Współczesna bizneswoman
"Wassa Żeleznowa" - reż. Waldemar Raźniak - Och-Teatr w WarszawieMożna bez końca powtarzać, że autorowi sztuki należy się szacunek i dzieła nie można swobodnie przykrawać tak, jak reżyserowi się podoba. Można również mieć pretensję do inscenizatorów, którzy w sobie wiadomym celu zmieniają klasyczny układ sceny pudełkowej na rozmaite konfiguracje przestrzenne. Ostatecznie widz ma prawo wybrzydzać na skrzypiące fotele w teatrze, gdzie żadne uboczne efekty dźwiękowe nie powinny konkurować z muzyką. Mnie osobiście one wcale nie przeszkadzały, bo muzyka nie była tak zachwycająca. Za to gra aktorów, i to na wielu równoczesnych planach, jest godna uwagi
Z dziennikarskiego (złego?) przyzwyczajenia podczytywywałem wcześniejsze recenzje dziwiąc się ich autorom, którzy wytykają zbyt prostą grę córeczki Wassy Żeleznowej i samej Krystynie Jandzie. Mam wrażenie, że podobnie, jak ja dokładnie zapoznałem się z recenzjami, tak autorzy warszawskiej inscenizacji „Wassy Żeleznowej” poznali właściwie wszystko istotne, co było do zobaczenia i usłyszenia w przestrzeni medialnej. To bardzo dobrze - ja przynajmniej to uznaję - że reżyser wymieszał typowe środki filmowe i teatralne w jednym, multimedialnym spektaklu. Wcale mi nie przeszkadza, że kiedyś Gleb Panfiłow potraktował po swojemu tekst Gorkiego. Autor sztuki sam ją zmieniał i przykrawał do rzeczywistości.
W Och-Teatrze uczestniczyliśmy w prawdziwym widowisku, które jednocześnie miało cechy monodramu. Mimo wspaniałych kreacji drugoplanowych, wszystko kręciło się wokół posągowej postaci Wassy Żeleznowej. Marmurowa mimika Krystyny Jandy do złudzenia przypomina minę słynnego filmowego aktora Mozżuchina. W zależności od filmowego obrazu zmontowanego z twarzą gwiazdora radzieckiego ekranu, znaczyło to zupełnie coś innego w emocjonalnym wyrazie sceny. Niezapomniana pozostanie dla mnie intymna scena szeptanego dialogu wzmocnionego jedynie ukrytymi mikrofonami, co jest genialnym rozwiązaniem. Dramaturgia przedstawiona za pomocą wybranego tekstu dialogów daje potoczystość akcji, pomimo pozostawania koryfeuszy wciąż w tej samej przestrzeni.
Rzecz dotyczy w równym stopniu rodziny pogrążonej w kryzysie i chaosie szalejących zmian w dawnej Rosji, jak również współczesnej Polski, która według optymistów rozwija się, a w oczach realistów pogrąża się w kryzysie. Wszystko to odbija się na każdej rodzinie. Ta sztuka jest wypisz, wymaluj, idealnie zgodna z image\'em Krystyny Jandy. Wydaje się, że ona nie gra Wassy Żeleznowej, bowiem jest współczesną biznes woman bliźniaczą charakterem i uwarunkowaniami w stosunku do literackiego pierwowzoru Maksyma Gorkiego. W porównaniu kreacji Jandy z Wassą Żeleznową mam w pamięci tę samą rolę Gryglaszewskiej zaistniałą przed ponad trzydziestu laty w krakowskim Teatrze Miejskim im. J. Słowackiego. To jeszcze jeden przyczynek do rozprawy z argumentami krytyków wybrzydzających na popularność tej sztuki w minionym ustroju. Małżeństwo Krassowskich było co prawda forowane przez ówczesne władze, ale talentu i warsztatu nikt im nie może odmówić.
Zarówno krakowska inscenizacja, jak też wcześniejsze przedstawienie w Teatrze Polskim we Wrocławiu miały ogromne powodzenie. Wiem, bo byłem na tych dwóch wspomnianych spektaklach. W kontekście organizacji widowni, to w "Och - Teatrze" zachwyciła mnie możliwość przeczekania naporu tłumu chcącego jak najszybciej odebrać z szatni swoje okrycia. Piliśmy w teatralnej kawiarni herbatę pozwalając sobie ochłonąć po skończonej sztuce. Nie powinno się wychodzić wprost ze świątyni Muz na ulicę. Spoglądając na zadowolonych widzów wymienialiśmy spojrzenia i bez słów zgodziliśmy się wreszcie, że w tym deszczowym dniu, mądrze i w zachwycie spędziliśmy naprawdę piękny czas. Dojeżdżając do domu nie zmieniłem zdania. Mogę oczywiście nie mieć racji, ale sądzę, że warto odwiedzić jeszcze to magiczne miejsce na Ochocie, gdzie dawniej chadzaliśmy na filmowe seanse.