Współczesny XX wiek

"Ognisty Ptak/Cudowny mandaryn" - Opera Wrocławska

W świecie opery nikogo już nie dziwi (choć nadal czasem oburza) przenoszenie akcji "Toski" czy "Traviaty" w inny czas i przestrzeń. W świecie baletu klasycznego rzadziej praktykuje się odejście od XIX-wiecznego pierwowzoru, bo widzowie chcą oglądać tancerki w białych paczkach i taniec na pointach. 'Ognisty ptak' Igora Strawińskiego, którego postanowiła zaprezentować Opera Wrocławska -łącząc go z innym arcydziełem XX-wiecznego baletu, "Cudownym mandarynem" Beli Bartoka - jest pod tym względem wyjątkowy.

O ile bowiem Pietruszka, jako historia nieszczęśliwej marionetki, dzięki swej stylistyce może być dziś wystawiany praktycznie bez zmian i to zarówno jako propozycja dla dorosłych, jak i dla młodszej widowni, to bajka o carewiczu Iwanie, Żar-pticy i przecudnej Carównie nieco się zestarzała. W mocno klasycyzującej wersji zrealizowanej dla Diagilewa przez Michaiła Fokina i we wzorowanych na ludowym folklorze kostiumach Leona Baksta jest już tylko pięknym zabytkiem. Trzeba poszukać nowej drogi - i takiego zadania podjął się Robert Bondara wraz z gronem współrealizatorów.

Powstał spektakl spójny, bardzo teatralny, choć dla miłośników sztuki tańca nieco zbyt statyczny. Choreografowi udało się logicznie (o ile można mówić o logice przy poetyce snu) umieścić wszystkie sceny i wątki pierwowzoru w nowej rzeczywistości. Mamy do czynienia z opowieścią w opowieści: chory chłopiec, którego szpital przeraża, szuka wytchnienia w książce z baśniami. We śnie przeżywa przygody carewicza Iwana, ale nadal pozostaje w szpitalnej rzeczywistości. W jego pokoju pojawia się Ognisty Ptak (świetna w trudnym ruchu i trudnym kostiumie Anna Gancarz), za ścianą z poduszek zamiast carewien Iwan spotyka pacjentki i dobrą pielęgniarkę, która będzie go wspierać w potyczce - jednak nie z Kościejem Nieśmiertelnym, ale z przerażającym Ordynatorem. Spójność i elegancja plastycznej wizji (kostiumy i scenografia Julia Skrzynecka, projekcje Ewa Krasucka) usuwają na drugi plan taniec jako wyraz emocji bohaterów. Znakomita jest natomiast scena, gdy Iwan, goniony przez sługusów Ordynatora, biegnie w miejscu - jak to się każdemu zdarza w nocnych koszmarach.

"Cudowny mandaryn" - brutalna historia o śmierci i pożądaniu - paradoksalnie wydaje się łatwiejsza do opowiedzenia. Balet z niesamowitą muzyką Bartoka i dziś pozostaje aktualny, a jednocześnie metafizyczny. Nieważnie, czy tytułowa postać jest rzeczywiście chińskim dostojnikiem, czy przeciętnym, na pierwszy rzut oka, młodym człowiekiem - jak u Bondary. To, jak pożąda on Dziewczyny, unieśmiertelnia go i czyni niepodatnym na ciosy trzech Złoczyńców. Niegasnące nienasycenie pozwala znieść i przeżyć wszelkie tortury, dopiero zaspokoiwszy żądzę umiera... Bondara przenosi akcję do wnętrza obskurnego mieszkania o przezroczystych ścianach. Z niesamowitej przypowieści czyni bardzo ludzką, bliską nam historię - może tylko za mało wstrząsającą. Stara się zindywidualizować i urealnić postaci Złoczyńców, którzy są w równym stopniu zdeterminowani, co przerażeni swoim zabijaniem na raty nieznajomego. Gdyby jeszcze wykonawcy potrafili wzmocnić przekaz choreografa wyrazistszym aktorstwem, otrzymalibyśmy niezwykły teatr tańca.

Katarzyna Gardzina-Kubala
Ruch Muzyczny
23 października 2014

Książka tygodnia

Białość
Wydawnictwo ArtRage
Jon Fosse

Trailer tygodnia