Współczesna ziemia obiecana

"Ziemia obiecana" - reż: Jan Klata - Teatr Polski we Wrocławiu

W przeszło sto lat od ukazania się jednej z najważniejszych powieści Reymonta, w przestrzeni świątnickiej pompowni, a później na deskach wrocławskiego Teatru Polskiego, możemy się przyjrzeć scenicznej realizacji "Ziemi obiecanej", w reżyserii Jana Klaty. Inspirowany utworem noblisty spektakl nie skupia się jednak na narodzinach i wczesnym rozwoju kapitalizmu (bo ten już się rozwinął); nawiązuje do współczesnych "bolączek". To ciemna wizja teraźniejszości, w której wartości duchowe zastępują materialne.

W pierwszej wersji zawożono widzów do pompowni, podstawione zostały nawet specjalne autobusy, z wyraźnie zaznaczonym kierunkiem jazdy. „Ziemia obiecana” - taki napis widniał na białej tabliczce. To jedno z mrugnięć oka w stronę odbiorcy, tego typu zabiegów znajdzie się w widowisku sporo.

Po dotarciu na teren pompowni, należało udać się wraz ze współtowarzyszami do budynku, w którym miała miejsce zasadnicza część spektaklu. Akcja toczy się w wielkiej sali; odrapane ściany oraz ogromna, zimna przestrzeń być może w jakimś stopniu koresponduje z treścią wydarzeń; pomysł nie był jednak do końca sensowny, gdyż nie wszystkie wrażenia akustyczne, dało się odebrać tak, jak należy (ze względu na duży pogłos). Problem stanowić może też nie najwyższa temperatura, właściwie najlepiej było nie pozbywać się wierzchniego odzienia w szatni.

W okresie zimowym widowisko zostało przeniesione na Scenę na Świebodzkim. Dworzec wydaje się lepszym rozwiązaniem, nie tylko ze względów praktycznych. To jakby znak zurbanizowania; wiąże się z „przepływem” zarówno ludzi, jak i towarów. Scena nie traci nic z pierwotnej koncepcji. Chłodna stylizacja na wnętrze lokalu ma uzasadnienie także wśród ciemnych ścian, w których poza umiejscowionymi wysoko neonowymi napisami – „Greed is good” – brak szczególnie kolorowych elementów.

Ów krótki slogan przebrzmiewa w warstwie treściowej przez całe przedstawienie. Uwidacznia się w kulcie gadżetów – laptopów, telefonów komórkowych czy stolika Trawińskiej. Wkrada się w scenę tańca przy rurze, by wreszcie epatować mocną ironią w części finalnej.

Hasło zdaje się być motywacją większości bohaterów, zwłaszcza męskie postaci działają w sposób zmechanizowany, wypełniają przestrzeń różnymi tworami materii, w obrębie których umieszczają także kobiety. Przedstawicielki płci pięknej traktowane są jak dodatki do precyzyjnie zaplanowanego życia. Ważne, by były funkcjonalne. Anna jest narzeczoną, bo jakąś mieć trzeba; Mada może być żoną, gdyż posiada odpowiednie środki finansowe. Jest jeszcze Lucy, kochanka; dzięki niej możliwe staje się zrealizowanie potrzeb czysto fizjologicznych. Aktywność bohaterów wydaje się być zresztą napędzana przez biologiczne pierwiastki. To taka „samcza” chęć posiadania.

Klata przerysowuje; zderza sytuacje w dużej mierze prawdopodobne, ale nie ucieka od ich nagromadzenia. Prezentowane postaci mają w sobie wiele ze stereotypu, zarówno kobiety – sprowadzone do „panienek lekkich obyczajów”, jak i mężczyźni, rozmawiający wiecznie o pieniądzach i interesach. Taka rzeczywistość jest groteskowa, wyolbrzymiona, co podkreślone zostaje symultanicznością scen.

W owym wyzutym z duchowości świecie udaje się jednak ocalić jakieś elementy emocjonalności. Zdolność do czucia przyznaje się właściwie wyłącznie przedstawicielkom płci „pięknej”. W ostatniej scenie zderza się postaci męskie z żeńskimi – z tych ostatnich bije pewna pustka, smutek czy wypalenie, bohaterowie męscy z kolei zatracają się w pijackim amoku. Kulminacyjny moment, pojawienie się na scenie nagiej Lucy, to także ukłon w stronę kobiet. Kochanka Borowieckiego swoim gestem eksponuje gotowość do porzucenia pozy, którą jakby wbrew woli jej przypisano.

Przedstawienie Klaty wydaje się być trudnym do jednoznacznego ocenienia. Brak mi czynnika, dzięki któremu dałoby się „wniknąć” głębiej w wydarzenia na scenie. Tym niemniej nie gubi się w przekazie, jest całościowo dopracowane, nie ma w nim elementów ze sobą nie harmonizujących. Proponowane pomysły na postaci – zwłaszcza Mada w wykonaniu Anny Ilczuk – mają w sobie wiele oryginalnych cech, wychodzą poza utarte schematy.

„Ziemia obiecana” to spektakl korespondujący z powieścią, z jednej strony jest, w pewnym sensie, jej „kontynuatorem”, z drugiej strony wychodzi daleko poza Reymontowski utwór.

Dobrosława Marszałkowska
Dziennik Teatralny Wrocław
8 grudnia 2009

Książka tygodnia

Twórcza zdrada w teatrze. Z problemów inscenizacji prozy literackiej
Wydawnictwo Naukowe UKSW
Katarzyna Gołos-Dąbrowska

Trailer tygodnia