Wspólnota na chwilę
"Moją ulicą płynie rzeka" - reż. Elżbieta Depta - Teatr im. J. Kochanowskiego w OpoluW miniony weekend, w Teatrze im. Jana Kochanowskiego w Opolu, miała miejsce niecodzienna premiera. Spektakl „Moją ulicą płynie rzeka" został wyłoniony w ramach II edycji konkursu Modelatornia. Scenariusz widowiska został stworzony na podstawie wspomnień mieszkańców Opola, którzy przeżyli Powódź Tysiąclecia w 1997 roku.
Widowisko w reż. Elżbiety Depty to przede wszystkim opowieść o integracji społecznej, w obliczu kryzysu. Gdy w nocy z 9 na 10 lipca Odra pokonała wały, zalewając poszczególne ulice miasta, wiele mieszkańców straciło cały dorobek życia. Niektóre dzielnice zostały odcięte od świata. Ludzie uwiezieni w osiedlowych wieżowcach zaczęli nawiązywać ze sobą relacje. Na dachach organizowano grille i spotkania towarzyskie. W obliczu katastrofy społeczność zaczęła się integrować, wspólnie przeżywając trudne chwile.
Spektakl „Moją ulicą płynie rzeka" prezentuje dwa oblicza percepcji wydarzeń. Z jednej strony publiczność mierzy się z historiami bohaterów, którzy tracą wszystko. Ofiary zachowując względny spokój, odnajdują się w grupie poszkodowanych, jednocześnie tłamsząc w sobie lęk przed przyszłością. Z drugiej, widzimy obraz radosnej społeczności, która w końcu ma okazję do wspólnego przeżywania otaczającej ich rzeczywistości. Razem biesiaduje na balkonach i dachach, wznosząc toasty „za powódź", dzięki której udało się nareszcie spotkać.
Ze sceny przytaczane są różne historie bohaterów. Z jednej strony widzimy postać kobiety w ciąży, która nie ma dokąd wrócić, ponieważ do jej mieszkania spłynęły fekalia z całego wieżowca. Z drugiej słyszmy o zabawnej historii uratowania świni, która staje się główną atrakcją okolicznych mieszkańców. Śmiech przez łzy. Chwile grozy zakrapiane alkoholem i śpiewem. Bezradność wobec żywiołu i lęk przed tym, co będzie, gdy woda opadnie. Na scenie widzimy cały wachlarz emocji, który w trafny sposób oddaje przeżycia ludzi dotkniętych powodzią w tamtym okresie.
Twórcy spektaklu wprowadzają widzów w sam środek wydarzeń. Zamiast teatralnych foteli do siedzenia udostępniono prycze i łóżka polowe. Na sali wyczuwalny jest zapach wilgoci. Wokół sceny wiszą mokre ubrania. Wszędzie leżą resztki dobytku, które udało się uratować poszkodowanym. Scenografia w trafny sposób obrazuje równość wobec kataklizmu. W kryzysowych momentach przestaje być ważne, kim jesteśmy, co mamy i gdzie żyjemy. Natura w jednej chwili może pozbawić nas wszystkiego. Możemy wtedy liczyć tylko na siebie nawzajem.
Wspomnieniom przytaczanym przez aktorów towarzyszy muzyka na żywo, której autorem jest Łukasz Maciej Szymborski. Muzyka w chwilach grozy podbija emocje, które płyną ze sceny. Niestety takich obrazów nie widzimy zbyt wiele. Większość spektaklu krąży wokół motywu biesiady, której oprawa muzyczna nadaje karykaturalnego wydźwięku.
Interpretacja wydarzeń z lipca 1997 roku to interesujący obraz innej perspektywy, której nie znajdziemy w archiwach i raportach z tamtego okresu. Kataklizm przyniósł nie tylko wielomilionowe straty, ale także wiele doświadczeń, które pozostają w człowieku na zawsze. Wspomnienia mieszkańców odnoszą się do nostalgii za wspólnotą, która budzi się w nas w chwilach grozy i znika wraz z opadającą wodą. Nawet jeśli realizacja spektaklu pozostawia wiele do życzenia, tematyka sprawia, że warto na chwilę wrócić do tamtych czasów, pozwalając sobie na chwilę refleksji.