzo wysokim poziomie. Na zawsze zachowam Bogdana we wdzięcznej, serdecznej pamięci.
Nie potrafię i nie chcę mówić o Bogdanie w czasie przeszłym. Bardzo go lubię, jest jednym z moich najbliższych przyjaciół w zawodzie, w szkole teatralnej i w życiu. Pracowałem z nim wielokrotnie, robiłem opracowania muzyczne do jego spektakli. To jest ktoś strasznie ważny w moim życiu. Jego serdeczność dla wszystkich była nadzwyczajna. Studenci go uwielbiali, mimo ciężkiej choroby pracował z nimi do końca. Jeszcze we wrześniu brał udział we wszystkich egzaminach wstępnych na reżyserię. Już wtedy coraz bardziej cierpiał, miał kłopoty z chodzeniem. Nie mogę sobie wyobrazić, że nie spotkam go w szkole, w Teatrze Nowym. Że w moim komputerze nie pojawi się już e-mail od niego. Że nie pogadamy o życiu, sztuce, że nie będziemy już dowcipkować - jakież on miał cudowne poczucie humoru, także na własny temat. Miał mnóstwo planów artystycznych. Czy to możliwe, że już go nie ma?
JERZY NOWAK, aktor
- Z Bogusiem autentycznie przyjaźniliśmy się od wielu lat. Grałem w jego spektaklu warsztatowym. Podczas pracy okazało się, że łączy nas nie tylko wspólne myślenie o teatrze, ale także podobne poczucie humoru. Był niezwykle sympatycznym człowiekiem o cudownym, szlachetnym, niezwykle inteligentnym poczuciu humoru. Mimo żałoby, smutku, pogrzebu Boguś pozostaje w mojej pamięci jako człowiek bardzo wesoły, radosny. Spędziliśmy wiele godzin rozmawiając, ale często też milcząc i wówczas też myśleliśmy wspólnie. "Życie snem" Calderona, "Komedia" Becketta, to tylko jedne z wielu naszych wspólnych spektakli. Jestem aktorem, który często miewał spory z reżyserami i często żartem powtarzałem, że dzielę ich na tych, którzy bardzo przeszkadzają aktorom, niewiele przeszkadzają albo w ogóle. We wszystkich naszych zawodowych spotkaniach Boguś nie tylko nie przeszkadzał, ale wręcz pomagał. Żal, wielki żal.
JERZY STUHR, aktor, były rektor PWST
- Z Bogdanem znałem się bardzo długo i kiedyś byliśmy bardzo zaprzyjaźnieni. Wystąpiłem w jego dyplomowym przedstawieniu, jeszcze w szkole teatralnej - to był "Gyubal Wahazar". Wtedy poznaliśmy się. A potem najwięcej współpracowaliśmy przy reżyserowanych przez niego spektaklach Teatru Telewizji z pięknym "Płatonowem" na czele, ze wspaniałą rolą Jurka Treli i znakomitą Mikołaja Grabowskiego. Robiliśmy też "Graczy" Gogola, wiele pozycji z klasyki komediowej. Bardzo lubiłem Bogdana przedstawienia, uczyłem się na nich teatru, który powoli odchodzi, teatru zachowującego przyzwoitość wobec tekstu. Bogdan bardzo dobrze, inteligentnie analizował tekst, robił teatr wyrastający wprost z pnia literatury dramatycznej. Jedno z jego przedstawień, chyba "Król Mięsopust", zostało ocenzurowane, co na nas, studentach szkoły teatralnej robiło wielkie wrażenie. Stał się wręcz naszym bohaterem.
Bogdan należał do tych pedagogów - a szkoła była jego pasją - na których zawsze można było liczyć, nigdy nie odmówił współpracy, zawsze gotowy do zrealizowania spektaklu dyplomowego. Wszyscy czerpaliśmy od niego dobrą energię, którą emanował. Wraz z jego śmiercią odchodzi kawałek ważnego polskiego teatru. Odszedł przyjaciel.