Wszyscy do Bullerbyn!

"Dzieci z Bullerbyn" - reż. Anna Ilczuk - Teatr Polski we Wrocławiu

Oglądam ostatnio coraz więcej teatru dla dzieci. Nie, żeby mi to sprawiało jakąś wielką przyjemność, raczej z ciekawości. A to wpadnę do Białostockiego Teatru Lalek na "Krainę Śpiochów" dla maluszków (reż. Bernarda Bielenia), a to na "Pieśń o cieniu" (reż. Ula Kijak) dla młodzieży, a to na "Wiedźmy" (reż. Agnieszka Glińska) do Teatru Lalka w Warszawie, a to na "Lokomotywę" (reż. Piotr Cieplak) do stołeczngo Teatru Powszechnego. Te wypady nie są łatwe, bo jestem w stanie znieść w swoim otoczeniu jedno dziecko, ewentualnie dwójkę. Kilkuset głośnych małych widzów to już dla mnie stanowczo za dużo. Od razu zaczyna boleć mnie głowa i jak Starina z "Klatki dla ptaków" muszę niezwłocznie zażyć "pirynę". Ale kiedy dotarły do mnie wieści, że Anna Ilczuk zrobiła w Teatrze Polskim we Wrocławiu "Dzieci z Bullerbyn" popędziłem do dolnośląskiej stolicy natychmiast. Marcin Pempuś jako Olle? No, błagam! To się nie mogło nie udać

Dobra, dobra. Wiem, zagalopowałem się. Wszystko może się nie udać, jednak w tym wypadku było tak, jak przewidziałem, a nawet lepiej. Anna Ilczuk, zachęcona przez aktorów do zrobienia spektaklu dla dzieci, zdecydowała się na "Dzieci z Bullerbyn" dość szybko i - jak sama mi powiedziała - odruchowo. A zadanie to nieproste, bowiem niemal każdy książkę zna i ma o niej, a raczej jej bohaterach, swoje wyobrażenie. Reżyserka zdecydowała się wybrać z kultowego dzieła Astrid Lindgren kilka historii i połączyć je w nieco ponad godzinny spektakl. Zrobiła to bardzo sprawnie i efekt końcowy jest znakomity.

Kluczem do sukcesu tej inscenizacji są oczywiście aktorzy, którzy grali dotychczas wyłącznie w "dorosłych" spektaklach i może dzięki temu uniknęli choroby toczącej teatr dla najmłodszych, czyli infantylnego, dziecinnego mówienia (baby talk!). Tu aktorzy mówią normalnie, traktują swoich widzów poważnie, a nie jak jakieś niedorozwinięte stworzenia. I bawią się przy tym, należy dodać, znakomicie. Sylwia Boroń (Anna), Dagmara Mrowiec (Britta), Marta Zięba (Lisa), Michał Mrozek (Lasse), Andrzej Kłak (Bosse) i Marcin Pempuś (Olle) tryskają wprost energią. Widać, że to nie jest dla nich jakiś dopust boży, jakaś niepoważna chałtura dla dzieciarni. Dają z siebie na scenie wszystko.

Kolejny punkt należy się temu spektaklowi za wspaniały, inteligentny humor. Dzieciaki co rusz wybuchają śmiechem. A to, w dużej mierze, z powodu tego, że Ilczuk nie obsadziała aktorów po tak zwanych warunkach. Kiedy więc Michał Mrozek (kawał chłopa) mówi swoim tubalnym głosem: "Jestem Lasse, mam dziewięć lat" to widownia rechocze bez opamiętania. Kiedy niemal dwumetrowy Andrzej Kłak wciela się, w jednej ze scen, w rolę malutkiej siostrzyczki Ollego - Kerstin, publika dosłownie wyje. Siedząca obok mnie z kilkuletnim synkiem na kolanach mama tak się śmiała, że prawie zrzuciła dziecko na ziemię.

Nie można też, pisząc o tym spektaklu, pominąć scenografii (Mateusz Stępniak). Jest bardzo prosta, to właściwie płótno, na którym namalowane są farbami trzy zagrody - środkowa, północna i południowa. Scenografia jest współtworzona przez dzieciaki, które mogą przyjść pół godziny przed spektaklem i same ją pomalować. Bo zasada jest taka, że wszystko musi generować wyobraźnia widzów. Kiedy w drugim planie Olle doi w oborze krowę, to jest nią po prostu krzesło z przywiązanym sznurkiem, na końcu którego dynda wypełniona wodą lateksowa rękawiczka. Czary-mary i jest krowa! Bardzo to wszystko jest nienadęte i urocze.

Zespół Teatru Polskiego, Anna Ilczuk sama jest jego aktorką, stworzył przy niewielkich nakładach finansowych i szczerej chęci zrobienia czegoś dla najmłodszych widzów, najlepszy spektakl dla dzieci, jaki widziałem na naszych krajowych deskach teatralnych. Sam, po wyjściu z teatru, mówiłem cały czas do moich znajomych "hej hej". A dlaczego? Trzeba się dowiedzieć osobiście. Do Bullerbyn, kochani. Wszyscy do Bullerbyn!

Mike Urbaniak
http://panodkultury.wordpress.com
7 maja 2013

Książka tygodnia

Białość
Wydawnictwo ArtRage
Jon Fosse

Trailer tygodnia